MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Fałszywy podporucznik

Artur Drożdżak
W latach dwudziestych i trzydziestych promocja na podporucznika otwierała drzwi do społecznej elity
W latach dwudziestych i trzydziestych promocja na podporucznika otwierała drzwi do społecznej elity Archiwum
Przez pięć lat Józef M. cieszył się z fałszywego świadectwa ukończenia Gimnazjum św. Anny w Krakowie i gdyby nie kradzież na szkodę tejże szkoły, sprawa nigdy by nie wyszła na jaw.

Ten urodzony pod Wadowicami w 1896 r. rolnik w wir historii został wrzucony 2 maja 1915 roku
o godzinie 15.15.

Tego dnia podczas obławy został siłą wzięty do wojska austriackiego i przydzielony do 56. Pułku Piechoty w Drahotuszu na Morawach.

Od kolegów dowiedział się, co robić, by uniknąć wysłania na front. Musi awansować, czyli pójść
do szkoły oficerskiej. By ten plan się powiódł, Józef M. musiał uzupełnić egzamin gimnazjalny z 8. klasy.

Jednak dowódca odrzucił jego prośbę o urlop. Ostatnią deską ratunku okazał się kapral N., dla którego produkcja urzędowych dokumentów nie miała tajemnic. Rzczywiście. Już następnego dnia Józef M. miał świadectwo ukończenia gimnazjum, za które zapłacił zaledwie 200 marek.

Mając taki dokument, szybko trafił do szkoły oficerskiej, a po jej ukończeniu do szpitala
w Ołomuńcu, bo wykryto u niego wadę serca.
Następnie wysłano go do jednostki w Kielcach, ale prześladowany przez kolegów, nie wytrzymał
i zgłosił się na front. Długo nie powalczył, gdyż po kilku dniach dostał się do niewoli rosyjskiej.

W armii Kiereńskiego, do której trafił, służył w lotnictwie jako podporucznik. Z awansu nie cieszył się długo, gdyż zachorował na tyfus. W szpitalu zastał go wybuch rewolucji październikowej,
po której władzę przejęli bolszewicy.

"Służbę u Kiereńskiego mogłem przypłacić głową, więc zgodziłem się służyć w armii bolszewickiej, przyjęli mnie do samochodów pancernych" - tak Józef M. napisze później w jednym ze swoich życiorysów.

To nie koniec jego wojennej tułaczki. Józef M. trafił do niewoli ukraińskiej, był w Legionie Polskim
w Odessie, zgłosił się także do niemieckiego biura werbunkowego.

Do Krakowa wrócił w listopadzie 1918 r. i podjął pracę jako kierowca w kopalni i fabryce szkła
w Zawierciu. W kwietniu 1920 został zatrzymany przez policję do kontroli. Policjantów zainteresowało jego świadectwo z Gimnazjum św. Anny.

- To podejrzane, że ktoś, kto może studiować, jest zwykłym szoferem - raportował Stanisław Wintuszka, nadkomisarz policji.

Równolegle policja prowadziła dochodzenie w sprawie kradzieży pieczątek z tego gimnazjum. Skojarzono oba fakty i Józefa M. wzięto w obroty. - O pieczątkach nic nie wiem, ale przyznaję się, że to świadectwo to falsyfikat kupiony 3 lata temu - zeznał na przesłuchaniu. Tłumaczył,
że przestępstwo popełnił przed powstaniem państwa polskiego, z lekkomyślności, a nie dla zysku.

Wydawało się, że Józef M. uniknie kary, ale przyszedł donos, że podaje się za podporucznika. Śledczy nie mieli jednak czasu, by zbadać sprawę, bo hordy bolszewickie najechały Polskę
i potrzebowano żołnierzy. Józef M. skorzystał z okazji i zgłosił się na ochotnika. I znów dopisało mu frontowe szczęście.

Długo nie powalczył. Już w sierpniu 1920 trafił za kratki, za posługiwanie się sfałszowanym świadectwem i podawanie się za podporucznika.

Józef M. poprosił jednak o darowanie mu win. - Te czyny objęła amnestia, a potem prawa już nie łamałem - argumentował.

Prokurator poparł jego wniosek i karę darowano. A co ze świadectwem? No cóż, egzamin gimnazjalny złożyć musiał. Wiadomo, szkoła to nie armia, porządek musi być.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska