MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Mam kokosów po horyzont"

Marcin Biały
U nas fajnie jest od maja do października. Później to już tylko marudzenie. Mam taką teorię, że Brazylijczyk to taki nasłoneczniony Polak. Jakby Polacy mieli więcej słońca, to też by mieli taką energię i witalność - mówi Grzegorz Hajdarowicz, biznesmen, konsul honorowy Brazylii.

Był już Pan w tym roku w Brazylii?
Jeszcze nie, ten rok będzie słaby, bo spędzę tam tylko miesiąc. Za dużo mam spraw na głowie. W zeszłym roku byłem w Brazylii trzy razy.

Skąd u Pan wzięła się fascynacja tym krajem?
Ameryką Południową zaciekawiłem się w czasie studiów. Później byłem zainteresowany Wenezuelą, także pod kątem inwestycyjnym, ale Hugo Chavez i jego droga do socjalizmu skutecznie mnie stamtąd wypłoszyły. W 2003 roku znajomy namówił mnie, żeby pojechać na kajty do Brazylii. Trochę się opierałem, bo nie znałem portugalskiego, ale w końcu mnie przekonał. Jak już pojechałem, to była miłość od pierwszego wejrzenia.

Z tej miłości zaczął się Pan uczyć portugalskiego.
Uświadomiłem sobie, że jeśli nie nauczę się języka, niewiele tam zdziałam. Brazylijska odmiana języka portugalskiego jest łatwiejsza od tego, którym mówi się w Portugalii, mniej dokładna, a w wymowie bardziej zbliżona do polskiego. Można powiedzieć, że Brazylijczycy źle mówią po portugalsku i chwała Bogu, bo jeśli się człowiek pomyli, to nie ma afery.

Co takiego jest w Brazylii, że serce bije mocniej?
Przestrzenie, przyroda i uśmiechnięci ludzie. Radość życia Brazylijczyków. U nas fajnie jest od maja do października. Później to już tylko marudzenie. Mam taką teorię, że Brazylijczyk to taki nasłoneczniony Polak. Jakby Polacy mieli więcej słońca, to też by mieli taką energię i witalność.

Myśli Pan, że Polacy są tacy macho?
Brazylijczycy to nie jest taki typ macho jak Meksykanie, oni są bardziej stonowani. Mają większy luz, na hamaczku lubią poleżeć.

Ale Brazylia ma w Polsce wizerunek kraju niebezpiecznego.
To jest trochę wizerunek filmowy. Tak jak polskie filmy uwielbiają epatować schorowanym górnikiem ze Śląska, gdyż to najprościej pokazać. Podobnie Brazylijczycy najchętniej pokazują fawele - dzielnice nędzy i przemoc. Ale to jest margines. To tak, jak opisywać Polskę poprzez opowieść o dwóch kibolach, którzy się nożami okładają. Przemierzyłem ten kraj wielokrotnie różnymi środkami transportu i nie spotkałem ani razu żadnego śladu agresji wobec mnie. Raz gdy zgubiłem zegarek, to podleciał do mnie chłopiec i mi go zwrócił. Za ten zegarek mógłby żyć 2-3 miesiące.

Do dżungli też się Pan zapuścił?
Pierwszy raz w dżungli byłem w podróży poślubnej, pojechaliśmy z żoną do Gwatemali, Belize i Meksyku. Wyczytaliśmy, że jest takie kultowe miejsce, gdzie wielkie żółwie znoszą jaja na plaży, że trzeba tylko przejść kawałek przez dżunglę. No to poszliśmy, ale nie popsikaliśmy się niczym, więc komary nas zżarły. Na dodatek na miejscu okazało się, że żółwie rzeczywiście znoszą tam jaja, ale… cztery miesiące później! Pierwszy kontakt więc to katastrofa.

Wrócił Pan jeszcze do dżungli?
Tak, kilkakrotnie. Byłem m.in. producentem filmu "Carmo...", który robiliśmy w Pantanal - to taka część Brazylii między Boliwią a Paragwajem, gdzie są mokradła i krokodyli po horyzont.

Z jakim zwierzęciem z dżungli by się Pan utożsamił?
Problem w tym, że tam jest mało drapieżnych zwierząt [śmiech]. Może z jaguarem!

Jak Pan zareagował, kiedy Brazylia odpadła w ćwierćfinałach mistrzostw świata?
Szczerze?... Nie oglądałem tego meczu. Nie jestem futbolowym chłopakiem. Dwudziestu dwóch facetów i jeden szmaciany przedmiot to nie moja pasja. Nie oglądam meczy, w życiu byłem tylko na dwóch, i to w interesach. Dla Brazylijczyków piłka to sport kultowy, co wynika pewnie z dostępności tego sportu. Jest ciepło, grać można wszędzie, na trawie, na plaży, na bosaka.

To jaki sport jest Pana pasją?
Kitesurfing, czyli latawiec, deska i wiatr. Od dwunastu lat jeżdżę na snowboardzie, skaczę z helikoptera, koło Alaski jeżdżę w puchu. To podobne sporty, uprawiając je, trzeba polegać na sobie. Lubię jeździć tam, gdzie inni nie jeżdżą. Na kajcie też wypływam poza wyznaczone miejsca. Dalej od brzegu, w głąb oceanu. Zdecydowanie wolę sporty indywidualne, wszystko zależy ode mnie, a nie od tego, kto mi podaje piłkę. Wolę sam sobie podawać.

Biznes to nie gra zespołowa?
Różnie to bywa. Zawsze byłem indywidualistą, wolałem sam robić interesy, a jak już w zespole, to mniejszym. W większych grupach to zazwyczaj nie wychodzi.

Brazylia to dla Pana nie tylko pasja, ale także biznes.
Mam tam 2750 hektarów ziemi, 6 km plaży. Piękny teren. Jeden z lepszych interesów, jakie zrobiłem w życiu. 80 km od budowanego największego lotniska w Ameryce Południowej w mieście Natal. Znalazłem to miejsce przez przypadek, pływając na kajcie, i pomyślałem sobie: "Dobrze byłoby to kupić". Udało się.

Podobno ma Pan tam plantację kokosów?
50 tysięcy palm. Można powiedzieć, że robię w kokosach, bo mam kokosów po horyzont.

Zrobi Pan kokosy na kokosach?
Myślę, że tak. Może na samych kokosach nie, chociaż z moich palm mam 1,5 miliona kokosów rocznie. Chcemy tam robić projekty ekologiczne, deweloperskie. Fajne wyzwanie, projekt na 15 lat. W fantastycznym otoczeniu, w kraju, który ekonomicznie idzie jak burza. Ważne jest też to, że to kraj demokratyczny i chrześcijański, funkcjonujący w oparciu o system wartości, który obowiązuje w Europie. Dlatego inwestuję w Brazylii. Poza tym to kraj, w którym bardzo lubią Polaków, po pierwsze, dzięki licznej Polonii. Po drugie, Polska się świetnie kojarzy, bo nasz papież Jan Paweł II jest tam absolutnym guru. To ułatwia, no i cieszy, kiedy idzie się do jakiejś brazylijskiej wioski, a tam są zdjęcia naszego papieża.

Będzie Pan sprowadzał kokosy do Polski?
Mam taki plan. Sprzedajemy kokosy do pobliskiej małej fabryczki, która przetwarza je na wiórki. Jakość tych wiórków jest tak dobra, że wygrywają najlepsze nagrody żywnościowe w Brazylii. Co czwarty wiórek jest mój. Prowadzę rozmowy, żeby je sprowadzać do Polski, bo u nas często stosowane są do wypieków. Będzie miło, jak tu też co czwarty wiórek będzie mój.

Kokosów jeszcze Pan nie sprowadza, ale dwóch ochroniarzy już Pan ściągnął pod Kraków.
Najpierw był Alejandro. Profesjonalny ochroniarz, kierowca z San Paulo. Niestety, popełniłem błąd, ściągając go do Polski we wrześniu. Wytrzymał do marca. Na początku zimy to jeszcze był zafascynowany, ponieważ nigdy śniegu nie widział, i zdjęcia wysyłał do rodziny. W marcu był już w takiej depresji, że katastrofa. Teraz mam nowego ochroniarza - Rodrigo, jego już ściągnąłem w marcu. Jak lało tu przez trzy tygodnie i zimno było, to mu też wyraźnie nastroje siadały, lecz teraz jest przeszczęśliwy.

To pewnie ucieknie na jesień!
Zabiorę go do Brazylii. Jadę w listopadzie.

Jakie jeszcze elementy Brazylii wprowadza Pan do swojego krakowskiego życia?
Moja żona, młodsza córka i syn próbują ćwiczyć capoeirę. Poza tym słucham brazylijskiej muzyki, piję brazylijską kawę.

Niedawno został Pan też honorowym konsulem Brazylii, będzie Pan promował u nas brazylijską radość życia?
Przede wszystkim chcę zabezpieczać interesy Brazylijczyków, którzy będą potrzebowali pomocy. Zamierzam też rozwijać kontakty z Krakowem czy Katowicami. Chcę promować nasz region Brazylijczykom, żeby przyjeżdżali tu choćby w celach turystycznych. To potężny naród, liczy 200 mln ludzi. Polska do tej pory nie była na ich szlaku. Zamierzam także zachęcać ich do inwestowania w Polsce. Poza tym chcę zaciekawić Polaków Brazylią, podejmowaniem tam inwestycji. Mnie się to udało.

Wygląda na to, że czegokolwiek się Pan tknie, obrasta w kokosy. A było coś, co nie wypaliło?
Niech się zastanowię… Nie.

Nigdy nie było pod górkę?
Pod górkę to jest cały czas. Największe pieniądze zarobiłem na restrukturyzacji przedsiębiorstw. Pytanie, czy zwolnienie połowy załogi, zamknięcie połowy produkcji, ale ocalenie pracy dla pozostałych jest porażką czy sukcesem? Dla mnie to sukces.

Zbudował Pan już dom w Brazylii?
Jeszcze nie, ale teraz będę budował. Dom na plaży, z drewna i kamienia. Za rok powinien być gotowy.

To gdzie będzie Pana centrum dowodzenia - w Polsce, czy w Brazylii?
Bezsprzecznie tu, w Karniowicach pod Krakowem, tu jest moje biuro, tu mam wszystko, czego potrzebuję. Skype, e-maile i SMS. Nie lubię rozmawiać przez telefon. Spokojnie
kontroluję stąd swoje firmy w Krakowie, Warszawie, Brazylii czy Holandii. To działa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska