Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paleczny: Brazylia to samba, karnawał, fawele, korupcja. To raj i piekło

Redakcja
Panorama Rio de Janeiro. Tylko w pięciu największych miastach Brazylii żyje 40 mln ludzi. Część z nich - w ogromnych fawelach, czyli dzielnicach nędzy. Jeśli przekroczy się ich granicę choćby o kilkadziesiąt metrów,      można stracić życie. Fawele są całkowicie poza prawem. Zresztą, policja w Brazylii należy do bardzo skorumpowanych. Kwitnie też drobne złodziejstwo na plażach. Lepiej uważnie pilnować swoich plecaków
Panorama Rio de Janeiro. Tylko w pięciu największych miastach Brazylii żyje 40 mln ludzi. Część z nich - w ogromnych fawelach, czyli dzielnicach nędzy. Jeśli przekroczy się ich granicę choćby o kilkadziesiąt metrów, można stracić życie. Fawele są całkowicie poza prawem. Zresztą, policja w Brazylii należy do bardzo skorumpowanych. Kwitnie też drobne złodziejstwo na plażach. Lepiej uważnie pilnować swoich plecaków fot. archiwum
Latyfundia oparte na niewolnictwie, dzielnice biedy, gdzie lepiej się nie zapuszczać, skorumpowana policja, handel narko tykami, złodzieje na plażach. A z drugiej strony cudowne widoki, beztroska życia, piękne kobiety i kolorowy karnawał. - Gdybym był bezdomny, chciałbym być bezdomnym w Brazylii. Nigdzie nie ma tylu szczęśliwych ludzi, którzy nic nie mają - mówi prof. Tadeusz Paleczny, podróżnik, socjolog kultury z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Rozmowa Marii Mazurek

Brazylia to z jednej strony fawele, bieda, korupcja, narkotyki. Z drugiej - piękne krajobrazy, samba, karnawał, roznegliżowane kobiety. Proszę nam wyjaśnić: raj czy piekło?
Trudno w kraju, gdzie upał zaczyna się od 35 stopni w cieniu, nie roznegliżować się. Sam nie raz i nie dwa siedziałem tam w cieniu i dosłownie wyłem z bezsilności. Nawiasem mówiąc, roznegliżowane Brazylijki to bardzo atrakcyjny widok, bo są to dziewczyny ze ślicznymi buziami i bardzo kobiecymi kształtami. A czy bieda oznacza piekło? Nigdzie indziej nie spotkałem tylu szczęśliwych ludzi, którzy nie mieli nic. Bo co im do szczęścia potrzeba? Jest gorąco, to nie muszą budować porządnych domów, ogrzewać ich, inwestować w kożuchy, futra i dobre buty. Zjedzą byle jakie owoce z drzewa i w tej temperaturze nie chodzą głodni. Gdybym miał być bezdomny, to na pewno chciałbym być bezdomnym w Brazylii. Więc ja odpowiedziałbym następująco: to bardziej raj niż piekło. Raj, który czasem potrafi jednak stać się piekłem.

Dla nas, Europejczyków, sprawa jest bardzo prosta: im więcej masz, tym lepsza jakość twojego życia.
W Brazylii jest zupełnie inaczej. Trochę tak jak u Romów liczy się tu przynależność społeczna oraz akceptacja otoczenia. Na tym właśnie Brazylijczycy budują swój status społeczny. Brazylijczycy żyją tu i teraz, potrafią czerpać z życia to, co jest najlepsze. Dokładnie tak jak w tej anegdocie: "Spotyka Amerykanin Brazylijczyka, który leży pod palmą. Brazylijczyk tłumaczy mu, że czeka, aż spadnie kokos, bo napiłby się mleka z owocu. Amerykanin mówi więc do niego: Wlazłbyś na to drzewo i zerwał sam ten kokos. Przy okazji zebrałbyś inne kokosy i sprzedał turystom. Brazylijczyk patrzy na niego zdziwiony i mówi: Ale po co? Amerykanin tłumaczy mu, że wtedy zarobiłby pieniądze, mógłby potem kupić auto, zatrudnić innych ludzi, potem być może wysyłać te kokosy statkami za granicę. - Pozasuwasz trochę i się dorobisz - wyjaśnia Amerykanin. Brazylijczyk pyta raz jeszcze: Ale po co? A Amerykanin odpowiada mu: Po to, żebyś mógł leżeć do końca życia pod palmą i nic nie robić..."

Rozumiem. A kiedy Brazylia oznacza piekło? Przestrzega się turystów, że to bardzo niebezpieczny kraj.

To trochę przesada. Raczej nikt tam pani nie zgwałci, nie pobije. Przynajmniej dopóki nie zapuści się pani w fawele. Ale okraść mogą, owszem. Na plaży lepiej samemu w nocy nie chodzić. Raz poszedłem z żoną i znajomymi na plażę w Copacabanie. Zaczepili nas młodzi ludzie grający w piłkę. Uśmiechnięci, przyjaźni, słyszą że jesteśmy z Polski, więc powtarzają: Wałęsa, Wałęsa. I nagle czuję rękę w kieszeni. Mówię: Nie uda wam się to, ale poproście, to dam wam jakieś pieniądze.

Poprosili?

Nie. Tam się kradnie, nie żebrze. Ale odeszli od nas uśmiechnięci, przyjaźnie nastawieni. A wie pani, jacy potrafią być sprytni? Znajomych też zaczepili na plaży, coś do nich mówili. Kiedy moi znajomi wrócili do hotelu, zorientowali się, że ktoś podmienił im plecak. Na identyczny! Żeby nie robić zamieszania z grzebaniem w plecaku, po prostu je zamieniają.

Takich chłopców grających na plaży jest dużo?

Za każdym razem widać ich setki. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że futbol jest w Brazylii religią. Pele jest legendą, jest nazywany Bogiem, cesarzem, choć przecież - z całym szacunkiem do niego, bo facet da się lubić - jest człowiekiem dość prostym. Raz siedziałem w hotelu w Rio, kiedy na Maracanie grali mecz. To był zwykły mecz ligowy, nic szczególnego. A mimo tego słyszałem doskonale, co działo się na stadionie. Mało tego - z dosłownie każdego okna w okolicy słyszałem dzikie odgłosy. Kiedy jest mecz, całe miasto szaleje, skupia się tylko na tym.

Dziwne, że w kraju, który tak kocha piłkę i którego mieszkańcy nie przejmują się pieniędzmi, wybuchły zamieszki przed mundialem.
Też mnie to zdziwiło. Myślę, że to efekt międzynarodowych nastrojów alterglobalistycznych. Ruchy wyklętych, oburzonych dotarły do Brazylii.

Wydawało się, że po reformach lewicowego prezydenta Luiza da Silvy, nazywanego po prostu Lulą, Brazylia zmierza ku świetlanej przyszłości. Coś nie wyszło?
Wyszło. Lula, by zmniejszyć liczbę pracujących nieletnich, wprowadził dofinansowanie dla rodzin, które posyłają dzieci do szkół. Wprowadził programy dla rolników, mikrokredyty. Teraz te reformy kontynuuje jego następczyni, Dilma Rousseff, też z Partii Pracy. To, co zrobił Lula, jest dobrze oceniane. Wreszcie ktoś zaczął panować nad potwornym zadłużeniem kraju. Brazylia z punktu widzenia ekonomicznego się rozwija, również dlatego, że odkryto tam potężne złoża ropy naftowej. Tylko że nie da się uporać z wszystkimi problemami w kilka lat. Mimo wszystko w kraju ciągle rządzi oligarchia, a potężna przepaść między bogatymi a biednymi jest nie do zasypania. W Brazylii jest najwięcej na świecie prywatnych lotnisk, około 7,5 tysiąca. A obok miliony ludzi żyją w skrajnej biedzie.

Oligarchowie to potomkowie Portugalczyków?

Głównie Portugalczyków, ale też Włochów, Niemców. Mają potężne latyfundia, liczące do półtora tysiąca mieszkańców-pracowników, z własnymi szkołami, sklepami. Stosunki panujące w tych wielkich posiadłościach ziemskich można nazwać współczesną formą niewolnictwa. Brazylijczycy za pracę w nich nie dostają pieniędzy, ale talony, którymi mogą płacić w sklepach tylko na terenie posiadłości. O tym, czy dziecko pójdzie do szkoły czy do pracy, nie decyduje talent, lecz kaprys oligarchy. Spore szanse na podjęcie edukacji mają dzieci właścicieli ziemskich i pracujących dla nich kobiet. Do takich sytuacji dochodzi często, bo w Brazylii panuje duża swoboda seksualna.

Brazylijczycy rzeczywiście są tacy rozpasani seksualnie?

Są. Taka kultura. Na porządku dziennym są tam motele wynajmowane na godzinę. Brazylia jest też mekką transseksualistów. Prostytucja też nie jest niczym dziwnym. Również dziecięca, choć to temat tabu. Proszę pamiętać, że to kraj, który ma bardzo wysoki odsetek osób zarażonych wirusem HIV - ok. 4 proc. populacji. Nie polecałbym przygód seksualnych przyjeżdżającym tam turystom, choć pewnie będą do tego namawiani. Ten rys mentalności Brazylijczyków może nas zaskakiwać. W tym kraju do dobrego tonu należy, żeby mężczyzna - zwłaszcza o wysokim statusie społecznym - miał kochankę. A gdy jej nie ma, lepiej, żeby przynajmniej udawał, że ma.

Kobiety też często mają tam kochanków?
Ależ skąd. Kobiety są skłonne do flirtu, ale tylko do chwili ślubu. To bardzo patriarchalny kraj i co tu dużo ukrywać - kobietom jest w nim znacznie trudniej. Począwszy od problemów ze znalezieniem pracy, skończywszy na tym, że mąż rzadko liczy się z ich zdaniem. Pamiętam sprawę, w której sąd uniewinnił Brazylijczyka - zabójcę kochanki i żony. Jestem przekonany, że kobieta, która zabiłaby męża i kochanka, dostałaby dożywocie.

To kraj katolicki, kojarzymy go z wielkim Chrystusem w Rio. Jak to się ma do obyczajowości Brazylijczyków?

Trzydzieści lat temu rzeczywiście ok. 90 proc. Brazylijczyków to byli katolicy. Dziś to już tylko trochę więcej niż połowa. Coraz więcej jest za to protestantów, ok. 30 proc. Większość spośród nich to zielonoświątkowcy. Ale chrześcijaństwo bynajmniej nie przeszkadza Brazylijczykom w wyuzdaniu, bo prezentują oni religijność bardzo odmienną od europejskiej. Bardziej ludową, naiwną, z elementami magii. Jest ona bliższa naszym pogańskim zwyczajom.

Brazylia to latyfundia, których w Europie nie ma od wieków, ale też rozległe dzielnice nędzy w wielkich miastach, czyli fawele. Żyje w nich kilkadziesiąt milionów Brazylijczyków. Był w nich Pan?

To nie jest miejsce, w które może zapuszczać się ktoś obcy. Jeden zapuścił się autem, zaledwie 50 metrów. I cudem uszedł z życiem. Auto zaś nie uszło; było totalnie zniszczone. Fawele, często budowane w przepięknych miejscach, na skałach, gdzie nic innego nie da się wybudować, można obserwować z daleka. Ale lepiej nie przekraczać tej magicznej granicy. Pół metra od niej jesteś bezpieczny, ale już pół metra za nią możesz stracić życie.

Brazylijczycy nie dbają o pieniądze. Mogą leżeć pod palmą i nie mieć dosłownie nic

Jak taka fawela funkcjonuje?
Tego dokładnie nie wiadomo, bo to zamknięte środowiska. Kiedyś chciałem pisać książkę o fawelach, miałem pomysł, żeby wejść tam, pomieszkać, żeby nie ujawniać niczego, czego by nie chcieli. Nic z tego. Wiadomo, że na wyższych piętrach tych ich prowizorycznych budowli zbudowanych z jakichś resztek konstrukcji metalowych, mieszkają bossowie. Im niżej w sensie przestrzennym, to w sensie społecznym - również. Wszyscy z dołu pracują dla bossów.

W jaki sposób pracują?

Przestępczy. Narkotyki i broń są tam powszechnie dostępne. Współpracują też z gangami - napadają np. z kałasznikowami na metro. Wtedy są w stanie hurtowo okraść nawet kilkaset osób. Ostatnio 50 osób zatrzymało w sumie kilkaset samochodów na autostradzie. Mieli sporo czasu zanim przyjechały duże oddziały policji. Bo wiadomo, że kilku samotnych policjantów nie odważy się nic zrobić.

Jak to się dzieje, że służby akceptują taką przestępczość?

Wszystko odbywa się w ramach współpracy gangów z policją. Służby są w Brazylii bardzo skorumpowane. Inna sprawa, że tych faweli nie da się ruszyć. To tykająca bomba biologiczna, bo przez opłakane warunki sanitarne szerzy się tam brud, smród i zaraza. Ale jakby ktoś chciał się za to zabrać, musiałby do każdej pojedynczej faweli wjeżdżać wozami opancerzonymi, z antyterrorystami.

Jaka jest skala korupcji wśród służb?

Ogromna. Przez lata wytworzyły się wielkie sieci korupcyjnych powiązań i zależności. Ręka rękę myje. To przecież nie jest tak, że w komisariacie jest jeden czy dwóch skorumpowanych policjantów, a reszta bezinteresownie udaje, że tego nie widzi. Ktoś musi ich kryć i mieć w tym interes.

Powiedzmy, że jako turystka z Polski chcę w Brazylii kupić narkotyki. Da się?
Bez problemu. Idzie pani na plażę, pochodzi do nastolatków grających w piłkę i sprzedających niby jakieś napoje orzeźwiające, mówi pani co chce. Dostaje pani bez żadnego kłopotu. Narkotyki są tam niby nielegalne, ale handel nimi kwitnie. Nie trzeba mieć dojść, znać jakiegoś kodu porozumiewawczego.
Da się z Brazylijczykami dogadać po angielsku?
Niestety - raczej się nie da. W Brazylii, w każdym butiku czy kawiarni, na pytanie: "Do you speak English?" odpowiedzą: "yes". Ale może to być jedyne angielskie słowo, które znają.

A po hiszpańsku? W całej Ameryce Łacińskiej, oprócz Brazylii, mówi się po hiszpańsku.
Po hiszpańsku też nie. Co nie wynika z arogancji jak u Francuzów. Brazylijczycy po prostu nie mają ani potrzeby nauki języków obcych, ani zdolności. Ostatnio moja znajoma, zajmująca dość wysokie stanowisko w jednej z krakowskich korporacji, wypaliła się zawodowo. Zna angielski, hiszpański, ale portugalskiego - nie. Myślała o przeprowadzce do Brazylii. Ale odradziłem jej ten wyjazd.

Bo nie poradziłaby sobie z językiem?
Również. Ale Brazylia to nie jest łatwy kraj do zaczynania wszystkiego od nowa. W Brazylii jest trochę jak w Rosji - żeby robić interesy, musisz wiedzieć, z kim warto się napić, a komu dać łapówkę. Gdy zakładasz spółkę, musisz wziąć do zarządu kogoś miejscowego, bo w przeciwnym razie nie masz szans.

Jakiego kawałka Brazylii brakuje Panu w Polsce?
Świetnego jedzenia kupowanego za grosze: przepysznej wołowiny z krów pasących się na wolności, świeżutkich langust, homarów i słodkich owoców, które smakują zupełnie inaczej niż u nas. Przepięknych plaż, zapierających dech w piersiach widoków. Beztroski Brazylijczyków. Moi znajomi z Brazylii namawiali mnie, żebym przywiózł z sobą do Polski brazylijską sprzątaczkę, bo tam jest nie do pomyślenia, żeby profesor, wykładowca akademicki nie miał służby. No i przypominałaby mi Brazylię. Cóż, nie wziąłem z sobą Brazylijki. Bo co by robiła na moich 52 metrach kwadratowych?

image

Prof. Tadeusz Paleczny

socjolog kultury i stosunków etnicznych, kierownik Katedry Kulturoznawstwa Międzynarodowego na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ. Podróżnik, miłośnik Brazylii, poeta.

WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CZY JESTEŚ PRAWDZIWYM KRAKUSEM?"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska