Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił byłego policjanta. W imię ojca

Artur Drożdżak
Rumun Virgil C. ps. Dźulian" ( z lewej) i Mateusz K. ps. "Młody" doprowadzani na salę rozpraw krakowskiego sądu
Rumun Virgil C. ps. Dźulian" ( z lewej) i Mateusz K. ps. "Młody" doprowadzani na salę rozpraw krakowskiego sądu Artur Drożdżak
24-letni Mateusz K. nigdy złego słowa nie pozwolił powiedzieć o swoim przedwcześnie zmarłym ojcu. Dlatego nie wybaczył byłemu policjantowi, który przypadkowo zaczął się publicznie przechwalać, że przed laty dręczył tatę Mateusza. Kochający syn wpadł w szał. I zabił - pisze Artur Drożdżak.

Wiktor P. od małego chciał zostać stróżem prawa. Wychowywał się w krakowskiej dzielnicy Podgórze, jego życie nie było usłane różami. Przeszedł ciężką drogę, by osiągnąć upragniony cel zawodowy i najpierw w milicji, a potem w policji realizował swoje marzenia. Gdy brał udział w przesłuchaniach podejrzanych uchodził za tego "złego glinę". Potrafił być wulgarny, nie bał się wytargać za uszy małolata, którego zatrzymał za picie piwa. Drobnego złodzieja bez skrupułów bił po rękach metalowym kubkiem, a sprawców gwałtów lub molestowania dzieci nie wahał się stłuc ciężką książką telefoniczną, by nie zostawiać śladów na ich ciele.

Skuteczny szeryf
Tolerowano jego zachowanie, mimo skarg, bo był skuteczny, miał posłuch w dzielnicy, znał okoliczne meliny i umiał zorganizować sobie sieć informatorów, którzy donosili mu o wyczynach miejscowych żuli i chuliganów. Uwziął się zwłaszcza na jednego - Adama K., którego kopał po pośladkach, bił pięścią i zmuszał do wykonywania upokarzających ćwiczeń fizycznych.

- Będziesz chodził jak w zegarku albo cię zniszczę - funkcjonariusz odgrażał się mężczyźnie. I znęcał się nad nim już bez specjalnego powodu.

Wykorzystywał przy tym swoją olbrzymią siłę fizyczną. Był rosły, silny, ważył ponad 100 kg. W okolicy stał się postrachem przestępców. W domu natomiast uchodził za wzór łagodności i spokoju. Przykładny mąż i ojciec. Rozpieszczał troje swoich dzieci, zwłaszcza córkę Magdę.

Koniec kariery
W 1999 roku przeszedł na policyjną emeryturę i powoli staczał się na dno. Wyprowadził się z domu, żona wystąpiła o rozwód, a dzieci niechętnie się z nim widywały. Pił, chodził zaniedbany, zadawał się z bezdomnymi i nocował w altankach działkowych. Bywało, że żebrał w pobliskim hipermarkecie Tesco.

Kontakt z ojcem utrzymywała tylko córka Magda. Ubolewała nad jego upadkiem. On wzruszał ramionami i żył dalej po swojemu. Kiedyś był szeryfem w okolicy, teraz pełnił jedynie rolę bywalca śmietników. Potrafił jednak wspominać dawne, dobre czasy i opowiadać o swoich wyczynach. Nie krył wtedy, że fajnie było mieć władzę. Mundur dawał siłę i poczucie mocy. Teraz był tylko mglistym wspomnieniem.

Od pewnego czasu Wiktor P. przestawał z dużo młodszymi kompanami, też rozbitkami życiowymi. Trzymał się razem z Rumunem, 38-letnim Virgilem C. Miejscowi żule mówili do niego "Niko", "Dżulian" lub pogardliwie "Koczkodan", bo podobne brzmienie miało jego rumuńskie nazwisko. Jak się znalazł w Polsce, nikt nie wiedział, dobrze mówił po polsku, zaaklimatyzował się w Krakowie, choć nieraz bywało, że oberwał od chuliganów i osiłków. Wymuszali od niego pieniądze, namawiali do drobnych kradzieży w sklepach i bili dla zabawy. Wiedzieli, że Rumun nie poskarży się polskiej policji, bo od razu zostanie wydalony do swojej dalekiej ojczyzny.

Virgil C. trzymał się blisko Mateusza K., wymyślił mu też pseudonim "Młody" ze względu na dziecinną twarz 24- latka. Raz pokazał Polakowi niedużą siekierę którą zawsze miał przy sobie. Spał z nią codziennie, trzymał pod poduszką.

"Młody" chce gotówki

We trzech: były policjant, "Dżulian" i "Młody" tworzyli zgraną paczkę, ale postronnym obserwatorom mogło się wydawać, że to najmłodszy Mateusz K. gra w tym trio pierwsze skrzypce. On rościł sobie pretensje do altanki, w której mieszkali i domagał się od kompanów, by płacili mu za pobyt. Chciał co miesiąc 50 zł od każdego z nich.

Był twardy, ale życie go nie rozpieszczało. Wychowywał się w rodzinie, w której rządził ojciec. Po alkoholu potrafił on znęcać się nad żoną i córką, ale na syna nigdy nie podniósł ręki. Mateusz był z nim bardzo emocjonalnie związany.
Gdy rodzice się rozwiedli, mimo zakazów matki, z którą mieszkał po rozejściu się małżonków, dalej potajemnie widywał się z ojcem. Zadbał też o godny pogrzeb po jego śmierci. Nigdy nie pozwolił powiedzieć o nim złego słowa - to matkę obwiniał o rozbicie rodziny.

Życie Mateusza K. potoczyło się niezbyt szczęśliwie. Już po rozstaniu się rodziców zaczął ćpać, pił na umór i musiał się z tego powodu poddać kuracji odwykowej. Był jeszcze wtedy nieletni.

Dorósł i miał kłopoty z prawem. Pierwszy wyrok za rozbój dostał w zawieszeniu, kolejny za próbę oszustwa- już nie. Trafił na pół roku za kratki.

Po odsiadce wiódł żywot bezdomnego, w końcu znalazł swój kąt w altance koło Tesco. Z "Dżulianem" 19 marca 2011 r. pili tam alkohol. Dołączył się Wiktor P. oraz sąsiad z pobliskiej budy, 50-letni Franciszek O. znany pod trzema pseudonimami: "Żółwik", "Dziadek" lub "Mocna Wódka".

Fatalnie wspomnienie

Pewnego dnia rozmowa zeszła na dawne czasy i podchmielony Wiktor P. zaczął się przechwalać, jak rządził w Podgórzu, gdy był w policji. Szczególnie sporo uwagi poświęcił "pewnemu pijaczkowi", którego nie raz zatrzymywał i bywało, że się nad nim znęcał. Nagle wymienił jego nazwisko - Adam K.
Te słowa zmroziły "Młodego"., który nie dał po sobie poznać, że kompan opowiada, w jaki sposób znęcał się nad jego nieżyjącym już ojcem.

Mateusz K. poprzysiągł zemstę.

Porozumiewawczo mrugnął do "Dżuliana". Mateusz K. pierwszy rzucił się na emerytowanego policjanta, bił go pięściami, kopał. Potem zadawał uderzenia skórzanym pasem. Następnie wziął do ręki siekierkę Rumuna i zadał nią dwa ciosy obuchem w głowę Wiktora P.

Widząc co się dzieje "Dziadek", czyli Franciszek szybko ulotnił się z altanki. Dwojgu znajomym powiedział, że "Młody" i Rumun zabili policjanta.

Był tak wystraszony, że nie chciał zdradzić więcej szczegółów.
Już bez obecności świadka rozegrał się dalszy ciąg dramatu. "Młody" i "Dżulian" przenieśli nieprzytomnego Wiktora P. w kierunku pobliskiej Wilgi. Potem przebrnęli przez krzaki i wysoką skarpę i wrzucili jeszcze żyjącego człowieka do wody.
- Słyszałem, że próbował nabrać powietrza, połykał wodę - zezna potem Mateusz K. Nie miał jednak litości dla rannego. Wszedł do rzeki i odepchnął ciało Wiktora P. na głębinę.
Emerytowany policjant utopił się. Jego pływające zwłoki przypadkowo odkryto dwa dni później.

Dociekliwa córka
Córka zmarłego Magda rozpoznała ojca, była przekonana, że się utopił. Dla pewności następnego dnia zjawiła się w tym miejscu nad Wilgą. Zaczepiła przechodzącą obok podchmieloną parę i zapytała, czy nie znają okoliczności utopienia się mężczyzny w tym miejscu.

- Jakie utonięcie! To było zabójstwo, którego świadkiem był "Mocna Wódka"- rzuciła para od niechcenia. Kobieta początkowo nie rozumie, o kim mówią, ale drążyła temat. Dowiedziała się, gdzie może znaleźć Franciszka O.
Pytała, dociekała, aż podchmielony 50-latek opowiedział jej, co widział na własne oczy.
Kobieta natychmiast poszła na policję i wskazała miejsce pobytu kluczowego dla sprawy świadka.
Śledczy już wiedzieli, po sekcji zwłok, że ofiara była bita, miała obrażenia głowy. Informacja, że został utopiony, była jednak dla nich zaskoczeniem.

O. wszystko powtórzył na przesłuchaniu i podał pseudonimy sprawców zbrodni: "Młody" i "Dżulian". Zatrzymano ich bez trudu. Virgil C. zaprzeczał udziałowi w zabójstwie. Opowiadał, że w trakcie zabawy przy ognisku "Młody"i Franciszek O. gdzieś zniknęli, a nagle pojawiło się kilku nieznanych mężczyzn, którzy pobili Wiktora P. Domagali się od niego zwrotu długu.

Jednak Mateusz K. zaprzeczył tej wersji kolegi i kilka razy złożył obszerne wyjaśnienia, w których potwierdził, że tylko on pobił , a następnie utopił emerytowanego policjanta.

Powtarzał, że zrobił to pod wpływem silnego wzburzenia na wieść, że mężczyzna znęcał się przed laty nad jego ojcem. Dodał, że Rumun nie ma nic wspólnego z dokonaniem mordu.

Krakowski sąd nie dał mu wiary. Przyjął, że udział Rumuna w dokonaniu zbrodni jest pewny. Najpierw razem pobili pokrzyw dzonego, potem jeden zadawał mu ciosy siekierą, w końcu przenieśli zwłoki. Mateusz K. sam nie mógł ich przeciągnąć, musiał mieć pomocnika.

Podczas eksperymentu procesowego na miejscu z trudem przesuwał manekina o wadze 60 kg, a przecież Wiktor P. był większy i cięższy.

Sąd uznał, że głównym motywem zbrodni były kwestie finansowe, a nie zemsta za ojca.
Za kluczowe uznano zeznania Franciszka O. i to mimo tego, że "Dziadek" zmarł przed rozpoczęciem procesu. Jego relacja dokładnie korespondowała z wynikami sekcji zwłok pokrzywdzonego. Tak jak to opisał, były policjant miał rany głowy od ciosu siekierą, obrażenia brzucha i klatki piersiowej. Sprawa obu oskażonych przeszła jeszcze przez Sąd Najwyższy. Ostatecznie Mateusz K. ma do odbycia karę 15 lat więzienia, a Virgil C. 12 lat. Orzeczenie w tej sprawie jest już prawomocne.
Dane osobowe policjanta zostały zmienione.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska