MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Moja prywatna wojna na haki z Jarosławem Kaczyńskim

Jerzy Surdykowski
Archiwum
Tej zimy modne są haki. Wprawdzie zima w Polsce jest lepsza niż Lato w PZPN-ie, ale za sprawą dwóch najwybitniejszych dziś polityków - Romana Giertycha i Jarosława Kaczyńskiego - haki stały się hitem sezonu, wyprzedzając tipsy a'la Jola Rutowicz, kozaczki a'la Doda, wąsy a'la Putra (nie mylić z Brahmaputrą) i Pędzącego Królika w Rosole.

Cóż z tego, że dzięki hakom polityka znalazła się nie tylko poniżej poziomu oczekiwań, ale i poziomu morza, co oznacza głęboką depresję? Jeśli coś jest modne, to się nosi pod rygorem obciachu. Trzeba więc zamknąć oczy, zatkać nos i choć trochę pohaczyć. Tak jak w komisji śledczej: zamówili Rosół, a dostali pasztet. Człowiek człowiekowi hakiem.

Ale Jarosław Kaczyński nie może gromadzić przedwyborczej amunicji bezkarnie. Jest i coś na niego: wraz z bratem ukradł kiedyś księżyc! Powieszą go za to na haku jak Janosika za poślednie Ziobro. Ale mam dlań pociechę: główny obecnie pretendent do prezydenckiego pałacu ze strony Platformy Obywatelskiej, to Bronisław hrabia Komorowski herbu Korczak, pozujący na sarmackiego szlachciurę. Tymczasem w dawnej Polsce hrabiowie nie istnieli, a przyjmowanie tytułów od obcych monarchów było zakazane, bo naruszało równość szlachecką. Dopiero po rozbiorach kupowano je u zaborcy albo nagradzał nimi Najjaśniejszy Pan, na przykład za tłumienie polskich powstań lub podobne zasługi. Europośle Kurski, wracaj natychmiast z Brukseli i nabijaj hakownicę! Mogą wyjść sprawy, przy których dziadek z Wehrmachtu to pikuś. Zwłaszcza teraz, kiedy Komisja Europejska uznała ślimaka za rybę, a marchewkę za owoc.

Jestem świadom, że co wolno wojewodzie, to nie tobie; itd., itp.; Ale niech i moja skromna postać ogrzeje się trochę w cieple nagle rozkwitłej mody. Jeszcze za rządów SLD, pewna ówczesna dama telewizyjna przepytywała szefa opozycyjnej partii w sprawach polityki zagranicznej i odparowała jakąś jego sentencję cytatem z mojego tekstu aktualnie opublikowanego. Na to Jarosław stwierdził godnie, że niejaki Surdykowski to jeden z tych obłudników, co się przestawili na nową wiarę dopiero wtedy, gdy komunizm upadł. Chciałem pozwać go do sądu, dołączając stos tekstów z podziemnych pisemek z niezapomnianych lat 1982-1988. Jednakowoż odstąpiłem od zamiaru, bo mi małodusznie szkoda było kasy na adwokata. Minęły ze trzy lata, PiS doszedł do władzy i aktualny minister spraw zagranicznych chciał mnie znów powołać do służby dyplomatycznej, jako że zostałem z niej wypchnięty przez SLD. Sprawa się wlokła, aż w końcu z zakłopotaniem poinformowano mnie, że "jest na pana blokada z kancelarii premiera". A był nim wtedy Jarosław.
Jak zawsze, najciekawiej się robi, gdy sięgniemy do korzeni. Jest początek 1990 roku, pierwsze miesiące wolności, pracuję w "Tygodniku Solidarność" w Warszawie, jestem wiceprezesem zalegalizowanego na nowo Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przyszłość widzę dalej w pisaniu, dyplomacja do głowy mi nie przychodzi. Przychodzi za to nowy naczelny "Tygodnika", którym jest właśnie Jarosław, nominowany z woli samego Lecha Wałęsy. Przyjmuję tę nominację (w odróżnieniu od wielu kolegów) z pewną nadzieją, ale po jakimś czasie ukazuje się w "Tygodniku" obrzydliwy artykuł, mniejsza z tym czyjego pióra. Idę więc do szefa i mówię: "Panie Jarosławie, tak nie można, bo to, tamto i jeszcze jedno…".

Jarosław kiwa głową, przyznaje mi rację, lecz po jakimś czasie ukazuje się podobny albo jeszcze gorszy pasztet. Idę więc znowu do szefa i powiadam… On ponownie przyznaje mi rację; Po którymś razie już nie wytrzymuję i - trzasnąwszy drzwiami Jarosławowego gabinetu - ląduję na warszawskiej ulicy. Tam dopiero dowiedziałem się, że minister Skubiszewski poszukuje świeżych ludzi, a prze- cież niedawno wróciłem z kolejnego pobytu w USA. Tak dzięki Jarosławowi otworzyła się przede mną nowa, fascynująca karta życia, cóż z tego, że po kilkunastu latach gorzko zakończona?

I to właśnie chciałbym polecić rodakom zmartwionym nową modą: jeszcze nie wiadomo, co z tego wyniknie. W "Fauście" Goethego Zły Duch tak się bowiem przedstawia: "Jam jest tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro". Czego wszystkim zahaczonym życzy:
Jerzy Surdykowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska