Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zanim w sen zimowy

Jan Poprawa
Jan Poprawa
Jan Poprawa fot. archiwum
Na Wyspie Kraków: Profesor wygrał wybory prezydenckie po raz trzeci nie tylko dlatego, że jest profesorem i nosi brodę. Po prostu jest bardziej krakowski.

Ostatnie paroksyzmy bezinteresownej obywatelskiej aktywności minęły jak sen złoty wraz z rozstrzygnięciem wyborczych dogrywek. W Krakowie Profesor wygrał po raz trzeci. Czego się można było spodziewać, bo to uroczy człowiek i dobry prezydent. To przeświadczenie podzielili zwłaszcza krakowianie dyplomowani, ze statusem i stażem. Po prostu Kraków zawsze stawia swym wybrańcom szczególne wymagania. Przypominam sobie jakieś dawne zebranie wyborcze, na którym zasłużony krakauer Mieczysław Czuma sformułował wymóg taki: "nasz szef powinien być profesorem i nosić brodę, dobrze też byłoby, gdyby palił fajkę". Młodość niech sobie tryska hormonami we Wrocławiu.
Ale żarty żartami, naprawdę to cieszę się, że nie dane mi będzie przeżywać kolejnej w mym życiu rewolucji. Jako człowiek w kwiecie wieku - mam schowane w miękkim dysku mej osobistej pamięci najrozmaitsze "rewolucyjne" i "nowatorskie" koncepty. Od wielkiej ideologii z importu, usiłującej dowieść, że rządzić może sprzątaczka, przez utopie jednakowych żołądków i inne syndykalistyczne brednie, wreszcie twórcze stosowanie niedawnych wynalazków prawnych ("dajcie mi człowieka a paragraf się na niego znajdzie") przez magistra Z.

Chciałbym w moim Krakowie pożyć spokojnie i bezpiecznie. Zupełnie szczerze mówię: cieszę się, że obaj niedawni kandydaci na mego Prezydenta zdawali się to gwarantować (tyle że jeden niepotrzebnie użył partyjnego szyldu i odstraszającej frazeologii, przez co przegrał wyraźniej, niżby zasługiwał). Profesor wygrał nie tylko dlatego, że jest profesorem i nosi brodę. Po prostu jest bardziej krakowski.
Skoro nie ma już wyborczej gorączki (swoją drogą - nie była ona zbyt zakaźna, większości krakowian nie zaraziła) - czas poszukać tego, co dziś - nie tylko na Wyspie Kraków - najważniejsze. W kolejce do wychłostania biczem satyry mamy więc przede wszystkim pogodę i gorączkę zakupów.

Pogoda jaka jest, każdy widzi. Ja widzę ją zwłaszcza z perspektywy mego śmigłego samochodu, którym przemieszczam się po kraju. W minionym tygodniu , nie bacząc na mrozy i śnieżyce, pojechałem do Sieradza, wioząc ze sobą krakowskie kryteria oceny uzdolnionej młodzieży piosenkarskiej. W Sieradzu odbył się bowiem ostatni w tym roku kalendarzowym konkurs tzw. "poezji śpiewanej", pod tytułowym i przywołanym już dziewiętnasty raz cytatem "Dopóki jestem, uśmiechem, słowem, gestem".

Krakowskość sieradzkiego festiwalu określały nie tylko kryteria jakości, jakie zastosowali importowani spod Wawelu jurorzy (m.in. prof. Ewa Kornecka), ale i bardzo krakowski w nastroju koncert - rozmowa Andrzeja Sikorowskiego i Grzegorza Turnaua. Sam konkurs pokazał kilka sporych talentów, ale do tego przywykłem. Nie tylko w Sieradzu pojawiają się teraz adepci "piosenki artystycznej" na bardzo wysokim poziomie. Zwłaszcza predyspozycji wokalnych i estradowych, ale też warsztatowych umiejętności. Anastazja Simińska z Kalisza (swoją drogą - uczestniczka prowadzonych przez krakowian wakacyjnych "warsztatów artystycznych" w Pęzinie, o których latem donosiłem z entuzjazmem) obiecuje polskiej sztuce estradowej wiele nowego.

Ale konkursy i festiwale - to już Roku Pańskiego 2010 sprawa przebrzmiała. Teraz słyszy się głównie "dzingelbels". Do jakiego by nie wejść supermarketu czy sklepiku - gra elektroniczna pozytywka z tym światowym przebojem, prawdziwym hymnem kupieckiego żniwa. Melodyjka dobiega zewsząd, nawet z brzuchów pluszaków wysypanych do supermarketowego kosza. Dźwięczy wstrętnie, smakuje niczym rozpuszczalna "kawa" palona i konfekcjonowana w Bochni. Nikt jednak nie protestuje, jakby nie zauważając że wielotygodniowa jej obecność to także swoista deformacja estetyczna milionów biernych konsumentów. Że podprogowe oddziaływanie melodyjki (co niegdyś miała kolędowy charakter) nie tylko wywołuje gorączkę zakupów, ale i daje estetyczny wzorzec.

Wraz z "dzingelbels" w supermarketach rozpanoszyły się też klony Santa Clausa, tego pokracznego krasnala holendersko-amerykańskiego chowu, który od dwustu lat podbija świat. Jego wizerunek stworzył ponoć w 1809 roku Washington Irwing, w 1821 William Gilley dodał mu do towarzystwa najdurniejsze zwierzę świata, renifera. A potem ów pokraczny pajac, wykorzystując wsparcie dawnych i nowych mediów, przeszedł na służbę światowych korporacji. I nie byłoby w tym jeszcze nic złego, gdyby się Santa Claus nie zaczął podszywać pod naszego Świętego Mikołaja. Jego piękna tradycja, symbolizująca troskę o innych, ocieplająca stosunki międzyludzkie i konserwująca rodzinne uczucia - miesza się już z nowym znaczeniem. Nasz dobry i serdeczny Mikołaj ulega pokusie i staje się energicznym wesołkiem w czerwonej czapeczce, który działa przede wszystkim w domu towarowym. Żadne dziecko przecież nie uwierzy, że włazi przez komin. Gdzie? Do kaloryfera?

Zapewne w doktrynie kupieckiej liczy się przede wszystkim skuteczność. Wszystkie chwyty są więc dozwolone, byleby był zysk. A że jakaś tradycja dobrego Świętego Mikołaja odchodzi w niepamięć? Byłżeby to efekt zastosowania się do dźwięczącego raz po raz sloganu "czas na zmiany"?
W Krakowie na razie czas na normalność. Na szczęście.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Rzucił się z nożem na kolegę przy grillu
Maciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą. Wejdź na szumowski.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska