Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli w sezonie zniknie jezioro, to biznes turystyczny utonie w mule

Paweł Szeliga
Paweł Szeliga
Jeśli woda odsunie się o pół kilometra od brzegu, to nasza działalność straci rację bytu - mówi Jarosław Wilk ze Znamirowic
Jeśli woda odsunie się o pół kilometra od brzegu, to nasza działalność straci rację bytu - mówi Jarosław Wilk ze Znamirowic Paweł Szeliga
Z 50 do 80 milionów metrów sześciennych zwiększona zostanie rezerwa powodziowa zapory w Rożnowie. - W efekcie jezioro na całym lewym brzegu niemal przestanie istnieć - alarmuje wójt Łososiny Dolnej Stanisław Golonka. - Nie będzie go w Tęgoborzu i Znamirowicach, gdzie z turystyki żyje większość mieszkańców.

Już teraz turyści, a nawet właściciele łodzi cumowanych w marinie wycofują rezerwacje, bo woda w Znamirowicach ma zaledwie 70 centymetrów głębokości. Aleksander Wilk żali się, że jej poziom spada zwykle przed weekendem, gdy nad jezioro przyjeżdża najwięcej gości.
- Widzą łódki leżące bokiem na dnie i pytają, co my robimy z wodą? - opowiada Wilk. - A przecież to nie nasza wina, że jej w jeziorze brakuje. Każdego ranka budzę się ze strachem czy w zatoce znowu nie zobaczę mułu. Tak się nie da prowadzić działalności.
Przerażenia nie kryje Grażyna Pierzchała z sąsiedniego Tęgoborza, która od 10 lat żyje z turystów. Wynajmuje pokoje, a gości przyciąga m.in. prywatnym zejściem na plażę, na której jest pomost i kilka łódek. - Ostatnio coraz częściej poziom wody spada, więc turyści kąpią się w basenie, który mam w ogrodzie - opowiada pani Grażyna. - Ale co to za atrakcja, skoro przyjeżdżają tutaj, żeby cieszyć się z bliskości jeziora?
Okresowe spuszczanie wody powoduje jednak, że jest ono coraz płytsze. Do łachy oddalonej od brzegu o pół kilometra już można przejść pieszo. Łódki zawieszają się na dnie, a niedawno strażacy musieli ratować małżeństwo, które wypłynęło na wodę rowerkiem wodnym i wpadło na mieliznę.
- Na łódkę zabrał strażaków mój syn Łukasz, który zna tę zatoczkę i dopłynął do turystów trochę głębszymi odcinkami jeziora - dodaje Małgorzata Pierzchała.
Nieopodal gospodarstwa Pierzchałów dom wybudowało małżeństwo Kołosiów z Krakowa. Są emerytami, a miejsce wybrali właśnie ze względu na jezioro. - Jeśli nas od niego odetną, to chyba trzeba będzie dom sprzedać - sugeruje Wiesława Kołoś. - Pytanie tylko, kto go kupi, skoro nagle największa tutejsza atrakcja przestanie istnieć?
Wójtowie Łososiny Dolnej i Gródka nad Dunajcem już zaapelowali do wojewody, by zgodził się utrzymać rezerwę powodziową na dotychczasowym poziomie.
- Samorządowcy są pod presją właścicieli pensjonatów i gospodarstw agroturystycznych, ale zapominają o tym, że Rożnów nie jest jeziorem, tylko zbiornikiem retencyjnym - wyjaśnia Konrad Myślik, rzecznik Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie, odpowiedzialnego za utrzymanie gotowości zbiornika do przyjęcia fali powodziowej. - Zbudowano go po to, by zapobiegać powodzi, a nie organizować bazę turystyczną. Inwestorzy doskonale wiedzieli, że lokują kapitał nad sztucznym zbiornikiem, a nie naturalnym jeziorem.
Zdaniem Konrada Myślika, działania samorządowców są skazane na niepowodzenie. Spółka Tauron Ekoserwis, zarządzająca zbiornikiem w Rożnowie i sąsiadującym z nim obiektem w Czchowie, będzie musiała podporządkować się wytycznym wskazanym w Instrukcji Gospodarowania Wodami, którą z kolei wydaje marszałek województwa. A ta nakazała zwiększenie rezerwy w czerwcu i lipcu, gdy zagrożenie powodziowe jest największe.
Myślik uspokaja jednak, że tak duża rezerwa, mogąca w razie zagrożenia przyjąć ogromne masy wody, będzie utrzymywana tylko przez kilka tygodni, czyli w trzeciej dekadzie czerwca i lipca. Co najmniej od 700 lat na Sądecczyźnie występuje wówczas kumulacja zagrożeń powodziowych. Dzieje się to w okolicy św. Jana w czerwcu i św. Jakuba w lipcu. Stąd ich potoczne nazwy "świętojanka" i "jakubówka".
- Ustawodawca umieścił rekreację dopiero na szóstym miejscu wśród zadań związanych z zarządzaniem zbiornikiem - dodaje Konrad Myślik. - Na pierwszych jest retencja i produkcja energii elektrycznej. Trzeba mieć świadomość, że przyroda nie jest od spełniania oczekiwań ludzi. Chęć zmieniania tego jest jak próba prowadzenia dialogu ze sztormem na oceanie.
Aleksander Wilk przekonuje, że prewencyjne spuszczanie wody z zapory w szczycie sezonu turystycznego nie ma sensu. Ulewne deszcze, trwające wiele dni, można bowiem z wyprzedzeniem przewidzieć.
- Poza tym podczas zagrożenia powodzią nikt nad jeziorem nie wypoczywa - dodaje wójt Stanisław Golonka. - Gdy wtedy woda odsunie się od brzegu, nic się nie stanie. Jeśli będzie odpływać bez sensu w szczycie sezonu, to katastrofa gotowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska