Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo właściciela lombardu. Gdzie jest główny świadek zbrodni?

Artur Drożdżak
Zdaniem śledczych, na czatach stał Bartosz P. (z lewej), a strzały do właściciela lombardu oddał Marek S. (z prawej). Obaj doprowadzani są do sądu na proces
Zdaniem śledczych, na czatach stał Bartosz P. (z lewej), a strzały do właściciela lombardu oddał Marek S. (z prawej). Obaj doprowadzani są do sądu na proces Artur Drożdżak
Krakowski sąd ustala, gdzie się podziała Katarzyna W., główny świadek na procesie mężczyzn oskarżonych o zabójstwo właściciela lombardu. Bez relacji kobiety mogą uniknąć kary.

Spokojny, lubiany, 35-letni Sławomir W. żonaty, ojciec dwojga dzieci. Lombard na krakowskim Kazimierzu prowadził po kuzynie. 20 lutego 2009 roku był tam od 10.00 rano, gdy około 11.30 wszedł piąty tego dnia klient. To był zabójca. Trzy razy nacisnął spust broni palnej.

Bezpośredni świadek
Moment śmierci Sławomira W. widział przypadkowy świadek, Zbigniew Z.
Zajrzał przez oszklone drzwi lombardu i zauważył, że mężczyzna mierzy z bliska w głowę stojącego za ladą sprzedawcy. W prawej ręce trzymał pistolet z tłumikiem. Zabójca był ubrany na czarno, miał rękawiczki i czapkę. Zbigniew Z. dostrzegł, że terroryzowany bronią mężczyzna krzyczy i zasłania twarz rękami.

- W pierwszej chwili miałem odruch, by wejść, zareagować. Ale kiedy zobaczyłem dziurę w głowie tego sprzedawcy i płynącą strużkę krwi zorientowałem się, że to prawdziwa broń, a nie straszak - zeznał Zbigniew Z.

Miał świadomość, że gdy wejdzie do środka to zabójca odda następny strzał w jego kierunku. Wycofał się dyskretnie, skręcił za róg ulicy. Wyjął komórkę, ale zdenerwowany nie mógł poprawnie wystukać numeru alarmowego 112.

Podszedł do niego nieznany mężczyzna i próbował wyrwać mu telefon. Krzyczał: Gdzie ty dzwonisz?! Zbigniew Z. zrozumiał, że to wspólnik zabójcy. Wspólnik, który próbuje mu uniemożliwić powiadomienie policji. Zbigniew wyrwał się i wszedł do najbliższego sklepu. Dopiero stamtąd wezwał policję. Była 11.31. Gdy się zjawili mundurowi jeździł z nimi w poszukiwaniu wspólnika zabójcy, ale bez sukcesu.

Wspólnik i zabójca
Śledczy dziś uważają, że tym wspólnikiem był oskarżony Bartosz P. On zaprzecza. Tym bardziej że świadek nie rozpoznał go na okazaniu.

Strzelał, według przekonania prokuratury, Marek S. Dwie kule trafiły pokrzywdzonego w głowę. Zabójca przeskoczył ladę i z otwartego sejfu wziął biżuterię w kopertach. Wyroby o łącznej wartości 116 tys. zł, które były zastawem udzielanych pożyczek. Część przedmiotów: pierścionki i obrączki rozsypały się po podłodze. W lombardzie była kamera, ale szybko okazało się, że to tylko atrapa z migającą diodą, która miała udawać, że urządzenie wszystko nagrywa.

Przypadkowa pomoc
49-letni Marek S. opuścił lombard. Miał ranę wargi i pokrwawioną kurtkę. Ale miał też nerwy ze stali, bo zaczepił mężczyznę zatrudnionego w pobliskim sklepie i wmówił mu, że został pobity. Oraz to, że już zawiadomił policję o napadzie. Poprosił o wezwanie taksówki, otrzymał nawet na ten cel 30 zł wsparcia od przypadkowego świadka, który chwilę wcześniej widział, że Marek S. wyrzuca do kosza na śmieci zakrwawioną kurtkę, z której przed momentem wyjął woreczek foliowy z biżuterią.
W trakcie eksperymentu procesowego stwierdzono, że Marek S. przejechał taksówką około 5 km i zatrzymał się przy centrum Plaza. Taksówkarz nie zapamiętał szczegółów kursu i pasażera.

Godzinę później Marek S. i 24-letni Bartosz P. zjawili się na os. Albertyńskim. Tam odwiedzili kobietę Marka S. - Katarzynę W. i jej koleżankę Elżbietę K.

Mieli dwie reklamówki i torbę, Marek S. był zakrwawiony. Mówił, że muszą ukryć się. Panowie na łóżku rozłożyli duże ilości złotej biżuterii. Wyjmowali ją z woreczków strunowych i białych kopert. Cenne kamienie wyrywali kombinerkami, a łup podzielili na dwie kupki. Marek S. podarował paniom po jednej bransoletce ze złota, ale poprosił, by ich na razie nie sprzedawały i nie nosiły, bo rzeczy "są z kradzieży".

Kluczowy świadek zbrodni
Na osobności Katarzynie W. powiedział, że jest ścigany przez policję i musi wyjechać z Polski. Przez najbliższy tydzień chciał mieszkać w hotelu i prosił, by tam była razem z nim.

Elżbiecie K. pozostawił reklamówkę ze złotymi monetami i pustymi kopertami po biżuterii, drugą reklamówkę, z zakrwawionymi spodniami zabrał.

Zamieszkał w hotelu przy ul. Ujastek. Pokój nr 116 wynajęła Elżbieta K. na swój paszport. Marek S. i Bartosz P. w hotelu mieszkalii prawie trzy tygodnie. Gdy Katarzyna W. odwiedziła Marka S., w telewizji szła relacja dotycząca zastrzelenia mężczyzny w lombardzie. - Ty zabiłeś tego człowieka? - zapytała. Marek S. zaprzeczał, ale po kilku dniach potwierdził, że jest sprawcą.

Potwierdził, że zabił
Dodał, że chciał jedynie dokonać kradzieży rzeczy, ale coś poszło nie tak i był zmuszony wybierać "albo on, albo ja". Nie zdradził ile oddał strzałów, z jakiej broni i skąd ją miał. Nie powiedział, czy biżuterię zabrał przed oddaniem strzałów czy dopiero gdy nacisnął spust. Zdradził, że zrobił to z Bartoszem P., który "stał na czatach" i miał obserwować, czy ktoś nie wchodzi do lombardu. Opowiadał także Katarzynie W., że miał nie brać Bartosza P., który ,,coś zawalił", ale nie zdradził kobiecie o co chodziło.

Biżuterię w pokoju hotelowym Marka S. dostrzegła jedna ze sprzątaczek. Było jej tyle, jak zeznała, że mieściła się w dłoni.
Katarzyna W. miała stałego partnera i z nim dziecko, ale w tamtym czasie mężczyzna siedział w więzieniu. Dlatego kobieta w tajemnicy utrzymywała relacje z Markiem S., wynajmowała mieszkanie dla niego, była też u niego na widzeniu, gdy siedział w więzieniu jeszcze w 2008 r., zaciągała dla niego pożyczki.

Teraz nie odebrała wezwań z sądu, nie zjawiła się na rozprawie, by potwierdzić relację ze śledztwa. Jeśli nie przyjdzie na kolejny termin pod koniec czerwca, oskarżeni tylko się ucieszą. Grozi im dożywocie.

*************

Do zabójstwa doszło 20 lutego 2009 r., gdy w Krakowie odbywał się dwudniowy szczyt NATO i bezpieczeństwa pilnowało 5 tys. policjantów, żandarmów i strażników miejskich, a przestrzeń powietrzną patrolowały samoloty wczesnego ostrzegania. Wydawało się, że w takim czasie w mieście nie może dojść do żadnego poważnego przestępstwa, zwłaszcza z użyciem broni palnej. Oskarżeni to recydywiści. Po zabójstwie w marcu 2009 r. wyjechali do dalekiej Hiszpanii i tam wpadli po kilku miesiącach, gdy dokonywali kolejnych przestępstw. Zostali wydaleni do Polski latem 2013 r. na mocy Europejskiego Nakazu Aresztowania. Trafili do aresztu tymczasowego, w którym do dzisiaj przebywają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska