Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka odwaga, wielki strach. Polscy chłopi ratowali Żydów w dystrykcie lubelskim, choć groziła im za to kara śmierci

Dr Alicja Gontarek IPN O/Lublin
pixabay/zdjęcie poglądowe
Rudolf Kocoń ze wsi Chrzanów (ob. pow. janowski) swoje zeznania przed Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich na temat ratowania Żydów przez jego rodziców skwitował w 1987 r. następującymi słowami: „Czym groziło ukrywanie, przechowywanie i udzielanie pomocy oraz niewskazywanie [Niemcom] ich obecności, każdy wiedział doskonale, tzn. rozstrzeliwano całe rodziny”.

Choć świadomość drakońskiej sankcji karnej, jaką za wsparcie skazanej na zagładę ludności żydowskiej w Generalnym Gubernatorstwie wprowadzili Niemcy, mieli wszyscy Polacy, to mimo wszystko znalazło się wielu, którzy pospieszyli jej z pomocą. Do Komisji R. Kocoń zgłosił się sam, odpowiadając na jej apel o potrzebie składnia świadectw dotyczących ratowania Żydów. On i jego rodzina być może lepiej niż inni rozumiała los Żydów, ponieważ Koconiowie w październiku 1939 r. zostali wysiedleni z woj. poznańskiego do lubelskiej wsi. Po przyjeździe na Chrzanowa zakwaterowano ich w małym mieszkaniu i dopiero od maja 1941 r. mogli przeprowadzić się do gospodarstwa, które otrzymali na wniosek sołtysa gminy. Przez cały ten czas ojciec Rudolfa musiał być gotowy do dyspozycji wiejskiego urzędnika – głównie wykonywał roboty drogowe, bardzo często razem z Żydami, których zmuszano do tego typu prac.

Dużym ciosem dla rodziny okazała się decyzja Arbeitsamtu o zakwalifikowani w 1942 r. na roboty przymusowe do III Rzeszy tak Rudolfa, jak też jego siostry Rozalii. Jednak ponieważ nie mieli wówczas ukończonych 14 lat, zostali przydzieleni do majątki ziemskiego w Chrzanowie przejętego po rodzinie żydowskiej. Gdy okazało się, że nie prowadził go Polak, ale Ukrainiec, który zamieszkał w chrzanowskim dworku, a warunki panujące w gospodarstwie nie były najlepsze, pod koniec 1942 r. rodzeństwo Koconiów uciekło do polskiego gospodarza.

Mimo, że rodzina Koconiów sama znalazła się w trudnym położeniu, zdecydowała się udzielać pomocy Żydom. Częściowo z powodów wyłącznie humanitarnych, a częściowo dlatego, że starała się odwdzięczyć rodzinie żydowskiej z Chrzanowa, która po przybyciu Koconiów do tej miejscowości w latach 1940-1941 pomagała im przez nieodpłatne dostarczenie żywności.

Gdy w 1942 r. niemiecka polityka zagłady Żydów na wsi lubelskiej nabrała tempa, Koconiowie zaczęli pomagać żydowskiej, bezdzietnej rodzinie Mak, oraz Szajnom, którzy byli ich sąsiadami. Ta druga liczyła cztery osoby, w tym dwoje dzieci płci męskiej. Obie zwróciły się do matki Rudolfa o ukrycie, zdając sobie sprawę z zamierzeń niemieckich wobec ludności żydowskiej. Kryjówka dla sześciu osób została zorganizowana od lipca 1942 r. w różnych zabudowaniach gospodarczych w Chrzanowie, a od czerwca 1943 r. do połowy grudnia 1943 r. wyłącznie na terenie gospodarstwa Koconiów.

Niestety strach wywołany groźbą kary śmierci za pomoc Żydom spowodował, że część mieszkańców Chrzanowa starała się pozbyć ich ze wsi, nie bacząc na to, że w efekcie dekonspiracji przed Niemcami także Polacy ponosili najwyższy wymiar kary. Z ich inicjatywy okupant zaczął więc przeprowadzać wzmożone przeszukiwania we wsi gospodarstw w celu odnalezienia ukrywanych osób narodowości żydowskiej. W obliczu tej sytuacji rodzice Rudolfa zdecydowali o przeniesieniu Maków i Szajnów do sąsiedniej wsi Tokary, w której posiadali bardzo zaprzyjaźnionych znajomych skłonnych ukryć rodziny żydowskie.

Pod koniec grudnia 1943 r. okazało się, że Szajnowie ponownie zawitali do domów Koconiów. Ci jednak nie zdecydowali się ich przechowywać, udzielając pomocy w postaci darowania ciepłej pierzyny i odzieży celem przetrwania w pobliskich dołach wapiennych, które gęsto okalały lasy. W tym okresie sytuacja w kompleksach leśnych południowej Lubelszczyzny była zgoła inna niż w połowie 1942 r. Zasiedlały je różnego rodzaju żydowskie grupy przetrwania i polscy oraz sowieccy partyzanci.

Kontakty z Żydami Koconiowie utrzymywali także w innych okolicznościach. Okazją do nich był zbiór drzewa odpadowego, na które od sołtysa mieli pozwolenie wszyscy wysiedleni z Poznańskiego. Wchodząc więc za przepustką do lasów, regularnie napotykali ukrywających się w nich Żydów. Ci zwracali się do Koconiów przede wszystkim o pomoc żywnościową, szczególnie dla dzieci i niemowląt, które rodziły się w trudnych leśnych warunkach w żydowskich grupach przetrwania. Rodzina Koconiów podczas wypraw po drzewo przekazywała dla dzieci żydowskich ziemniaki, owoce, słoninę, ser i odzież.

Mniej szczęścia miała rodzina Machulów z Cezaryna (pow. puławski). Ona także udzielała pomocy Żydom znajdującym się w grupach przetrwania. W stodole od wiosny 1942 r. Jan i Felicja Machulowie ukrywali Żyda Jankiela Kiwę z wsi Skrzyżowice, którego znali sprzed wojny, oraz Żydówkę, której imienia w dokumentach znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej nie podano. Oprócz tego udzielali pomocy doraźnej wielu innym osobom narodowości żydowskiej, z którymi niekiedy stykali się w okresie międzywojennym. Żydzi ci

przychodzili do gospodarstwa Machulów po żywność i odzież z pobliskiego lasu zwanego kośmińskim, w którym mieli bunkier.

Na początku lipca 1943 r. J. Kiwa odszedł do Strzyżowic. W kryjówce została Żydówka. Niestety, 3 lipca tego roku do gospodarstwa Machulów przyjechali Niemcy z zamiarem jego przeszukania. Gdy znaleziono Żydówkę, okupanci pojmali Jana Machulę. W tym czasie jego żona zdążyła zbiec, kryjąc się w łanach żyta, które rosło za domem. Świadkiem tych wydarzeń była córka Machulów – Teodora, do której ojciec w chwili aresztowania, choć zdawał sobie sprawę z tego, co go czeka, skierował pocieszające słowa: „Nie płacz, może mi nic nie będzie”. Znamienne, że przybyli na miejsce Niemcy nie próbowali aresztować dziewczyny, która była wówczas nastolatką, pozwalając jej nawet iść za pojmanym ojcem w kierunku lasu. Nie każdy przypadek denuncjacji kończył się więc tak tragicznie jak w przypadku rodziny Ulmów. Moment śmierci ojca utkwił Teodorze głęboko w pamięci. W 1989 r. w zeznaniach powiedziała: „Niemcy z zatrzymanym ojcem i tą Żydówką wyszli z obrębu gospodarstwa i poszli w kierunku pobliskiego lasu. Ja szłam za nimi, lecz następnie ze strachu stanęłam i wróciłam do domu. Będąc w mieszkaniu, usłyszałam strzały z broni maszynowej. (…) Czułam wtedy, że Niemcy zastrzelili mego ojca”. Gdy oprawcy odjechali, Teodora udała się na miejsce zbrodni. Jej ojciec miał wiele ran w klatce piersiowej i jedną w czaszce od kul, tak samo jak ukrywająca się u Machulów Żydówka.

Rodzina Machulów nie padła ofiarą polskiego donosu. Zdradził ich J. Kiwa, który znajdując się w Strzyżewicach, został złapany, był torturowany i pod wpływem bicia wyznał, kto go ukrywał, zanim trafił do tej miejscowości. On także zginął rozstrzelany.

Badania nad zjawiskiem pomocy wciąż trwają, ponieważ ciągle odkrywamy nowe przypadki. Szacuje się, że ok. 300 tys. Polaków ratowało Żydów. Od wielu lat systematycznie prowadzi je przede wszystkim Instytut Pamięci Narodowej, który fenomenowi pomocy i Polakom represjonowanym za udzielanie Żydom wsparcia podczas okupacji niemieckiej poświęcił wiele opracowań.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski