MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Automobilowa kraksa. Zawiniły śrubki

Artur Drożdżak
Wypadek drogowy, którym zajmowała się policja w Krakowie, miał tragiczne skutki. Opinia publiczna przez moment zainteresowała się sprawą, bo zginął nie byle kto, a dr Jerzy P., rodem z Wrocławia, dyrektor firmy Hausner i sp. Eksport Drzewny. Zginął fatalnie, bo z powodu głupich śrubek.

Z raportu policji do krakowskiego sądu wynikało, że wypadek wydarzył się 20 lipca 1927 r. Ważny dyrektor przyjechał na delegację do Krakowa i zamieszkał w hotelu przy ul. Dunajewskiego. Tamtego dnia była piękna pogoda, słońce, upał. Rano wyjechał autem tatra, będącym własnością Jana L., współwłaściciela hotelu. Ruszył z centrum w stronę Bieżanowa. Auto prowadził szofer hotelowy Józef Z., lat 32. Jak odnotowały policyjne kroniki - rodem z Kóz, powiat Biała, syn Wojciecha i Teresy, żonaty, autor dwojga dzieci, z Dębnik.

Podczas jazdy na drodze między Prokocimiem a Bieżanowem, z niewyjaśnionych powodów oderwały się cztery śruby od resoru przedniego. Auto fiknęło kozła i przykryło jadących. Józef Z. zdołał się sam wydostać z pojazdu, a potem wyciągnął dyr. Jerzego P. Szofer nie doznał żadnych ran, ale dyrektor odniósł obrażenia wewnętrzne i został karetką pogotowia przewieziony do domu zdrowia przy ul. Siemiradzkiego, gdzie zmarł. Jak wstępnie stwierdzono nikt nie ponosił winy za zdarzenie, "ponieważ przypadek zrządził, że śruby w przednim resorze niespodziewanie odkręciły się, co spowodowało katastrofę". W kolejnym zdaniu stwierdzono, że odpowiedzialność mogłaby ponieść fabryka, w której Jan L. kupił auto.

Dziewięć dni później wykonano sekcję zwłok denata. Biegli medycy skrupulatnie zważyli i zmierzyli martwe ciało dyrektora Jerzego P. Napisali, że był 140 cm wysoki, zajrzeli mu też do żołądka, "który był wypełniony treścią roślinną złożoną z groszku i fasolki". To świadczyło, że zmarły preferował dania jarskie. Stwierdzili także, że doznał uszkodzenia ramienia lewego, trzech żeber, a przyczyną zgonu były liczne złamania kości i uraz kręgosłupa. Miesiąc od zdarzenia, 20 sierpnia 1927 r. przesłuchano szofera. Zeznał, że przyczynę pęknięcia śrub widzi w złym materiale, z którego je zrobiono. Samochód dwa miesiące wcześniej przywieziono z Czechosłowacji, po prostu nówka.- Tego dnia jechałem 25 km na godzinę, zatem powoli - tłumaczył się jak każdy kierowca, któremu auto sprawiło techniczną przykrość.

Wypytano także współwłaściciela hotelu 54-letniego Jana L. Potwierdził, że czteroosobową limuzynę kupił dla użytku gości w marcu 1927 r. Była dość często używana na krótkich trasach, może najdalej do Wieliczki. Codziennie była czyszczona i smarowana, a czy śruby ostatnio w niej odkręcano - tego zwyczajnie nie wie. Tezę o wadliwym materiale potwierdził znawca automobilowy Wilhelm R. Zauważył, że trzy śruby już wcześniej musiały być złamane, czwarta uszkodzona, ale to jej wada skutkowała wywróceniem się pojazdu. To orzeczenie biegłego zamknęło sprawę tragicznego wypadku. Pozostało nieodparte smutne wrażenie, że do śmierci człowieka czasem może przyczynić się zwykła, cholerna śrubka.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Nastolatek oblał się benzyną i podpalił!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska