Sędzia Szymański zauważył, że sądecki sąd w tej sprawie nie rozważył, czy oskarżona nie powinna odpowiadać za nieumyślne spowodowanie śmierci Józefa S. lub np. nieudzielenia mu pomocy, gdy zorientowała się, że mężczyzna jej wymaga. Była do tego zobligowana, bo potwierdziła u notariusza, że będzie troszczyła się o zdrowie górala. Za to przestępstwo jest jednak mniejsza odpowiedzialność karna niż za dokonanie zabójstwa.
Oskarżona była na ogłoszeniu wyroku, odpowiada z wolnej stopy.
Zobacz też: Koniec poszlakowego procesu. Opiekunka bogatego górala niewinna
Poszlakowy proces w tej nietuzinkowej sprawie trwał w sądeckim sądzie dwa lata. Zakopiańska prokuratura sięgnęła po rzadko stosowane środki, by udowodnić winę Jadwidze K., opiekunce górala milionera z Kościeliska. Oskarżonej kobiecie założono podsłuch telefoniczny, korzystano z zeznań świadków incognito, zrobiono badania na wykrywaczu kłamstw. Dokonano też ekshumacji zwłok górala 11 miesięcy po jego śmierci, a nawet sięgnięto po opinię biegłego psychologa na temat anonimu wskazującego sprawcę zbrodni. Śledczy domagali się kary 12 lat więzienia dla kobiety, ale sąd uniewinnił ją od zarzutu zabójstwa.
Góral prawdopodobnie zakochał się w kobiecie, dlatego też 24 marca 2009 r. przed śmiercią przepisał jej notarialnie cały swój majątek i uczynił jedynym spadkobiercą. Według szacunków wartość majątku mogła sięgać kilkanaście milionów zł. I od tego momentu, jak zauważył sąd, oskarżona miała motyw dokonania zabójstwa. Zdarzało się wcześniej, że Józef S. członkom rodziny obiecywał hojne darowizny, ale potem się rozmyślał i do przekazania pieniędzy lub części majątku nie dochodziło. Jadwiga K. miała tego świadomość i dlatego musiała szybko działać.
W dniu śmierci Józefa S. opiekunka przelała z jego konta na swoje 150 tys. zł, ale miała upoważnienie, by dysponować wszystkimi pieniędzmi. Miesiąc po śmierci mężczyzny złożyła wniosek o nabycie spadku. Siostry Józefa S. i prokuratura zablokowały wydanie decyzji do czasu zakończenia śledztwa i procesu.
Po ekshumacji zwłok i sekcji okazało się, że we krwi 69-latka były olbrzymie ilości leku antydepresyjnego o nazwie sulpiryd. Dawka terapeutyczna wahała się między 0,04 a 0,75 miligrama na litr krwi, a Józef S. miał stężenie 39 miligramów na litr. Takiego leku jednak nie przepisał mu żaden lekarz.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?