MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Wełna z przepustką do Paryża. "Od jedenastego roku życia wiedziałam, że chcę pojechać na igrzyska i zostać medalistką olimpijską""

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Katarzyna Wełna (z lewej) i Martyna Radosz na torze w Szegedzie wywalczyły kwalifikację olimpijską
Katarzyna Wełna (z lewej) i Martyna Radosz na torze w Szegedzie wywalczyły kwalifikację olimpijską materiały prasowe PZTW/Julia Kowacić
Wioślarka AZS AWF Kraków Katarzyna Wełna opowiada o bardzo długiej i trudnej drodze na igrzyska olimpijskie. Wraz z Martyną Radosz wywalczyły kwalifikację w dwójce podwójnej wagi lekkiej.

Patrząc na pani karierę, można powiedzieć, że dokonała pani wręcz niemożliwego. Los rzucał tyle kłód pod nogi przez ostatnie lata, a jednak pani to przetrwała i wywalczyła przepustkę na igrzyska w Paryżu.
Wydaje mi się, że generalnie w sporcie trzeba być po prostu stanowczym. Jak sobie człowiek jakieś cele założy, to trzeba do nich dążyć, choćby nie wiadomo co się działo. Nadszedł ten moment, że my z Martyną to wykorzystałyśmy, a ona też miała dość burzliwą karierę. Zakwalifikowałyśmy się na igrzyska i czekamy, co tam będzie.

Przypomnijmy - w 2013 roku, w wieku 19 lat, odniosła pani duży sukces, zdobywając w dwójce medal na mistrzostwach Europy. Potem zdarzały się różne historie - problemy ze zdrowiem, nierówne traktowanie w kadrze.
Po tamtym sezonie dosyć mocno podupadłam psychicznie. Przyszła choroba, operacja. Następny rok szybko przeleciał, praktycznie w ogóle nie trenowałam. W 2015 roku wróciłam, ale musiałam się odbudować psychicznie, startowałam w młodzieżówce (kategoria do 23 lat - przyp.). W kolejnym sezonie podjęłam próbę powrotu do wagi ciężkiej, byłam w składzie rezerwowym na igrzyska w Rio de Janeiro, ale z tego nic wynikło. Potem znowu był taki etap, że zastanawiałam się, czy jest sens trenować wioślarstwo, czy nie lepiej poszukać czegoś innego. Wtedy w moim życiu pojawiło się kolarstwo, tak bardziej na poważnie. Łączyłam te dwie dyscypliny. W 2018 roku był pewien przełom, bo wróciłam do kadry. Pływałam na jedynce, zdobyłam akademickie mistrzostwo świata w wadze lekkiej. Gdzieś tam zaczęłam się pokazywać na Pucharach Świata i w mistrzostwach świata. Jednak cały czas coś było nie tak, bo w kadrze mieliśmy problemy z trenerem (wówczas "lekką" grupą zajmował się Przemysław Abrahamczyk - przyp.). To przeszkadzało w pełni się rozwinąć. W 2022 roku nastał kolejny przełom, zmienił się trener w kadrze i tak naprawdę od wtedy wszystko nabrało rozpędu.

W ostatnich latach pani pływała w dwójce podwójnej wagi lekkiej, która jest konkurencją olimpijską, z kilkoma różnymi zawodniczkami. I chyba z każdą były dobre wyniki, ale to nie pani była główną postacią kadry.
W sumie nasza grupa była budowana od zera. Trener Abrahamczyk zawsze upierał się, że jest jedna zawodniczka (Weronika Deresz - przyp.) i ciężko do niej kogokolwiek dobrać. A potem okazało, że nie do końca tak jest, bo znalazło się cztery czy pięć zawodniczek, które pływają na podobnym, wysokim poziomie, co potwierdzałyśmy na różnych Pucharach Świata. Wróciła też Martyna, w sumie w 2023 roku. Fajnie, że możemy być razem w osadzie, bo znamy się bardzo długo, razem przeżywałyśmy to wszystko. Do tego super dogadujemy się na lądzie, co też przenosi się na szybkie pływanie na wodzie.

Okazało się, że osada z panią w składzie dostała się na igrzyska. Mimo tych problemów miała pani nadzieję, że los się odmieni?
Władze PZTW w końcu wkroczyły do akcji i odsunęły pana Abrahamczyka od pracy z nami. Wtedy dwójka podwójna wagi lekkiej nie zrobiła kwalifikacji olimpijskiej na Tokio, więc to był też okres "przejściowy", nie do końca było wiadomo, co będzie. Jednak dosyć szybko pojawiła się informacja, że będzie u nas trener Kozłowski. Wiedziałam, z kim będę mieć czynienia i dla mnie było jasne, że jeszcze spróbuję powalczyć. Dodatkowo okazało się, że nasza konkurencja zostaje w programie olimpijskim, przedłużono jej obecność ze względu covidowych. Po tym wszystkim dla mnie było logiczne, że to jest szansa, którą muszę wykorzystać jak najlepiej. Trener Kozłowski odszedł, zastąpił go trener Pawłowski, z którym też naprawdę super nam się współpracuje. Wydaje mi się, że jeszcze dołożył cegiełkę do naszego rozwoju i do tego, gdzie jesteśmy obecnie.

Pierwszą kwalifikacją olimpijską były ubiegłoroczne mistrzostwa świata, tam zajęłyście miejsce tuż za premiowaną strefą. Było załamanie, czy może wiedziałyście, że w tych dodatkowych eliminacjach się powiedzie?
Wiedzieliśmy, co zawaliliśmy jako team, co nie zagrało. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie możemy popełniać takich błędów w następnym roku. W głębi byłyśmy przekonane, że zakwalifikujemy się na te igrzyska, więc nie było załamania. Oczywiście wiadomo, że tuż po biegu było nam przykro i szukaliśmy przyczyny. Szybko ją znaleźliśmy, wyciągnęliśmy wnioski i w zasadzie przez cały okres zimowy poprawialiśmy to, co zawiodło na mistrzostwach świata.

Były kłopoty zdrowotne, problemy z trenerem reprezentacji, nawet trenowała pani poza kadrą, na własny koszt. Jak pani to wszystko wspomina teraz, gdy już wszystko udało się przetrwać i odnieść sukces?
Uważam, że mam ogromne szczęście, jeśli chodzi o ludzi, których spotykam na swojej drodze. Tak naprawdę gdyby nie kilka osób, które pojawiły się w moim życiu, to wydaje mi się, że po prostu już bym nie trenowała, bo nie miałabym takich możliwości. Lekarz hematolog Szymon Fornalgiel, który od 2015 roku czuwał nad nad moim zdrowiem i w zasadzie od tamtej pory nie mam praktycznie żadnych problemów. Czy Rafał Data, który pomagał mi, i nadal pomaga, finansowo jako sponsor. Wspierał mnie, bo wiedział, że stać mnie na to, żeby pojechać na igrzyska i zdobyć medal. Moi rodzice pod tym względem to w ogóle numer jeden. No i też oczywiście Jakub Urban, który od dwóch lat jest moim trenerem klubowym. Skończył pracę w związku, całą swoją uwagę i doświadczenie przeniósł na mnie, przy nim zrobiłam ogromny postęp. Spotkałam bardzo wielu dobrych ludzi, wszyscy budowali we mnie takie poczucie, że muszę walczyć do końca i nie odpuszczać, bo dzięki temu będzie mi dane zrealizować swoje cele.

Pewnie był taki moment, że chciała pani rzucić to wszystko i zająć się w życiu czymś innym.
Oczywiście, że tak. Dwa albo trzy razy. Widziałam, że to nie ma sensu i albo w ogóle muszę zakończyć trenować, albo zmienić sport. Miałam nawet jakieś epizody "chodzenia do pracy". Były to rzeczy biurowe, zupełnie niepasujące do mojego stylu bycia. Z czegoś trzeba było jednak żyć, a jeśli nie było stypendium sportowego, dochodów, to ciężko było trenować. Jakoś z tego wszystkiego wyszłam, bo w głębi duszy wierzyłam, że się uda. Ja tak naprawdę od jedenastego roku życia wiedziałam, że chcę pojechać na igrzyska i zostać medalistką olimpijską, tak wtedy powiedziałam rodzicom. Wszystko podporządkowałam temu celu. Nawet jeśli życie mnie weryfikowało, miałam zmienić swoje plany, to i tak w głębi wiedziałam, że jeszcze mam szansę i muszę spróbować, że nie mogę odpuścić, no i zawsze wracałam do wioślarstwa.

Pierwszą część tego marzenia, czyli zakwalifikowanie się na igrzyska, udało się zrealizować. A co z drugą, medalem olimpijskim? Jak pani ocenia wasze szanse w Paryżu?
W naszej konkurencji jest taka specyfika, że każda zawodniczka i cała osada waży praktycznie tyle samo (średnia waga wioślarki w "lekkiej" dwójce nie może przekroczyć 57 kg, maksymalna jednej z nich to 59 kg - przyp.). Generujemy tak samą moc, więc tak naprawdę u nas liczy się dyspozycja dnia i "głowa". Różnice między osadami są tak niewielkie, że jednego dnia można być ósmym na świecie (taki wyniki Polki uzyskały we wspomnianych ubiegłorocznych MŚ - przyp.), a innego wygrać mistrzostwa świata. Uważam, że są szanse na medal. Z takim nastawieniem trenujemy.

Ta sfera mentalna może być waszą mocną stroną?
Wydaje mi się, że tak. Współpracujemy obie z psychologiem. Trener też naprawdę dobrze do nas trafia pod kątem mentalnym. Budujemy w sobie tę pewność siebie i przekonanie, że to, co robimy, może przynieść pożądany efekt i zdobędziemy medal olimpijski. W to staramy się cały czas wierzyć.

Gdyby się udało odnieść taki sukces w Paryżu, byłby to trzeci z rzędu medal olimpijski dla krakowskiego wioślarstwa. W dwóch poprzednich przypadkach brąz i srebro w czwórce podwójnej zdobyła Maria Sajdak (Springwald), z którą pani się dobrze zna.
Maria była jedną z pierwszych osób, które mi gratulowały. Też bardzo to przeżywała, choć sama już troszeczkę spasowała z treningami. Mam od niej bardzo duże wsparcie. Cieszę się też, że mogę brać z niej przykład. No i fajnie, że mogę kontynuować naszą klubową tradycję olimpijską. Oby ta historia zwieńczyła się medalem, to byłaby rewelacja.

od 12 lat
Wideo

Śniadanie prasowe z piłkarzami GKS Katowice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska