Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Woda dla pokoju, spokoju i bezpieczeństwa nas wszystkich. Debata Dziennika Polskiego i Gazety Krakowskiej z okazji Światowego Dnia Wody

Marek Długopolski
Marek Długopolski
Czy Małopolanie mają dostęp do odpowiedniej jakości wody? Co zrobić, aby jak najdłużej zatrzymać ów skarb, który spada nam z nieba? Jak go magazynować? Czy grozi nam susza? O to wszystko, z okazji Światowego Dnia Wody, zapytaliśmy naszych gości reprezentujących świat nauki, samorządu oraz firm odpowiedzialnych za stan oraz jakość wody w naszych kranach

Woda dla pokoju - to hasło tegorocznych obchodów Światowego Dnia Wody, który świętowany był 22 marca. Przypomina o tym, że dostęp do czystej wody już od dawna jest problemem dla setek milionów ludzi. W przyszłości, być może niedalekiej, oczywiście jeśli nic się nie zmieni, może być zarzewiem nie tylko globalnych, ale także lokalnych konfliktów.

Woda to życie. Woda to bezcenny skarb. Dla ludzi, zwierząt i roślin. Dostęp do niej decyduje o losie planety, ale też lokalnych społeczności, również Małopolan i Małopolski.

Czy zatem Małopolanie mają dostęp do odpowiedniej jej ilości, a może już musimy się obawiać o dostawy czystej wody do domów i mieszkań? Czy brak kanalizacji, a tym samym zanieczyszczanie gleby, rzek i potoków, wciąż jest dużym problemem w naszym regionie? A może grozi nam susza? O to zapytaliśmy ekspertów.

Zaproszenie „Dziennika Polskiego” i „Gazety Krakowskiej” przyjęli WOJCIECH KOZAK, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie; JAN MRZYGŁÓD, prezes zarządu Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie; ŁUKASZ BRZÓZKA, prezes zarządu Wodociągów Chrzanowskich; ARTUR KOZIOŁ, burmistrz Miasta i Gminy Wieliczka oraz dr BERNARD TWARÓG z Katedry Geoinżynierii i Gospodarki Wodnej na Wydziale Inżynierii Środowiska i Energetyki Politechniki Krakowskiej.

Oto zapis naszej debaty

- Klimat nam się nieco rozchwiał… Raz nawiedzają nas susze, innym razem nawalne deszcze. I jedno, i drugie zjawisko jest groźne. Panie dyrektorze, co Wody Polskie robią, aby zniwelować wpływ tych niekorzystnych zjawisk na Małopolan i Małopolskę?

WOJCIECH KOZAK, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie
WOJCIECH KOZAK,
dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie Sebastian Dudek

- Niestety, z tą huśtawką klimatyczną musimy się pogodzić. Natura jest bowiem nieubłagana... Nie oznacza to jednak, że nie możemy łagodzić skutków zmian klimatycznych, tak w skali globalnej, jak również w skali lokalnej - małopolskiej.

- Przemierzając Małopolskę wydaje się jednak, że wody mamy pod dostatkiem i susze nam niegroźne.
- Region wodny Górnej-Zachodniej Wisły, w którym położone jest województwo małopolskie, nie zalicza się do regionów szczególnie zagrożonych suszą i niedoborami wody, tak jak np. regiony środkowej Polski czy Kujawy, na których zagrożenie jest o wiele większe. Małopolska jest fantastycznie zielona, ma wiele rzek, potoków, strumieni i zbiorników wody pitnej... Musimy jednak zdać sobie sprawę, że zagrożenie istnieje. W niektórych jej rejonach już widać suszę, a deficyt wody będzie coraz większy.

- Dlaczego?
- Decydują o tym oczywiście uwarunkowania klimatyczne, ale to tylko jedna strona medalu, na którą mamy nieco mniejszy wpływ. Tą drugą stroną medalu, na którą mamy dużo większy wpływ, jest nasz brak szacunku do wody. Niestety, wciąż nie doceniamy tego bogactwa, które bije z ziemi i spada nam z nieba, nie dbamy o jej czystość. Mało kto z nas ma świadomość, że pijemy wodę po znaczącym procesie jej uzdatniania. Myśląc więc o przyszłości, musimy zadbać nie tylko o czystość wody, ale także o jej odpowiednią ilość.

- Akurat w Małopolsce trochę tych zbiorników mamy...
- Patrząc na liczne zbiorniki, choćby Zbiornik Dobczycki, który jest rezerwuarem wody pitnej i jednocześnie zbiornikiem przeciwpowodziowym, a jego rezerwa powodziowa wynosi 45 mln metrów sześciennych, czy Jezioro Mucharskie, które potrafi zmagazynować podczas normalnego poziomu piętrzenia przeszło 100 mln metrów sześciennych wody, a jego rezerwa powodziowa wynosi 60 mln metrów sześciennych, możemy być dumni. To olbrzymie bogactwo, wielki potencjał, ale również kropla w morzu potrzeb. Już teraz musimy więc myśleć o kolejnych zbiornikach. Wody będą przecież potrzebowali nie tylko ludzie, ale także środowisko i rolnictwo.

- Do tego potrzebujemy kolejnych zbiorników?
- Tak. Jednak nie tylko tzw. mokrych, ale także suchych. Sięgając niedaleko w historię, zbudowaliśmy zbiorniki suche, które mają zatrzymać nadmiar wód powodziowych. Mam tu na myśli zbiorniki np. Bieżanów, Malinówka 1 czy Malinówka 2. To jedna z form ochrony przeciwpowodziowej. W planach mamy budowę kolejnych i realizację dużych programów przeciwpowodziowych i przeciwsuszowych.

- A te mokre?
- Te mokre, zachowując retencję, pomagają nam utrzymać stały poziom wody, a tym samym odpowiednią jej ilość dla ludzi, rolnictwa i środowiska. Oczywiście i one również powstrzymują fale powodziowe.

- Jaka przyszłość, ta najbliższa, nas czeka?
- Musimy być gotowi na deszcze nawalne. Wtedy, jak doskonale o tym wiemy, w ciągu godziny może spaść nawet 100 litrów wody na metr kwadratowy. I te niesamowite ilości wody musimy nie tylko jak najszybciej bezpiecznie odprowadzić, ale także zmagazynować, a później odpowiednio wykorzystać.

- Winę za dramatyczne nieraz skutki nawalnych deszczy ponosimy także my, betonując podwórka, parkingi przed sklepami…
- Każdy z nas powinien pomyśleć o pozostawieniu lub przygotowaniu takiego miejsca, gdzie woda mogłaby sobie spokojnie i bezpiecznie wniknąć w ziemię. Przypomnę tylko, że na magazynowanie wody są środki z programów wojewódzkich i gminnych. Wodę gromadzoną w słynnych już „tysiączkach”, czyli w zbiornikach o pojemności tysiąca litrów, można przecież wykorzystać do podlewania czy zraszania traw.

- Jaka w tym wszystkim jest rola Wód Polskich?
- Naszym zadaniem jest inwentaryzacja i przewidywanie zagrożeń - przeciwdziałanie skutkom suszy i powodzi - a także obserwowanie i reagowanie na bieżąco na to, co się dzieje. Wody Polskie do tego zostały zresztą powołane, by zarządzać swoimi zlewniami tak, aby prowadzono w nich racjonalną gospodarkę wodami, dbając oczywiście o ich czystość i środowisko.

- Czy na ekstremalne zjawiska przygotowany jest Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie?

JAN MRZYGŁÓD, prezes zarządu Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie
JAN MRZYGŁÓD,
prezes zarządu Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie Sebastian Dudek

- Ekstremalne zjawiska pogodowe, z punktu widzenia Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie, są niepokojące, bardzo niekorzystne i utrudniają nam pracę. Jako przedsiębiorstwo i patrząc in gremio na firmy wodociągowe w Polsce czy Europie, nie opanujemy oczywiście skutków zmian klimatycznych. Możemy podjąć próbę, by im zapobiegać, i to wspólnie z działaniami takich instytucji jak Wody Polskie.

- Możecie jednak skutki tych zmian niwelować.
- I to właśnie robimy. Reagując na to, co dzieje się z klimatem oraz na ekstremalne skutki tych zmian. Woda w wodociągach płynie...

- Co najbardziej doskwiera wodociągom andrychowskim?
- Susza, niestety, coraz bardziej widoczna w Małopolsce. Ponieważ 75% wody, którą pozyskujemy dla gminy Andrychów, pochodzi z ujęć powierzchniowych, więc brak opadów te ujęcia praktycznie dyskwalifikuje, tym bardziej że w pozwoleniu wodno-prawnym mamy ścisły obowiązek zachowania w rzekach przepływu biologicznego.

- Krany w Andrychowie nie są jednak suche. Skąd więc pozyskujecie wodę?
- Jeżeli mamy problem, ratujemy się wodą, którą kupujemy hurtowo w województwie śląskim - z przedsiębiorstwa Aqua w Bielsku-Białej. Dodam jednak, że metr sześcienny takiej wody, raz jeszcze podkreślę kupowanej hurtowo, jest jednak kilka razy droższy niż metr sześcienny wody przez nas wyprodukowanej.

- Rozumiem, że u Was pobór wody jest ściśle uzależniony od poziomu wód w rzekach.
- Tak. Zależy od poziomu wód dwóch potoków górskich - Wieprzówki i Targaniczanki. I ten przepływ jest bardzo niestabilny, mocno uzależniony od pór roku i opadów.

- Także w tym roku?
- Ten rok dobrze się zaczął, bo przepływ wody jest bardzo stabilny. Zwykle jest jednak tak, że w lecie potoki wysychają.

- Nawalne deszcze to również problem?
- Olbrzymi. Potoki wtedy gwałtownie wzbierają, zażwirowując nasze ujęcia wody. To duży kłopot, bo żeby to ujęcie odtworzyć, trzeba czasu i oczywiście pieniędzy. Staramy się jednak tak działać, aby nie przerwać ciągłości dostaw wody. I na razie nam się to udaje. Nie ukrywam jednak, że problemy są coraz większe.

- Z czystością wody powiązana jest też ściśle kanalizacja.
- To prawda. I w tym przypadku sporym problemem są deszcze nawalne. Do tej pory nikt przecież nie projektował sieci kanalizacyjnych na wodę np. stuletnią. A w tej chwili często się zdarza, że spływa do niej do 100 l wody z metra kwadratowego powierzchni. Wygląda to tak, obrazowo mówiąc, jakby ktoś do butelki chciał od razu wlać wodę z wiadra. Nie ma więc szans, by sieć wszystko przyjęła.

- To efekt brukowania, betonozy?
- W dużej mierze tak. Pamiętam czasy, gdy sołtysi wielu miejscowości w gminie Andrychów chwalili się, że z Funduszu Sołeckiego udało im się wykorytkować rowy… A to przecież wbrew zasadzie retencji. Te rowy mają być odpowiednio utrzymane, ale powinny wchłaniać wodę, a nie sprawiać, by spływała błyskawicznie. W ten sposób kogoś ona zaleje. Uważam, że to, co już zostało zrobione, niech pozostanie, ale w przyszłości nie powinno być zgody na takie działania.

- Wodociągi Chrzanowskie też mają takie problemy.

ŁUKASZ BRZÓZKA, prezes zarządu Wodociągów Chrzanowskich
ŁUKASZ BRZÓZKA,
prezes zarządu Wodociągów Chrzanowskich Sebastian Dudek

- Wodociągi Chrzanowskie wykorzystują głównie zasoby wód podziemnych. Mamy siedem ujęć i to pokrywa 85% naszego zapotrzebowania. Te ujęcia charakteryzują się dobrą jakością wody, porównywalną z wodą mineralną. Nie wymagają więc jakiegoś znaczącego uzdatniania. Pozostałe 15% sprowadzamy rurociągiem, który powstał prawie 15 lat temu, z Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągowego. Obsługujemy trzy gminy - Chrzanów, Trzebinia i Libiąż, czyli około 100 000 mieszkańców.

- Mieliście również inne wydajne ujęcia wody na swoim terenie.
- To prawda. Nasze podstawowe ujęcia wody znajdowały się na terenie Zakładów Górniczych „Trzebionka”. Korzystaliśmy z wody, którą zalicza się do głównego zbiornika wód podziemnych na tamtym terenie. To jest źródło bardzo perspektywiczne i o dużej zasobności. Niestety, zatapianie kopalni „Trzebionka” skutecznie tę wodę zanieczyściło. No i teraz te dwa główne ujęcia, które tam mieliśmy, jedno w Chrzanowie, drugie w Trzebini, są wyłączone z eksploatacji.

- Nie szkoda marnować takich zasobów?
- Szkoda. Dlatego też, aby znaleźć sposób, jak tę wodę uzdatnić, bo wydaje się, że są na to dość proste sposoby, podjęliśmy współpracę z naukowcami. Pewnie też zwrócimy się do dyrektora Wód Polskich, aby pomógł nam tę wodę oczyścić. Zbiornik ten mógłby być również rezerwowym źródłem zaopatrzenia w wodę nie tylko dla Małopolski Zachodniej.

- Czyli jesteście w potencjalnie dobrej sytuacji?
- Można tak powiedzieć. Z jednej strony wiemy, że mamy tam wodę i jest ona dobrej jakości. Natomiast musimy znaleźć sposób, by dało się ją wykorzystać.

- Czy ekstremalne zjawiska spędzają sen z powiek burmistrza Wieliczki?

ARTUR KOZIOŁ, burmistrz Miasta i Gminy Wieliczka
ARTUR KOZIOŁ,
burmistrz Miasta i Gminy Wieliczka Sebastian Dudek

- Oczywiście, tak. Niestety, w jednym czasie dotyka nas kilka zjawisk. Nagle mamy nadmiar wody, potem równie nagły ubytek wody i do tego susza. Jednak cała sztuka polega na tym, aby się nie zastanawiać, co jest dzisiaj, a co będzie w przyszłości. Chciałoby się mieć możliwości do projektowania obszarów, które łagodziłyby te ekstremalne zjawiska.

- To znaczy?
- Problem w tym, że często reagujemy na bieżąco i trudno jest przy obecnych możliwościach patrzeć w przyszłość. Jeśli jest susza, to próbujemy w jakiś sposób dostarczyć wodę. Oczywiście tak trzeba... Jednak tak naprawdę powinniśmy na te zjawiska patrzeć w wieloletniej perspektywie i być na nie odpowiednio wcześniej przygotowani.

- Tak jak i na gwałtownie rosnącą liczbę mieszkańców?
- Dokładnie tak. Jesteśmy przecież częścią wielkiej metropolii, a metropolia w rzeczywistości zaciera granice. Przypomnę tylko, że 11 lat temu w mieście i gminie Wieliczka zameldowanych było około 47 000 osób, dzisiaj oficjalnie jest ich 62 000. W praktyce oczywiście znacznie więcej, gdyż nie wszyscy są zameldowani. I cała nasza strategia polega na tym, żeby zrobić coś, co będzie odpowiadało wyzwaniom nie tyle dnia dzisiejszego, ale tym, z którymi mierzyć się będziemy za wiele lat. Dlatego o zbudowanie np. odpowiedniej infrastruktury dla kolejnego pokolenia musimy zadbać już teraz.

ZOBACZ „WODA DLA POKOJU I SPOKOJU"

Wersja pełnoekranowa - TUTAJ

- Macie aż tak dalekosiężne plany?
- Mamy. Choć tak naprawdę jesteśmy dopiero na starcie.

- To nieco zaskakujące. Minęło już blisko 18 lat, od kiedy Pan jest burmistrzem Wieliczki. Dlaczego więc dopiero teraz start?
- Dopiero teraz mamy odpowiednie narzędzia. Wybudowaliśmy infrastrukturę, która może generować rozwój. Dzisiaj poprzez wybudowanie na przykład kanalizacji możemy odebrać miliony metrów sześciennych ścieków, a przez wybudowanie nowoczesnej stacji i studni głębinowych możemy zwiększyć ilość wody i rozpocząć proces jej uzdatniania. I to jest dopiero - po tak dużym wysiłku - start.

- I tak miasto było w lepszej sytuacji niż gminy ościenne.
- To prawda. Jak już wspomniałem, jesteśmy atrakcyjną częścią metropolii krakowskiej. Co roku więc przybywa nam mieszkańców, musimy zatem zabezpieczyć dla nich np. odpowiednią ilość wody. To dlatego - jak wspomniałem wcześniej - budujemy własne stacje uzdatniania wody i potężne zbiorniki. Szukamy nowych ujęć, m.in. tam, gdzie pokazała nam dokumentacja z Kopalni Soli „Wieliczka”. Dopiero bowiem na ich mapach mogliśmy odkryć, gdzie znajdują się główne zasoby wód bogucickich. I to właśnie jest myślenie na przyszłość, dla kolejnych pokoleń.

- Skąd więc ten „start”?
- W kolejnym etapie stosunkowo szybko musimy zmodernizować około 50 km najstarszych rurociągów. To sprawia, że przed nami pojawiło się potężne wyzwanie. Teraz doszła do tego jeszcze susza. A jeśli jest susza, to przy tej okazji kumulują się wszystkie niekorzystne zjawiska - namnażają się szczepy groźnych bakterii, następuje obniżenie poziomu wód. Musimy uświadomić sobie, że takich problemów może być więcej. Należy więc przygotować się na różne zaskakujące zdarzenia, na przykład, aby móc zapobiegać takim sytuacjom, musimy mieć możliwość zmiany obiegów wody. W tym przypadku chodzi nie tyle o większą jej dostępność, ile możliwość zarządzania siecią w sytuacjach kryzysowych. Tak powstają narzędzia, które zmieniają naszą rzeczywistość.

- Wie Pan, ile ma wody?
- Oczywiście. Codziennie o godzinie siódmej rano, gdy wstaję, sprawdzam to w komórce. Dzięki temu dokładnie wiem, ile mam wody w danym zbiorniku. I tak jest każdego dnia. 7 dni w tygodniu każdy z nas, a jest nas 10 osób, dostaje taki raport.

- To pomaga?
- Bardzo.

- Jakie jeszcze wnioski wyciągnęliście z kryzysowych sytuacji?
- Uznaliśmy, że powinniśmy mieć wystarczającą ilość wody nie tylko dla tych 70 000 czy 100 000 mieszkańców, ale także możliwość błyskawicznego zwiększenia jej dostaw - to po pierwsze. Po drugie - musimy mieć narzędzia, by odpowiednio zarządzać tymi zasobami.

- Jakie to zasoby?
- Do tej pory wybudowaliśmy około 300 km sieci kanalizacyjnych, czyli jak niektórzy się śmieją, dotarliśmy już do Radomia. Z siecią wodociągową, której mamy blisko 500 km, „zbliżamy” się więc do Trójmiasta. Zaczynamy też budować indywidualne zbiorniki na wodę.

- Nikt wcześniej na te problemy nie patrzył perspektywicznie?
- No właśnie i dopiero my zaczęliśmy to robić. Teraz, krok po kroku, budujemy spójny system, który przyda się tym, którzy po nas przyjdą za kilka czy kilkanaście lat.

- Do tego wszystkiego dość gwałtownie zmienia się jeszcze klimat.
- Weszliśmy w jakiś inny świat. Klimatolodzy twierdzą wręcz, że czegoś takiego nigdy nie było. Chodzi więc o to, aby ludzie zaczęli wreszcie współpracować z naturą. Wydawało nam się, że budowaliśmy coś, co jest cywilizacją, pewnym standardem. Teraz natura powiedziała „stop”. Oczekuje czegoś innego.

- Czy potrafimy zarządzać zasobami wodnymi?

Dr BERNARD TWARÓG.Katedra Geoinżynierii  i Gospodarki Wodnej, Wydział Inżynierii Środowiska i Energetyki  Politechniki Krakowskiej
Dr BERNARD TWARÓG.
Katedra Geoinżynierii i Gospodarki Wodnej, Wydział Inżynierii Środowiska i Energetyki Politechniki Krakowskiej Sebastian Dudek

- Staramy się w tym pomagać. Jednak trzeba mieć świadomość, że wszelkie zarządzania zasobami środowiska, np. zasobami wodnymi, to jest poszukiwanie kompromisu. Wiąże się to z tym, że próbujemy rozwiązać tak zwane zadania wielokryterialne. Jednym z kryteriów jest efektywność ekonomiczna, innym dobry stan ekologiczny, a jeszcze innym sprawiedliwość społeczna. I zwykle jest tak, że jeżeli próbujemy znaleźć rozwiązanie, które satysfakcjonuje, albo które ma usatysfakcjonować społeczeństwo, to staramy się znaleźć także takie rozwiązania, które będą w stanie spełnić wszystkie te kryteria.

- Czy jest to możliwe?
- W teorii - tak, w praktyce - nie.

- Dlaczego?
- Im bardziej bowiem zbliżamy się np. do spełnienia postulatu odpowiedniej efektywności ekonomicznej, tym bardziej oddalamy się od postulatów sprawiedliwości społecznej i dobrego stanu ekologicznego. Gdy chcemy zapewnić odpowiednie warunki do ochrony środowiska, to oddalamy się od efektywności ekonomicznej i sprawiedliwości społecznej. Zawsze ktoś na tym cierpi, nie ma idealnego rozwiązania.

- Czy w Małopolsce potrafimy odpowiednio zagospodarować wodę z nawalnych deszczy?
- Musimy tu rozróżnić dwie sytuacje - opady i zagospodarowanie wody w obszarach zabudowanych oraz na terenach mniej zurbanizowanych, tam, gdzie wciąż jeszcze odnajdziemy dziką przyrodę.

- Zacznijmy może od miast.
- W miastach, a więc tam, gdzie infrastruktura jest bogata, jesteśmy w stanie przechwycić i zagospodarować mnóstwo wody, która spadła nam z nieba. Problem polega tylko na tym, by znaleźć równowagę między ilością wody, którą skierujemy do infiltracji, odnawiając jednocześnie zasoby wód gruntowych, a tą, którą pozostawimy, by zachować spływ powierzchniowy, utrzymując przy tym bioróżnorodność danego terenu. Flora i fauna nie tylko przecież czerpie wodę z wód podskórnych, ale również z wód powierzchniowych.

- W jaki sposób najlepiej to uczynić?
- Mamy możliwość budowania np. zbiorników, w których gromadzona będzie woda spływająca z dachów, wybrukowanych parkingów i podwórek.

- Deszcze nawalne to jednak inny problem?
- To prawda. Nie da się przecież, jak wspomniał pan prezes, w jednej chwili wlać wody z przysłowiowego wiadra do butelki. Taka próba zawsze kończy się niepowodzeniem. To nowa sytuacja, do której nie są przystosowane systemy kanalizacyjne. Dlatego też, aby były w stanie przyjąć tak wielką ilość deszczówki, jaka spada podczas nawalnych deszczy, muszą zostać przebudowane.

- Wcześniej o tym nie pomyślano?
- Nie było takich potrzeb. Sytuacja gwałtownie zmieniła się wraz z klimatycznymi perturbacjami. W wielu przypadkach to także efekt złej metodyki, którą posługiwaliśmy się przy projektowaniu wszelkiego rodzaju sieci kanalizacyjnych. One nie są doszacowane. Więc gdy nadejdą obfite opady w postaci np. nawalnych deszczy, to niedoszacowanie wynosi nawet 100%! Nic więc dziwnego, że kanalizacja nie przyjmuje takiej ilości wody.

- Czyli w miastach, zakładając, że zmiany klimatu pójdą w tę stronę, trzeba byłoby wybudować całkiem nową sieć?
- Niestety, tak to wygląda. Jeśli więc będziemy chcieli zaprojektować dobrą infrastrukturę do odprowadzenia wód opadowych, to obowiązujące metodyki powinniśmy zmienić, a np. średnice rurociągów - sporo zwiększyć. Tylko w ten sposób będą mogły odprowadzać co najmniej dwukrotnie więcej wody.

- Jeśli już ją przechwycimy, to co z nią zrobić?
- Musimy zadbać o to, aby ją gromadzić w odpowiednich zbiornikach. Mogą to być małe standardowe zbiorniki, ale też potężne, budowane, np. przez miasta, gminy czy Wody Polskie. Część z tej wody może też posłużyć do odnawiania - poprzez infiltrację - zasobów wód podziemnych.

Jezioro Mucharskie potrafi zmagazynować przeszło 100 mln metrów sześciennych wody
Jezioro Mucharskie potrafi zmagazynować przeszło 100 mln metrów sześciennych wody Wody Polskie

- Brak kanalizacji wód opadowych to duży problem?

WOJCIECH KOZAK, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie:

- Olbrzymi. Począwszy od Krakowa, a kończąc na gminach. Gdy nie ma wyodrębnionej pełnej sieci, to wody opadowe łączą się w pewnym momencie z wodami bytowymi i niestety, często także przed ich oczyszczeniem. To jest kluczowy problem w Małopolsce, choć nie tylko. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku zachłysnęliśmy się możliwością sięgnięcia po środki europejskie. To sprawiło, że gwałtownie wzrosła liczba gospodarstw podpiętych do sieci wodociągowej. Niestety, za tym nie podążył rozwój sieci kanalizacyjnych. Przez to teraz cierpimy my i środowisko. Sprawdzając to, co znajduje się w sieci prowadzącej wody opadowe, wielokrotnie odkrywamy, że nie jest to tylko deszczówka... I dlatego tak istotna jest edukacja, budowanie świadomości, przede wszystkim najmłodszych Małopolan.

- Spowolnić spływ wód miał m.in. Program Kształtowania Zasobów Wodnych. Spowolnił?
- Tak, takie działania wpływają na poprawę stosunków wodnych w glebie, zabezpieczając dostępność wód w okresie niedoborów opadów oraz zapewniając spływ wód do rzek w okresie nadmiaru wody. W ramach Programu Kształtowania Zasobów Wodnych w 2021 roku Wody Polskie w Krakowie zrealizowały 8 zadań. Retencja korytowa wyniosła 6,6 tys. m3, obszar jej oddziaływania to 148,1 ha, a obszar oddziaływania na grunty orne to 128,1 ha. W 2022 r. RZGW w Krakowie zrealizował kolejne zadania utrzymaniowe z zakresu małej retencji. Retencja korytowa wyniosła blisko 33,1 tys. m3, a obszar jej oddziaływania to 151,1 ha, obszar oddziaływania na grunty orne to 129,4 ha. W 2023 r. zrealizowano kolejne 7 zadań z zakresu PKZW na łączną kwotę 718 tys. zł. Retencja korytowa wyniesie 32,43 m3, a jej obszar oddziaływania to 230,94 ha. Przewidywany obszar oddziaływania na grunty orne to 171,6 ha. W roku bieżącym wstępnie planujemy wykonanie 2 zadań utrzymaniowych realizowanych w ramach PKZW. Oczywiście przed nami jeszcze wiele do zrobienia. Do niedawna betonowano lub wykładano kostką kanały przydrożne, bo ładnie i estetycznie to wyglądało, a teraz jest to wielki problem. Objawia się m.in. wylewami i podtopieniami - woda spływa błyskawicznie zalewając tereny niżej położone.

- Nie ma naturalnych „hamulców”?
- Stąd budowa specjalnych zastawek, suchych i mokrych zbiorników. W tej chwili nie znam gminy, która nie starałaby się albo nie ma w planach, budowy takiego zbiornika. Jeszcze nie tak dawno chroniliśmy tereny przed zalewaniem i nadmiarem wody, teraz staramy się zadbać o to, by tej wody była odpowiednia ilość.

- „Bezpieczna Wisła - ekologicznie w przyszłość”. Co to za program? Stosunki w dolinie Wisły ma również poprawić Niepołomicki Klaster Retencyjny.
- „Bezpieczna Wisła” to duży program, który dotyczy regionu wodnego Górnej-Zachodniej Wisły i Górnej- Wschodniej Wisły między Krakowem a Zawichostem. Zasadniczym jego celem jest zwiększenie ochrony przed powodzią, ale też ochrona przed skutkami suszy. Zaproponowany zestaw działań technicznych i nietechnicznych będzie uwzględniać kwestie środowiskowe i społeczne. Natomiast Niepołomicki Klaster Retencyjny będzie przede wszystkim przeciwdziałał skutkom suszy.

- Czy się powiedzie?
- Na przeszkodzie może stanąć tylko jeden problem, który zresztą wymyślili Fenicjanie, czyli pieniądze. Doskonale bowiem wiemy, że zbiorniki takie - zwłaszcza na południu Polski - są bardzo kosztowne w budowie. Wykup terenu to pierwszy poważny problem. Wystarczy wspomnieć, że ceny ziemi sięgają już astronomicznych kwot. Podam przykład z gminy Zielonki. Chcieliśmy wybudować tam stosunkowo niewielki zbiornik, w którym można byłoby zmagazynować około 800 000 m³ wody. Z szacunków wynika, że będzie kosztował około 140 milionów złotych.

- Co więc Pan proponuje?
- Należy w miarę szybko określić miejsca, gdzie te zbiorniki mają powstać. W ten sposób, mając odpowiednie środki, będzie można dokonać wykupu terenów, a następnie przystąpić do prac inwestycyjnych. Potrzeb w Małopolsce jest bardzo dużo.

System ultrafiltracji wody w Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie
System ultrafiltracji wody w Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie

- Jakości wody i ścieków już od jakiegoś czasu z wielką uwagą przygląda się też Unia Europejska… Jest dyrektywa wodna, której przepisy będą wchodzić stopniowo. Ma być również dyrektywa ściekowa… Czy to oznacza także więcej obowiązków? A jeśli tak, to skąd na nie brać pieniądze?

JAN MRZYGŁÓD, prezes zarządu Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie:

- Cieszę się, że pan dyrektor jako pierwszy wspomniał o wynalazku Fenicjan… Na wszystko to, co proponuje Unia Europejska, potrzebne będą bowiem olbrzymie sumy. Wspomnę tylko, że sposoby oczyszczania wody i ścieków, od strony technicznej czy technologicznej, już od dawna są znane. Są to oczywiście bardzo różne metody, jedne mniej, inne bardziej kosztowne. Nie są jednak tajemnicą. I nie ma żadnych przeszkód z ich wprowadzeniem. Problem jest tylko jeden - pieniądze.

- Jakie zatem działania proponuje Unia Europejska?
- Największy nacisk położony został na jakość wody. Jednak dyrektywa wodna miała zostać zaimplementowana do polskiego prawa 12 stycznia 2023 roku. Jesteśmy w marcu 2024 roku, a dyrektywa wciąż nie jest prawem. Jako przedsiębiorstwo wodociągowe, tak jak i inne tego typu firmy w Polsce, jesteśmy w „blokach startowych”. Terminy jednak płyną, bo są ściśle określone, a przepisów jak nie było, tak nie ma.

- Kiedy czekają nas zmiany?
- W latach 2027, 2029, 2040… Wydaje się, że to dość odległe terminy, jednak czas cały czas - jak woda - i szybko płynie.

- Jesteście gotowi na te zmiany?
- Tak. Choć oczywiście mówię o swojej spółce, to jednak tak samo jest w większości przedsiębiorstw wodociągowych w Polsce. Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie, jeżeli chodzi o uzdatnianie wody, w zasadzie już spełnia wszelkie wymogi unijne. Od 10 lat mamy ultrafiltrację, czyli jeden z nowocześniejszych systemów uzdatniania wody powierzchniowej. Związane jest to z tym, że na naszym terenie jest bardzo chwiejna jakość wody - zależy nie tylko od opadów deszczu, ale także suszy. Dzięki ultrafiltracji niestraszna nam mętność ani bakterie.

- Przychodzi jednak taki moment, gdy filtry trzeba wymienić...
- Ten moment właśnie, po 10 latach, nadszedł. Na nowe musimy wydać około 2 milionów złotych. Skąd je wziąć?

- Czy to koniec kosztów?
- Niestety, nie. W niedalekiej przyszłości musimy przecież podjąć, realizując wspomnianą dyrektywę wodną, wiele innych działań związanych nie tylko z jakością wody, ale też z monitoringiem strat wody.

- Może i do tego jesteście już przygotowani?
- Jesteśmy, i to już od dawna. W dodatku dysponujemy profesjonalnymi systemami. Nie oznacza to jednak, że zmiana ta będzie dla nas bezkosztowa. Kosztowne będzie nie tylko wdrożenie nowych systemów, ale przede wszystkim ich utrzymanie. Na razie jednak, o ile wiem, dyrektywa wodna w kwestii monitoringu strat wody, takich przedsiębiorstw jak spółka andrychowska i szereg innych średnich firm, nie będzie obowiązywać.

- Przed nami też dyrektywa ściekowa?
- Na razie jest w powijakach. Nie wiedząc, jakie dokładnie będą przepisy, stosujemy konwencjonalne metody oczyszczania ścieków - mechaniczne, biologiczne i trzeci stopień oczyszczania, czyli defosfatację i denitryfikację. To już umiemy i to robimy, spełniając aktualne wymogi co do jakości oczyszczonych ścieków.

- Potraficie też walczyć z mikroplastikiem i farmaceutykami?
- Niestety, tu rodzi się kolejny bardzo poważny problem. Wymagania dyrektywy ściekowej, oczywiście jeśli wejdą w życie, będą bardzo wyśrubowane. Technologie trzeba będzie tak dobrać, aby ścieki oczyścić praktycznie ze wszystkich niebezpiecznych substancji.

- To duży problem?
- Olbrzymi. Powiem tak - teraz walczymy o tak „prosty” parametr jak ilość azotu w oczyszczonych ściekach. Jego dopuszczalna norma wynosi 15 mg na litr, a miała spaść do 6 mg na litr. Okazało się jednak, że osiągnięcie takiej wartości jest praktycznie niemożliwe. Mówiąc kolokwialnie „skórka nie będzie warta wyprawki”. O ile wiem, to teraz stanęło na 10 mg na litr. Sprostanie także tym wymogom będzie generowało gigantyczne koszty.

- Jakie więc będą dalsze losy tej dyrektywy?
- Trudno powiedzieć. Oczywiście, jeśli będzie trzeba, to wprowadzimy w życie jej zapisy, bo potrafimy to zrobić. Tylko pytanie, kto poniesie koszty tych wszystkich zmian? Jakie będą źródła ich finansowania? Sami tego przecież nie udźwigniemy, a takimi kosztami na pewno nie obciążymy naszych klientów. To byłoby zabójcze dla nich. Oczywiście nie możemy działać poniżej kosztów, ale też nie możemy czerpać nadmiernych zysków. Nowe inwestycje oznaczałyby więc sięgnięcie po finansowanie z obcych źródeł, np. kredytów. Te jednak też trzeba spłacać.

Wodociągi Chrzanowskie, jako pierwsza w Polsce firma wodociągowa i jedna z pierwszych firm na południu Polski, stworzyły pływającą farmę fotowoltaic
Wodociągi Chrzanowskie, jako pierwsza w Polsce firma wodociągowa i jedna z pierwszych firm na południu Polski, stworzyły pływającą farmę fotowoltaiczną Wodociągi Chrzanowskie

- Wodociągi Chrzanowskie, oprócz oczywiście dostarczania dobrej jakościowo wody mieszkańcom, myślą również o tym, by stać się potężnym... magazynem energii. Czy to przyszłość firm wodociągowych?

ŁUKASZ BRZÓZKA, prezes zarządu Wodociągów Chrzanowskich:

- Moim zdaniem - tak. Dyrektywy unijne wręcz zachęcają do tego, aby firmy wodociągowe szły w kierunku samowystarczalności energetycznej. Mowa tu głównie o wykorzystaniu tego, co trafia do oczyszczalni ścieków. W Polsce to wciąż spory, niezagospodarowany kapitał. Ścieki i osady można wykorzystać do np. produkcji energii.

- Gdzie ona tkwi?
- Choć trudno to sobie wyobrazić, uwięziona jest w osadach ściekowych. Budując biogazownię, można więc sporo zyskać, szczególnie gdy koszty energii coraz szybciej rosną. Biogaz, który uzyskujemy w procesie fermentacji, napędza silniki kogeneracyjne w taki sposób, że mamy ciepło i prąd.

- Na ile starcza Wam tej energii?
- Ciepłem, które wytwarzamy, ogrzewamy wszystkie obiekty w naszej oczyszczalni. Prądu mamy tyle, że jesteśmy blisko tego, aby powiedzieć, iż jesteśmy w 100 procentach samowystarczalni. Zdarzają się dni, gdy nadwyżkami energii dzielimy się z ujęciem wody. I nie jest to ostatnie nasze słowo.

- Może warto więc sięgnąć po środki unijne?
- Mam nadzieję, że dzięki finansowaniu z programów unijnych staniemy się w pełni samowystarczalni. Przy tej okazji wspomnę, że biogaz jest bardzo wdzięczny do magazynowania. Dysponujemy obecnie zbiornikiem o pojemności 1000 m3. Myślimy więc o kolejnej rozbudowie. Dodatkowe środki by nam się przydały.

- Wodociągi magazynem energii to kusząca propozycja?
- Kusząca, i to bardzo. Nie wymaga olbrzymich nakładów, a energię możemy zmagazynować np. w postaci biogazu, wykorzystując ją wtedy, gdy będziemy jej potrzebowali. To jest pomysł, na który na pewno chciałbym zwrócić uwagę. Wspomnę tylko, że Europa Zachodnia już dawno przepracowała ten temat i ma tysiące biogazowni. U nas to wciąż są jednostkowe przypadki.

- Sporo energii drzemie również w wodzie. Tej także macie pod dostatkiem.
- Zbiornik wody „Jezioro Chechelskie” w tej chwili jest dla nas pewnym problemem, rodzajem obciążenia, bo to infrastruktura, która nas kosztuje. Jednak musimy go utrzymywać. Gdyby zamienić tego typu zbiorniki w magazyny energii, nie generowałyby kosztów, a przynosiły zyski. Wprawdzie nie wszędzie da się zamontować turbinę wodną, ale tafla wody może z powodzeniem zostać wykorzystana np. do zamontowania pływającej fotowoltaiki. I tylko przypomnę, że Wodociągi Chrzanowskie jako pierwsza w Polsce firma wodociągowa i jedna z pierwszych firm na południu Polski, stworzyły pływającą farmę fotowoltaiczną. O niedużej mocy, bo to jest 81 kW, ale powstała, działa i daje energię. Znajduje się na nieużytkowanym osadniku, gdzie powstało zastoisko wody, w którym zbieramy też deszczówkę.

- Jaka jest jej efektywność?
- Działa bardziej efektywnie niż fotowoltaika zamontowana na dachu. Chłodzenie od wody sprawia, że jej sprawność - szczególnie w miesiącach bardzo upalnych, gdy normalna fotowoltaika gorzej pracuje - jest bardzo wysoka. Świat już dawno poszedł w tym kierunku.

- A co ze zbiornikami na wodę pitną? I je można tak wykorzystać?
- Tak. To trzeci element, o którym intensywnie myślimy. Każde przedsiębiorstwo wodociągowe ma zbiorniki na wodę. Gdy mamy tanią energię lub nadmiarową, możemy do nich pompować wodę. Gdy energia jest droga, możemy je opróżniać, zarabiając na tym. To jest dodatkowy magazyn energii.

- Wodociągi wciąż więc mają spory potencjał?
- Gigantyczny. Myślę, że w znacznym stopniu wciąż niewykorzystany. Dlatego też musimy nawiązać jeszcze bliższą współpracę zarówno ze światem nauki, jak i ze światem energetyki. W ten sposób moglibyśmy dać Polsce spory zastrzyk dodatkowej zielonej energii, o którą tak wszyscy walczą. Warto więc przychylnym okiem spojrzeć w naszym kierunku.

W pierwszym dniu 2024 roku została uruchomiona nowoczesna Wielicka Stacja Uzdatniania Wody
W pierwszym dniu 2024 roku została uruchomiona nowoczesna Wielicka Stacja Uzdatniania Wody Urząd Miasta i Gminy Wieliczka

- Wieliczka od lat inwestuje w sieci wodociągowe i kanalizacyjne. Na jakim etapie jesteście?

ARTUR KOZIOŁ, burmistrz Miasta i Gminy Wieliczka:

- Potrzebowałem ponad 300 milionów złotych, żeby zbudować sieć wodno-kanalizacyjną w obecnej postaci. Jeżeli popatrzymy na proporcje, to w naszej gminie jest ponad 500 km linii wodociągowych oraz blisko 300 km sieci kanalizacyjnej. Proszę zobaczyć, ile jeszcze pieniędzy potrzebuję, by zrównoważyć te dwa obszary. Jednak muszę je zdobyć, by nie zatruwać wody i środowiska.

- Gdzie bylibyście, gdyby nie było tych blisko 300 km kanalizacji?
- Wszystkie ścieki lądowałyby w rowach, na polach i w lasach, zatruwając jednocześnie wodę podziemną i powierzchniową. Dlatego, aby tak się nie stało, musieliśmy zakopać w ziemi miliony złotych. Ich oczywiście nie widać, ale bez nich de facto nie można byłoby w tej chwili normalnie żyć. Nie ukrywam, że inwestycje te generowały potężne problemy dla gminy, z którymi musieliśmy sobie poradzić.

- Skąd więc czerpać tym razem nie wodę, a pieniądze?
- Unię Europejską musimy przekonać do co najmniej kilku rozwiązań. Po pierwsze - przy budowie sieci kanalizacyjnej powinniśmy skończyć z przelicznikami na liczbę mieszkańców, bo one się nie sprawdzają. Jeżeli na danym terenie mieszka np. 100 osób na kilometr, to budujemy kanalizację. Jeśli mniej, to już nie. Stawiam zatem takie pytanie - w jakiej sytuacji te przeliczniki stosować, przed rozbudową sieci czy po rozbudowie, gdy teren stał się o niebo atrakcyjniejszy dla inwestorów i powstało w tym czasie wiele nowych domów i mieszkań. Często jest bowiem tak, że gdy kończymy proces inwestycyjny, to na tym terenie zamieszkuje znacznie więcej osób niż zakładano. Nie ma więc najmniejszego sensu, by trzymać się tego wskaźnika. Przede wszystkim trzeba kierować się ochroną środowiska.

- To z tego powodu niektóre gminy nie wybudowały nawet kilometra kanalizacji?
- Pewnie tak. Nie mogły złożyć wniosku na dofinansowanie z Unii Europejskiej, bo ograniczały ją kryteria.

- Co jeszcze Panu przeszkadza?
- Z punktu widzenia finansowego bilansu gminy, jeśli chcemy funkcjonować na odpowiednim poziomie, to musi się zmienić ustawa o finansach publicznych, o finansowaniu z PIT, CIT i VAT. Tak, abyśmy mogli mieć środki finansowe na wkład własny do inwestycji. Jeżeli tych pieniędzy nie będzie, nie pozyskamy środków z Unii Europejskiej.

- Jest jeszcze problem związany z gwałtownymi zjawiskami atmosferycznymi.
- Zgadza się. Innych rozwiązań wymagają bowiem wody opadowe, innych ścieki, a jeszcze innych sieć wodociągowa. Niektórzy chcieliby, żeby to wszystko trafiło do jednej instalacji. A tak się przecież nie da. I dlatego te wszystkie problemy należy traktować oddzielnie, patrząc jednocześnie na nie całościowo.

- Czy brukowanie i tzw. betonoza to problem dla Wieliczki?
- Proszę, by na tzw. betonozę nie patrzeć tylko przez pryzmat wybrukowanych na przykład rynków miast i miasteczek. To zawsze tylko ułamek powierzchni każdej gminy. Patrząc na miasto i gminę Wieliczka, to nie tylko Rynek, ale potężny zielony obszar 29 miejscowości. Miasto to tylko ułamek tego skomplikowanego ekosystemu. Dlaczego to mówię? Proszę spojrzeć na ten problem nieco szerzej - ile stawów zniknęło w ciągu ostatnich lat z prywatnych posesji, ile zlikwidowaliśmy miejsc, gdzie była woda. Na tych terenach powstały domy, zakłady, właściciele nawieźli hałdy ziemi, zmieniając ukształtowanie terenu. Tam wszędzie wcześniej była retencja, woda mogła spokojnie się rozlewać, infiltrować.

- To jak na to wszystko spojrzeć w nowy sposób?
- Często zdarza się, że patrzymy na to, co dzieje się na jednej czy dwóch ulicach, zapominając o reszcie świata. Natomiast na przykład 70% mieszkańców mieszka w zupełnie innym miejscu. Fantastycznie, że oczekują teraz takich rozwiązań, które sprawią, że otrzymają dofinansowanie na małą retencję czy chwytanie wody z dachów. Oczywiście jestem na tak. Jednak muszę też dodać, że nasza rola jest nieco większa. Musimy patrzeć w przyszłość, bardziej strategicznie. Skoro zielonych miejsc dawniej było dużo więcej, to może najwyższa pora, by je odtworzyć lub zbudować nowe, gdyż w ten sposób gromadzonej wody my i przyroda potrzebujemy do życia. Niestety, na to wszystko musimy mieć pieniądze. Musimy też wymyślić nowe modele finansowania.

- Może w tym pomoże nam nauka?
- Nie tylko pomoże, ale my jesteśmy skazani na świat nauki. Nowe innowacyjne rozwiązania będą wymagać zupełnie innego podejścia, odmiennych procesów decyzyjnych. Bez naukowców tego nie da się zrobić. Proszę zobaczyć, jak zmienił się choćby model zarządzania przez te 20 czy 30 lat. W Wieliczce, żeby myśleć o kompleksowych rozwiązaniach dotyczących m.in. zatrzymywania wody deszczowej w sytuacjach ekstremalnych, musiały wcześniej powstać zbiorniki m.in. w Bieżanowie. Tak, abyśmy mogli kontynuować kolejny krok budowy zbiorników na terenie miasta. Ten proces musi być logiczny, a każde jego ogniwo perfekcyjnie przygotowane. Nie można zrobić w nim wyłomu, gdyż wtedy nie spełni swojej roli. Gdy więc na przykład kanalizacja u nas powstanie, inni będą mieli łatwiej…

Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie ma własne akredytowane laboratorium wody i ścieków
Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie ma własne akredytowane laboratorium wody i ścieków Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie

- Czy świat nauki może w tym pomóc?

Dr BERNARD TWARÓG, Katedra Geoinżynierii i Gospodarki Wodnej, Wydział Inżynierii Środowiska i Energetyki Politechniki Krakowskiej:

- To olbrzymie zagadnienie, wiele dziedzin. Patrząc jednak na źródła energii, którymi w tej chwili dysponujemy, począwszy od farm wiatrowych, farm fotowoltaicznych, biogazowni, elektrowni atomowych, po hydroenergetykę, myślę, że w każdej z tych dziedzin jesteśmy w stanie wesprzeć firmy i samorząd.

- A jeśli chodzi o energię drzemiącą w wodzie?
- Energię tę na większą skalę wykorzystujemy m.in. w elektrowniach szczytowo-pompowych. W Polsce na razie mamy ich 6 - największa znajduje się w Żarnowcu (780 MW) na Pomorzu, a druga co do wielkości - Porąbka-Żar (500 MW) - w Międzybrodziu Żywieckim na Śląsku. W Małopolsce mamy Niedzicę i Sromowce (około 100 MW), a mówi się też o powstaniu takiej elektrowni na zbiorniku Rożnów.

Zbiornik Dobczycki jest rezerwuarem wody pitnej i jednocześnie zbiornikiem przeciwpowodziowym
Zbiornik Dobczycki jest rezerwuarem wody pitnej i jednocześnie zbiornikiem przeciwpowodziowym Wody Polskie

WOJCIECH KOZAK, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie:

- Wracając do czystości wód oraz bezpieczeństwa wodnego Małopolan, ale też Polaków... Trzeba starać się i wnioskować o dodatkowe środki finansowe, wskazując, że południe Polski potrzebuje zdecydowanie większych nakładów na rozbudowę choćby sieci kanalizacyjnych niż reszta Polski. Doskonale wszyscy przecież wiemy, że przydomowe oczyszczalnie ścieków to często fikcja. Ich kontrola - umówmy się - istnieje lub najczęściej nie istnieje. Trzeba więc postawić twarde warunki. I zgadzam się z tym, co powiedział burmistrz, co powiedzieli panowie, że aby zadbać o środowisko, musimy zacząć od kanalizacji. Na to środki muszą się znaleźć.

Zaproszenie „Dziennika Polskiego” i „Gazety Krakowskiej” przyjęli dr BERNARD TWARÓG z Katedry Geoinżynierii i Gospodarki Wodnej na Wydziale Inżynierii
Zaproszenie „Dziennika Polskiego” i „Gazety Krakowskiej” przyjęli dr BERNARD TWARÓG z Katedry Geoinżynierii i Gospodarki Wodnej na Wydziale Inżynierii Środowiska i Energetyki Politechniki Krakowskiej; ARTUR KOZIOŁ, burmistrz Miasta i Gminy Wieliczka; ŁUKASZ BRZÓZKA, prezes zarządu Wodociągów Chrzanowskich; JAN MRZYGŁÓD, prezes zarządu Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Andrychowie, a także WOJCIECH KOZAK, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. Rozmowę prowadził Marek Długopolski Sebastian Dudek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska