MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wpadka aplikanta

Artur Drożdżak
Jedno zdanie wypowiedziane na krakowskich Plantach przez aplikanta adwokackiego odbiło się takim echem, że dopiero Sąd Najwyższy uchronił Stefana S. przed karą więzienia.

Poskarżono się staroście: "Obwiniony Stefan S., dr praw, 10 marca 1933 r. między godziną 11.30 a 12.30 dopuścił się na Plantach wykroczenia przeciwko porządkowi publicznemu wobec 300 słuchaczy UJ.

25-latek w pewnym momencie przystąpił do policjanta służby śledczej Adama C. i w tonie szyderczym zwrócił się do niego słowami: Co pan tu robi? Pan tu niepotrzebny, bo jest policja mundurowa, ona w zupełności wystarczy. Potem wszedł w tłum akademików i wskazał im posterunkowego i jego kompana. Na skutek tego zachowania akademicy utworzyli zwarty szereg, poczęli gwizdać do policjantów i wołać: Mops. Policjanci zmuszeni zostali do wycofania się".

Po zapoznaniu się z dokumentami starosta skazał Stefana S. na 25 zł grzywny z zamianą na 3 dni aresztu. Aplikant do winy się nie poczuwał i inaczej opisał incydent.

- Znam Adama C. Przystąpiłem do niego przed UJ i powiedziałem mu w dobrej wierze: Niech pan nie drażni młodzieży. Następnie zwróciłem uwagę akademików, by się zachowywali przyzwoicie i nie robili żadnych ekscesów, bo obok nich stoją wywiadowcy policyjni - wyjaśniał. Niewiele wskórał, bo sąd utrzymał w mocy decyzję starosty.

- Nie można dać wiary Stefanowi S., że zwrócił się do policjanta celowo, by nie drażnił akademików. To tłumaczenie naiwne, może miałoby miejsce, gdyby bez intencji obrażenia służby policyjnej zwrócił się iście po obywatelsku do policji mundurowej z wyżej wymienionymi uwagami, ale należało przyjąć, że działał z wyraźnym zamiarem ujawnienia służby śledczej, o której akademicy nie wiedzieli i skutkiem tego nastąpiły ekscesy ze strony akademików - podkreślił sąd.

Tym samym dał wiarę relacjom świadków, którzy zeznali, że Stefan S. działał "szyderczo i prowokująco" i że chciał tym zachowaniem zakłócić porządek publiczny. "Oskarżony będąc człowiekiem kulturalnym zdawał sobie sprawę, jakie nieobliczalne następstwa mogły wywołać zachowania rozagitowanych młodych ludzi, których pobudliwość należało uspokajać, a nie podniecać, jak to oskarżony uczynił" - łajał go sąd.

25-letni Stefan S., widząc, że to nie przelewki, wynajął adwokata. Ten napisał kasację od wyroku i wnosił, by jego klienta uniewinnić lub sprawę jeszcze raz rozpoznać. - Wszak brak dowodów, by Stefan S. wypowiedział się szyderczo, to dodatek dowolny w uzasadnieniu wyroku I instancji. Przecież mógł Adama C. wskazać znajomym studentom i podjudzić ich przeciwko niemu, gdyby rzeczywiście dążył do narażenia wywiadowcy na śmiech i wyzwiska.

Skoro przystąpił do policjanta, to w zwykłej i zrozumiałej dla każdego obywatela trosce chciał zapobiec ewentualnym zajściom, które niewątpliwie nastąpiłyby, gdyby rozswawolona młodzież, nie przeczuwająca wśród siebie wywiadowcy, dopuściła się w obecności tego funkcjonariusza jakichś karygodnych wystąpień - pisał adwokat.

Sąd Najwyższy uniewinnił Stefana S., bo uznał, że przestępstwo byłoby dopiero wtedy, gdyby przekroczył przepisy dotyczące zachowania się w miejscach publicznych, czyli np. w sali widowiskowej, na dworcach kolejowych lub zabraniające zaśmiecania ulic, palenia tytoniu w pewnych miejscach. A takiego ustalenia wyrok nie zawierał.

Sąd zauważył, że Stefan S. mógł popełnić inny występek. Jaki ? Możemy się domyślać, co sędziowie mieli na uwadze. Ano to, że aplikant adwokacki powinien raczej odpowiadać za głupawe kłapanie jęzorem, które bywa tolerowane na sali sądowej, ale już nie przed rozjuszonym tłumem akademików z UJ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska