Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspominając Staszka Elmera

Ryszard Niemiec
Stanisław Elmer odszedł 12 marca 2007 roku. Dzień wcześniej, ze szpitalnego łóżka przy Grzegórzeckiej w Krakowie, napisał swój ostatni felieton, opublikowany 13 marca w rubryce Rozmawiamy
Stanisław Elmer odszedł 12 marca 2007 roku. Dzień wcześniej, ze szpitalnego łóżka przy Grzegórzeckiej w Krakowie, napisał swój ostatni felieton, opublikowany 13 marca w rubryce Rozmawiamy archiwum
W niedzielę, 12 marca, upłynie 10 lat od śmierci Stanisława Elmera, redaktora Gazety Gorlickiej. Wspomina Go Ryszard Niemiec, wieloletni przyjaciel, a zarazem redaktor senior Gazety Krakowskiej.

Nasze drogi krzyżowały się wiele razy, począwszy od rywalizacji na koszykarskim parkiecie, skończywszy na żywej współpracy redakcyjnej w Gorlickiej. Na jednej tylko spotkać się twórczo nie mogliśmy, on- dusza poety, ja- pragmatyk, zanurzony w prozie życia bezgranicznie. Już na juniorskich meczach rzeszowskiej okręgówki pokazał się nam mistrzom szkół średnich z przemyskiego Liceum im. Słowackiego, jako zawzięty, gryzący parkiet koszykarz. Niewielkiego wzrostu, jak na dyscyplinę sportową, preferującą chłopaków, na których Pan Bóg zgubił miarę, imponował sercem do walki, rwał się do krycia samego Wieśka Langiewicza, zawodnika, przed którym za parę lat pękała koszykarska Europa. To samo powtórzyło się, gdy byliśmy studentami Uniwersytetu Jagiellońskiego i walczyliśmy ze sobą w barwach swoich wydziałów - filologii polskiej i filozoficzno-historycznego. Tu już mieliśmy do czynienia z pojedynkiem Dawida(Staszek) z Goliatem(ja), wszak on wziął się za studiowanie na serio, a mnie uczelnia początkowo służyła jako okazja do uniknięcia karty powołania do wojska. Przy Domu Studenckim UJ „Żaczek” przy Al.3 Maja, mieliśmy boisko do koszykówki, więc amator z Gorlic, wolnymi popołudniami, starając się zdobyć wyższe umiejętności, umawiał się ze mną na grę „jeden na jednego”. Odwzajemniał się usługą niebanalną, przynosząc w nocy, prosto z drukarni, świeżutkie numery TEMPA.

Od początku studiów dorabiał jako korektor w nocnej redakcji tego pisma. Po skończonym druku przynosił pachnący farbą egzemplarz, wsuwając mi go pod drzwi pokoju w „Żaczku”, gdzie kwaterowaliśmy. Mieliśmy ze Staszkiem podobne poglądy na temat naszych dalszych losów po skończeniu uniwerku. Z tej racji przylgnęło do nas miano dziwaków i prowincjuszy. Odwrotnie niż zdecydowana większość studentów, kończących studia, walczących za wszelką cenę o pozostanie w Krakowie, o znalezienie w nim zatrudnienia, my obaj postanowiliśmy wracać w swoje strony, do małych ojczyzn. On nad Ropę, ja nad San… Nawiasem mówiąc, z naszej dwójki, tylko on został wierny do końca tamtym uniesieniom patriotycznym: wrócił do Gorlic i pozostał w nich na zawsze! Już w dorosłym życiu połączyła nas wspólna pasja dziennikarska, która nami zawładnęła po zakosztowaniu chleba nauczycielskiego. Redagowany przez Niego „Głos Glinika” bardzo szybko stał się mocnym punktem w kulturze miasta i powiatu gorlickiego. Załoga fabryki maszyn i sprzętu wiertniczego, której głosem redakcja starała się przemawiać do czytelników, ceniła dziennikarską posługę Staszka.

Był zawodowcem, godnym łamów nie tylko zakładówki. Wiedzieli o tym wydawcy, wiedzieli koledzy po piórze. Pracując w Nowinach Rzeszowskich - dzienniku o zasięgu wojewódzkim, zaraz po objęciu funkcji kierownika działu społecznego, suflowałem naczelnemu, aby skaperował Elmera do rzeszowskiej drużyny. Nie dał się ruszyć i żadne apanaże go nie interesowały. Żył w ścisłej symbiozie z tym kawałkiem Małopolski, a każda próba wyprowadzenia go z tego układu, kończyła się niepowodzeniem. Ziemia Gorlicka inspirowała Go w przedsięwzięciach literackich, dziennikarskich, potem kiedy zdecydował się stanąć przeciwko rządom stanu wojennego, także w politycznych. Wiem coś na ten temat, bo kiedy uzgodniliśmy, że oddaje swoje „dziecko” Gazetę Gorlicką pod skrzydła właścicielskie Gazety Krakowskiej, liczyłem, że od tej pory stanie się publicystą, wykraczającym w swoich tekstach poza materię i realia gorlickie. Nic z tych rzeczy; nie podniecała Go szersza publiczność, wojewódzka, a nawet ogólnopolska. Nie chciał zrywać trwałego dialogu ze swoimi, lokalnymi czytelnikami, a każde słowo wydrukowane właśnie im poświęcone, było Mu najcenniejsze.

Miał dar pisania o ludziach w konwencji przyjaznej i dostrzegającej dobro w swoim bohaterze. W miarę zyskiwania doświadczeń życiowych, niełatwych przecież, nabierał szacunku do wartości, wedle których oceniał ludzi. Nie miał w sobie talentów pamflecisty i polemisty, pomimo że niektórzy potrafili zachodzić Mu w skórę. Umiał wybaczać wrogom, nie wędrował przez życie z urazami. Sporo moich dokonań sięgało Jego poziomu, niektóre, te sportowe, były sporo lepsze; jedno po dziś dzień nie umywa się z Jego odwagą i wyobraźnią… To mianowicie, że w dziejowej chwili, w pamiętnym roku 1981, potrafił dokonać właściwego wyboru i stanąć po lepszej stronie wojny polsko-jaruzelskiej!

Ryszard Niemiecredaktor-senior Gazety Krakowskiej, jej Naczelny w latach 1994-2005

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska