Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorlice. Miłosz to mały wojownik, walczy razem z rodzicami o swoje zdrowie oraz życie

Lech Klimek
Lech Klimek
Miłosza, jego rodziców i rodzeństwo, w  zmaganiach z nowotworem wspierają mieszkańcy Staszkówki. Wszyscy trzymają kciuki za dzielnego chłopczyka
Miłosza, jego rodziców i rodzeństwo, w zmaganiach z nowotworem wspierają mieszkańcy Staszkówki. Wszyscy trzymają kciuki za dzielnego chłopczyka archiwum
Miłosz Turek ze Staszkówki niedługo skończy trzy latka. Rok temu jego życie całej rodziny stanęło na głowie. W małej nóżce chłopca lekarze odkryli nowotwór złośliwy - mięsak Ewinga. Zaczęła się walka o życie i zdrowie małego chłopca. Wspiera go w niej cała społeczność wsi, z której pochodzi.

- O takich sytuacjach mówi się, że to grom z jasnego nieba - mówi Żaneta, mama Miłosza. - Ale to nie oddaje grozy sytuacji. Grom uderza, a potem jest spokój, cisza. Tu jest zupełnie inaczej. Spokój znika. Początkowo jest przerażenie, ale po chwili trzeba wstać i walczyć - dodaje.

Miłosz od urodzenia był chorowity. Miał problemy z górnymi drogami oddechowymi. Pierwsza diagnoza, jaką dostał, to była astma wczesnodziecięca.

- To wydawało się nam straszne, ale nie zapowiadało tragedii - mówi Żaneta. - Z astmą można żyć, daje się ją leczyć - dodaje.

Zaczęło się, od zdawać by się mogło, niegroźnego upadku

Miesiąc po tej diagnozie chłopiec upadł w czasie zabawy. To nic nadzwyczajnego powie ktoś, jednak u Miłosza zakończyło się to silnym bólem. Żaneta i Łukasz Turkowie, rodzice chłopca, uznali, że trzeba pojechać z synem do szpitala.

Czytaj najnowsze informacje z Gorlic i okolic

Początkowo uznano, że nóżka Miłosza jest zwyczajnie stłuczona, następnie podejrzewano złamanie. Lekarz zalecił szynę na 10 dni. Podczas badania kontrolnego okazało się, że nie było mowy o żadnym złamaniu, więc szyna została zdjęta, a jedyne zalecenie, jakie otrzymali, brzmiało - oszczędzać nogę.

Oszczędzanie nic nie zmieniło. - Właściwie każdej nocy budził nas jego przeraźliwy płacz - opowiada mama. - Syn skarżył się na silny ból. Zaczęliśmy szukać pomocy. Trafiliśmy to reumatologa. Ten zlecił pełną diagnostykę, która wykazała niepokojące zmiany w prawej -kości udowej dodaje.

Ich domem z dnia na dzień stał się szpital

Kolejny przystanek to był już Kraków i Uniwersytecki Szpital Dziecięcy. Tam właśnie pewnego dnia rodzice Miłosza przeczytali na karcie informacyjnej - obserwacja w kierunku nowotworu złośliwego - guz kości udowej. Wykonano biopsję. Potem następną. I jeszcze jedną. Trzy razy pobierano niezbędne do badania wycinki, które wysyłane zostały do Instytutu Onkologii Genetycznej w Warszawie. U Miłosza doszło do mutacji genetycznej, a diagnoza była straszna, mięsak Ewinga, złośliwy nowotwór kości, dotykający najczęściej dzieci i młodych dorosłych. Zaczęła się ciężka walka z potworem. Kilka cykli chemioterapii. Szpital stał się dla małego chłopca domem. Życie rodziny zostało wywrócone do góry nogami. Miłosz ma dwójkę starszego rodzeństwa. W czasie gdy mama i tato są z nim w szpitalach, opiekują się nimi babcia i siostra Łukasza, Karolina.

Miłosz dobrze zniósł pierwszą operację. Przed nim kolejne

- Wierzymy, że ta wojna zostanie przez nas wygrana - mówi pani Żaneta. - Przed naszym maluszkiem jeszcze wiele lat walki. Po kilku cyklach chemii została mu wstawiona endoproteza, w miejscu, gdzie zaatakował go nowotwór. Teraz jesteśmy w Warszawie. Tu Miłosz przeszedł operację - dopowiada.

Pierwsza operacja to dopiero wstęp. Według lekarzy koniecznych będzie jeszcze co najmniej pięć kolejnych, ale może ich być równie dobrze 10. - Endoproteza, którą mu wstawiano, będzie z nim rosła - opowiada Żaneta. - Jednak ma ona swoje ograniczenia i z czasem trzeba ją będzie wymienić na większą. To potrwa tak długo, jak Miłosz będzie rósł. Za każdym razem konieczna będzie nowa rehabilitacja i tak naprawdę nauka chodzenia - dodaje.

B y było w bajce. Chcą zwalczyć raka, jak złą macochę

Turkowie w swojej walce nie są samotni. Wspomagają ich wszyscy mieszkańcy niewielkiej Staszkówki. Panie z koła gospodyń wiejskich piekły i sprzedawały ciasto. W kościele zbierano na jego potrzeby pieniądze ze sprzedaży palm wielkanocnych. Do pomocy włączyły się też mamy przedszkolaków.

- Nie mogłyśmy stać z boku i się przyglądać - mówi Edyta Wiktor, mama sześcioletniej Pauli. - Przecież my się tu wszyscy znamy, lubimy, a gdy trzeba, to wspieramy. Wiedziałyśmy, że musimy coś zrobić - dodaje.

To coś, co zrobiły mamy ze Staszkówki to spektakl teatralny, z którym ruszyły w trasę po okolicznych miejscowościach. Odwiedzały przedszkola, gdzie grały dla małej widowni. - Miałyśmy już gotowe przedstawienie - dopowiada Agnieszka Podobińska, której syn Dominik też chodzi do przedszkola. - To Kopciuszek. Przygotowałyśmy go tak naprawdę tylko po to, by zagrać przed naszymi dzieci - dodaje z uśmiechem.

W spektaklu grają same panie, jest ich 12. Same przygotowały wszystkie kostiumy i rekwizyty. Same też robiły sobie charakteryzacje. - Nie wszystkim była potrzebna - stwierdza pani Edyta, która zagrała rolę tytułową. - Bo na przykład Kasia Hadalska, która grała wróżkę, to już sama z siebie tak wygląda - dodaje rozbawiona.

Panie odwiedziły dziewięć przedszkoli, w których wystąpiły 14 razy. Każdy występ wzbudzał aplauz widowni.

- Byłyśmy zaskoczone reakcją dzieci - opowiadają. - Nawet nasze dzieci w czasie spektaklu siedziały jak myszki pod miotłą, wpatrując się w nas jak w obrazki.

Po spektaklu córka pani Edyty prawie zapłakana spytała ją, dlaczego na scenie tak nią szarpano, bo przecież jej koleżanki ją lubią i nie powinny tak robić.

- Musiałam jej wytłumaczyć, że to tylko gra - wspomina Edyta. - Że Kopciuszek, w którego się wcieliłam i tak zwycięża swoje niedobre siostry i złą macochę - dodaje.

Trasa teatralnej trupy ze Staszkówki to nie tylko nasz powiat. Panie wybrały się też za jego granice, do Ciężkowic i Gromnika. Wtedy też doszło do sytuacji, która długo była w okolicy komentowana.

- W Gromniku trochę się nam przedłużyło - opowiadają. - Zaczął gonić nas czas. Nie było wyjścia, musiałyśmy pokonać kilka kilometrów w strojach. Mijające nas samochody zwalniały, kierowcy z niedowierzaniem wpatrywali się, bo oto drogą poruszał się, w samochodach, orszak. Za kierownicami książę i król, obok kopciuszek i królowa. To rzadki widok - dopowiadają z uśmiechem.

Tournee teatralne zakończyło się pełnym sukcesem. W puszkach, które przy okazji każdego spektaklu stały obok sceny, zebrało się sporo gotówki. Tak dokładnie to 12 313 złotych. Wszystko co do grosza trafiło do rodziny Miłosza. Panie już zapowiadają, że nie spoczną. Przygotują kolejny spektakl i nadal będą wspierać małego chłopca w jego walce o zdrowie.

Pomóc Miłoszkowi można, dokonując wpłaty na konto: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 Tytułem: „1367 pomoc dla Miłosza Turek” Wpłaty zagraniczne Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba” PL31109028350000000121731374 swift code: WBKPPLPP Bank Zachodni WBK Title: “1367 Help for Milosz Turek”

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska