MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zaniedbane psy pod Tarnowem. Obrońcy zwierząt trafili na zwierzaki, które żyły w koszmarnych warunkach [ZDJĘCIA]

Robert Gąsiorek
Robert Gąsiorek
Jeden z psów był zarośnięty i zapchlony
Jeden z psów był zarośnięty i zapchlony Fundacja Straż Ochrony Praw Zwierząt
Dwa kundelki były przetrzymywane w koszmarnych warunkach na jednej z posesji pod Gromnikiem. Przez przypadek trafiły tam inspektorki OTOZ Animals z Tarnowa i Fundacji Straż Obrony Praw Zwierząt z Borku.

FLESZ - Wyjazd na ferie jednak możliwy?

Renata Niedojadło z OTOZ Animals i Beata Porębska z Fundacji Straż Obrony Praw Zwierząt jechały do Gromnika na kontrolę miejsca, w którym wcześniej organizacje prozwierzęce podejmowały interwencję.

- Mimo włączonej nawigacji trochę błądziłyśmy i w pewnej chwili zauważyłyśmy siedzącego na poboczu psa. Był strasznie zarośnięty. Nie widać było gdzie ma ogon, ani gdzie zaczynają się łapy. I cały czas się drapał - mówi Renata Niedojadło.

Inspektorki podejrzewały, że długowłosy kundelek może być bezdomny. Postanowiły skontaktować się z sołtysami okolicznych wsi. Potwierdzili, że widują psa, ale nie wiedzą czyj jest. To utwierdziło kobiety, że zwierzę może nie mieć własnego domu.

W ciasnym kojcu bez dachu, na łańcuchu

Pani Renata postanowiła jednak podejść do widocznej z daleka posesji. Pies pobiegł za nią. Gdy znajdowali się już przed otwartą bramą ogrodzenia, kundelek zaczął poszczekiwać. Z domu wyszedł nastoletni chłopak, który przyznał, że pies należy do jego rodziny.

- Załamały mnie słowa tego chłopaka, bo jego zdaniem pies wyglądał normalnie - wzdycha pani Renata.

Na miejsce wezwano właścicielkę czworonoga. W międzyczasie dotarł również patrol policji wezwany przez inspektorki. Kobiety będąc na posesji zwróciły uwagę też na drugiego psa, który znajdował się w kojcu i był przywiązany łańcuchem.

- W kojcu była tylko jakaś stara miska z resztkami z obiadu. Pies nie miał budy, przez dziurę mógł wejść do stodoły, w której nie miał żadnego legowiska - opisuje Beata Porębska.

W kotłowni, wokół rozsypana trutka na szczury

Gdy właścicielka pokazała gdzie śpi zwierzak spotkany przy drodze, inspektorki złapały się za głowy.

- Pokazała kotłownię, gdzie była kupa śmieci, porozrzucane kawałki drewna, a między tym rozsypana trutka na szczury. Dobrze, że pies się jej nie chwycił - podkreśla Renata Niedojadło.

Właścicielka nie okazała obowiązkowych szczepień psów przeciwko wściekliźnie. Tłumaczyła, że szczepieniami zajmuje się mąż i nie może znaleźć ich potwierdzenia. Przekonywała również, że zawsze strzyże długowłosego kundelka, ale w tym roku jeszcze tego nie zdążyła zrobić.

Warunki życia psów mają się poprawić

Na szczęście właścicielka podjęła współpracę z inspektorkami. Wspólnie pojechały do weterynarza, gdzie zaniedbany pies dostał środki na pchły i robaki. Właścicielka zwierzaka zobowiązała się również do wizyty u specjalisty, który obetnie sierść kundelkowi. Zapewniła, że do czasu jej odrostu będzie przebywał w domu.

Inspektorki wydały również zalecenia, aby kojec psa na łańcuchu był powiększony tak, aby ten mógł swobodnie się poruszać, mając 3-metrowy łańcuch. Pies ma być także spuszczany z łańcucha po upływie dwunastu godzin. Oba psy mają dostać też ocieplane budy.

- Mamy już informację, że pies został ostrzyżony. Sprawdzimy to w najbliższych dniach podczas wizyty kontrolnej - podkreśla Beata Porębska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska