Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wadowice. Dziwne przepisy na targu. Grzywny za sprzedaż majtek

Bogumił Storch
Bogumił Storch
Krzysztof Kozik zakazany przez władze Wadowic towar trzyma w samochodzie
Krzysztof Kozik zakazany przez władze Wadowic towar trzyma w samochodzie Bogumił Storch
Miał być powrót do tradycji, a wyszła wielka klapa. Władze Wadowic zdecydowały się na wprowadzenie pionierskich zasad handlu na tzw. „końskim targu”. Teraz można sprzedawać tu już tylko żywy inwentarz, produkty rolne i odzież roboczą. Ni i targowisko pustoszeje.

- Mam 80 lat. Całe życie jeździłam co czwartek do Wadowic na targ. W jednym miejscu kupowałam sobie ziemniaki, spódnicę i koszulę dla męża. Teraz już nie mogę - rozkłada ręce zmartwiona Maria Pasionek ze wsi Marcyporęba.
Urzędnicy chcieli, by na dawnym „końskim targu” nie było „mydła i powidła”. Zmiany miały nadać temu miejscu „pierwotny charakter”, a tylko sprawiły, że kupcy uciekają do sąsiednich miast, gdzie tak drastyczne przepisy nie obowiązują.

Na targu przy ul. Nadbrzeżnej w Wadowicach zabroniono handlować innymi towarami niż rolniczymi i zwierzętami gospodarskimi. Burmistrz podjął tę decyzję, żeby „przywrócić targowisku tradycyjny charakter”, bo do tej pory sprzedawano tu także ubrania.

Zakaz handlu tekstyliami

Od marca już tego robić nie można. Kupcy z tej branży musieli się wynieść lub przebranżowić. Większość nie była w stanie tego zrobić i dlatego ich stoiska zniknęły z placu handlowego.

Teraz zostały po nich puste boksy, bo na ich miejsce nie przyszli sprzedawcy zwierząt. Konia i krowy na targowisku nie widziano tu już podobno od drugiej połowy lat 90. W efekcie targowisko zamiera.

- Straciliśmy źródło dochodu, bo nie spełnialiśmy warunków regulaminu - mówi Elżbieta Kania, która handlowała ubraniami.

Według nowego regulaminu, obowiązującego od marca, wyznaczono tu jedynie pewne stanowiska do sprzedaży produktów rolno-spożywczych i zwierząt gospodarskich. Z nielicznymi wyjątkami.

- W przypadku braku zainteresowania dopuszcza się również możliwość zagospodarowania niewykorzystanych miejsc do sprzedaży produktów regionalnych, spożywczych i rękodzieła oraz narzędzi rolniczych - wyjaśnia Piotr Polak z wydziału komunalnego wadowickiego ratusza.

Krzysztof Kozik ciągle sprzedaje na targowisku, ale tylko część towaru, który ma. Może handlować ubraniami roboczymi, ale już nie takimi na co dzień.

Ten niedozwolony towar trzyma w samochodzie. Zwykle ma do niego otwarte drzwi. Jednak pytającym o bluzki i spódnice musi odmówić.

- Na każdym innym targu mogę sprzedawać na przykład spodnie, skarpetki albo koszule, ale nie w Wadowicach - żali się Krzysztof Kozik.

Chcą sprzedawać tutaj

Teoretycznie można przenieść się na inne place targowe w mieście, ale - jak tłumaczą kupcy - tam miejsc nie starczy dla wszystkich. - Boimy się kar. Straż miejska skrupulatnie sprawdza, czy przestrzegamy przepisów, i straszy karami. Można też stracić pozwolenie na handel - mówi Katarzyna Dudek.

Narzekają też klienci, głównie ci starsi, z okolicznych, podwadowickich wsi, przyjeżdżający do tego miasta tylko raz w tygodniu, w czwartki. Im zmiany też nie są na rękę.

- Już nie mogę kupić wszystkiego w jednym miejscu. Nie mam siły i zdrowia chodzić z siatkami po całym mieście. Wcześniej mogłam tu dostać i nasiona, i bieliznę czy kurtkę - mówi Janina Marzec z Tomic.

Wykiwała urzędników

Nowe przepisy niektórzy mogą łatwo obejść. - W regulaminie nie ma ani słowa o zakazie handlu zasłonami i firankami. Mogę je sprzedawać legalnie, chociaż to wcale nie są rolnicze produkty - przyznaje Danuta Kowalczyk.

Miasto też traci pieniądze, bo kupcy, których wyrzucono, wnosili do kasy miasta comiesięczne opłaty.

- Nie robią tego natomiast Romowie, którzy sprzedają ubrania z ręki albo prosto z samochodu. Teraz przejęli oni na targowisku już całą branżę odzieżową i mają coraz więcej klientów. Tego straż miejska już nie widzi - skarży się Wojciech Oskórski.

Wadowiczanie nie rozumieją tego pomysłu burmistrza. - On chyba nosa za Wadowice nie wystawia. U nas na wsiach już nie ma tyle zwierząt co dawniej. Teraz hoduje się pekińczyki, a nie krasule - mówi Marek Kowalczyk spod Wadowic, który kiedyś miał kilka krów. - Krowy teraz to kupuje się przez internet - podkreśla.

Zarządca targowiska też o tym wie.

- Handel zwierzętami u nas zamiera, ale tak dzieje się wszędzie i nic na to nie można poradzić - przyznaje Stanisław Meus, zarządca, który jednak ma nadzieję, że puste miejsca, znów się zapełnią - przekonuje. .

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska