Pytają co mam z tego, że pomagam. Szczęście nie do opisania - mówię im

Czytaj dalej
Fot. Urszula Antosz- Rekucka
Sylwia Klimczak

Pytają co mam z tego, że pomagam. Szczęście nie do opisania - mówię im

Sylwia Klimczak

Katechetka Urszula Antosz-Rekucka uczy, że warto nieść pomoc ludziom, którzy nic nie mają. W Afryce ludzie cieszą się z kilku par majtek dla dzieci albo termofora, bo ogrzeje wcześniaki.

Katechetka Urszula Antosz - Rekucka od piętnastu lat organizuje pomoc dla potrzebujących z Afryki i Ukrainy.

- Zaczęło się od założenia Szkolnego Koła Caritas w Szkole Podstawowej w Łostówce - wspomina katechetka. Teraz tę działalność kontynuuje z młodzieżą z Zespołu Szkół nr 1 w Mszanie Dolnej, w której obecnie pracuje.

Paczki z pomocą rzeczową wysyłają przede wszystkim do Kongo, Ruandy i na Ukrainę, a od końca ubiegłego roku również do Burundi. Pierwsza paczka, którą Urszula Antosz-Rekucka ze swoimi uczniami wysłała do Afryki zawierała przybory szkolne do nauki matematyki. - Duży cyrkiel, linijkę i ekierkę. Tyle udało nam się zebrać - wspomina.

Dają wędkę, a nie rybę

Szkolne Koło Caritas współpracuje m.in. z Ośrodkiem Matumaini w Rutshuru w Ruandzie, który prowadzą polskie zakonnice pallotynki.

- Jesteśmy w stałym kontakcie z siostrą Dominiką Lasowską, która w Afryce jest od ponad 30 lat - mówi katechetka. Do Afryki wysyłają paczki z zabawkami, pomocami szkolnymi i bielizną.

Zamarzyło mi się, żeby im chociaż jedną piłkę posłać - mówi Urszula Antosz-Rekucka

Siostra Dominika pokazuje dzieciom ulicy z Kigali, że można samemu wyprodukować dla siebie pożywienie.

- My wysyłamy im różne nasiona, które później wykorzystują do uprawy na misyjnych działkach - podkreśla Antosz - Rekucka. - Nie chodzi przecież o to, żeby uzależniać innych od ciągłej pomocy. Trzeba im pokazać, jak mogą sobie poradzić. Dać wędkę i nauczyć łowić, a nie rybę i nakarmić na krótką chwilę - dodaje.

Pytają co mam z tego, że pomagam. Szczęście nie do opisania - mówię im

Młodzież bardzo się dziwi, że afrykańskie dzieci cieszą się nie tylko z zabawek, ale również z bielizny osobistej, którą zbierają w ramach akcji „Majteczki”.

- W Afryce bielizna jest bardzo trudno dostępna, a do tego droga. Małe dzieci chodzą z kawałkiem szmaty przewiązanej sznurkiem zamiast majtek - uświadamia katechetka.

Piętnaście piłek

Urszula Antosz - Rekucka angażuje się w pomoc głównie dla Ruandy w środkowo-wschodniej Afryce, jednak dzięki swojej przyjaciółce dotarła do potrzebujących z sąsiedniej Burundi.

Siostra Juliusza, która pojechała do Burundi na wizytację misji karmelitanek opowiedziała katechetce, co tam zobaczyła. - Podzieliła się po prostu wrażeniami, ale ja jak usłyszałam, że dzieci w Musongati zaprosiły ją do gry w piłkę wykonanej z postrzępionych szmat, nie mogłam zasnąć - opowiada ze wzruszeniem. Akurat zakończyła zbiórkę dla Ruandy. Kasa była pusta.

- Zamarzyło mi się jednak, żeby im chociaż porządną piłkę posłać - dodaje.

W pomoc zaangażowała się grupa projektowa „Młody Asyż. Młodzież na rzecz tolerancji i dialogu” z Instytutu Dialogu Międzykulturowego Jana Pawła II w Krakowie.

Tematem szybko zainteresowali się również wolontariusze „Caritasu”. Przeprowadzili akcję zbiórki do puszek na pokrycie kosztów przesyłki.

W trakcie spontanicznie zorganizowanej zbiórki udało się zebrać dziesięć piłek, pięć pompek do piłek, cztery huśtawki, mnóstwo pluszaków i słodyczy, piętnaście piórników, długopisy, kredki, bieliznę i odzież.

- Taka skala pomocy bardzo mnie zaskoczyła i ucieszyła - mówi z radością kobieta.

Z czasem zainteresowanie akcjami osłabło, ale rekompensuje to pomoc z zewnątrz. Szuka pomocy za pośrednictwem internetu, korzystając z mediów społecznościowych. - Po latach zgłaszają się do mnie absolwenci, którzy chcą pomóc - mówi nauczycielka,

Trzy latka i pięć kilo wagi

Przyjaźń z misjonarką z Burundi siostrą Juliuszą zaowocowała tym, że nauczycielce z Mszany i jej uczniom, udało się uszczęśliwić kilka rodzin w odległym agfrykańskim kraju, gdzie pudełko mleka w proszku i kupon materiału na sukienkę, to prawdziwy skarb. Siostra Juliusza opowiedziała Urszuli Antosz-Rekuckiej o wielu spotkanych na swojej drodze biednych ludziach. Na przykład o mamie trzyletniej Claudine.

- Dziewczynka ważyła zaledwie pięć kilogramów! Wcześniej jej mama straciła dwoje dzieci z powodu klęski głodu - mówi ze wzruszeniem katechetka. Szybko udało się jej spakować dwie paczki z mlekiem w proszku, ryżem, odzieżą, witaminami, słodyczami.

- Dla mamy kupiliśmy nawet sześć metrów materiału na tradycyjny afrykański strój, bo chodziła w łachmanach.

Siostra z Musongati poprosiła również o przesłanie kilku „gumowych worków na gorącą wodę”. - Po tylu latach przebywania poza granicami zapomniała polskiego słowa termofor - wyjaśnia katechetka. - Misjonarki wykorzystują je jako zastępcze inkubatory dla wcześniaków i dzieci z niską masą urodzeniową - opowiada.

Warto pomagać, bo nawet najmniejszy gest może odmienić czyjeś życie

Urszula Antosz - Rekucka poprosiła swoich uczniów, oni swoich rodziców. W efekcie nadała do Burundi paczki, do których włożyła: 13 termoforów, 32 butelki i 4 kubki z dzióbkiem. Do tego 20 opakowań mleka w proszku, 9 opakowań kaszek, 20 pajacyków, 5 kocyków, 16 par majteczek, słodycze i pomoce szkolne.

Bezcenni pomocnicy

W pomoc afrykańskim dzieciom angażuje się chętnie Zespół Szkół nr 1 w Mszanie Dolnej. Ostatnią akcję przeprowadzono tam przy okazji Walentynek. Zaangażowali się w nią uczniowie z klasy III LO.

- Warto pomagać, bo nawet najmniejszy gest może odmienić czyjeś życie - mówi uczennica Kinga Żuczek, która dzięki katechetce wie do kogo trafia zebrana pomoc.

- Nam zaangażowanie się nie zajmuje dużo czasu, a tych parę poświęconych chwil może uszczęśliwić drugiego człowieka - dodaje jej kolega z klasy Damian Sukta. Na kiermaszu za datek można było dostać słodkie ryżowe szyszki, serduszka i pluszaki.

Dochód z kiermaszu zostanie przeznaczony na kontynuację pomocy burundyjskim dzieciom.

Urszula Antosz-Rekucka jest dumna ze swoich uczniów, ale jednocześnie ubolewa nad tym, że coraz trudniej znaleźć jej młodych ludzi chętnych do pomocy.

- Moja grupa „Caritas” liczy teraz kilkanaście osób, ale jej skład nie jest stały - żali się. - Pociesza mnie to, że choć kilka młodych osób czuje chęć pomagania. Na szczęście jeszcze nigdy nie zostałam na lodzie.

Sylwia Klimczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.