Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mimo, że płacze, to daje ukojenie

Halina Gajda
Halina Gajda
fot. halina gajda
Ksiądz Józef wraz z figurą Matki Bożej Płaczącej odwiedził już trzysta parafii w niemal całej Polsce. Widział ludzi upadających do jej stóp z wdzięczności za wysłuchane modlitwy i prośby

Rodzinny dom ks. Józefa Wala w Dominikowicach jest skromny. Nie ma w nim zbyt wiele nowoczesnych wygód, zbytku nie widać. Jest za to figura Matki Bożej Saletyńskiej, która chowa twarz w dłoniach. Płacze. Ubolewa nad błądzącym człowiekiem. Gdyby choć na chwilę udało jej się podnieść drewnianą głowę, zza kuchennego okna dojrzałaby Kobylankę, Gorlice, Kryg, Biecz.
- Przez ostatnich trzydzieści lat odwiedziłem z nią trzysta parafii. Modlili się do Najświętszej Panienki wierni w Polsce, ale też na Litwie - opowiada ks. Józef. - Gdy akurat mamy przerwę w pielgrzymowaniu, ta wspaniała figura stoi w pokoju mojej mamy. Najpiękniejszej bazylice, którą można sobie wyobrazić - dodaje z uśmiechem.

Figura, która przemawia bardziej niż słowo
Ks. Józef pochodzi z Dominikowic, na co dzień służy w sanktuarium w Dębowcu. Wraca w rodzinne strony przy każdej okazji. Powiedzieć, że ma ku temu powody, to pewna niezręczność. Bo jakże „powodem” nazwać dwie mateczki, które z równą siłą miłuje. Jedna go urodziła, druga daje siłę i pomaga wytrwać w posłudze. Dzięki wstawiennictwu Saletyńskiej Pani i żarliwej modlitwie do niej, udało się zdziałać wiele cudów, ocalić od zatracenia wątpiących.
- Mama, choć tak naprawdę głośno tego nie mówiła, wiedziała, że poświęcę życie Bogu - opowiada ks. Józef. - To właśnie Matce Bożej Płaczącej dała kiedyś słowo, że jeśli będzie mieć syna, to odda go Bogu - opowiada.

Ks. Józef zaczął posługę w Dębowcu. Któregoś dnia przyszła decyzja, że saletyni pojadą do Warszawy. Ze stolicy mieli jeździć z misjami do parafii w diecezji częstochowskiej i krzewić kult Saletyńskiej Matki. - Nasi przełożeni uznali, że stamtąd będzie łatwiej koordynować naszą pracę - opowiada duszpasterz. - Jeden z ówczesnych biskupów stwierdził i to, że skoro wspomniana diecezja sięga aż do Sosnowca i liczy tyle parafii, co dat w kalendarzu, to może warto, by każda miała swój misyjny dzień - dodaje.

Saletyńscy słudzy mieli jeździć i opowiadać o objawieniach z La Salette i przesłaniu, które z nich płynie - nawoływać do codziennej modlitwy, uczestniczenia w Eucharystii, należytego świętowania niedzieli. W pełnych zapału sercach narodziła się myśl, by zlecić wykonanie figury Matki Bożej Płaczącej. Czasem bowiem wystarczy jedno spojrzenie na jej twarz, by przeszyć serce, a wtedy słowa stają się zbędne. Tak zrobili. Artysta rodem z Załęża koło Jasła podjął się zadania. Z jednego kawałka lipowego drewna wyrzeźbił figurę, która od trzech dekad wędruje po kraju, a wierzącym niesie ukojenie w kłopotach. Nie ma znaczenia, że to kopia. Czczą ją z takim samym namaszczeniem, jak tę w sanktuarium.
- Bywa, że wracamy w te same miejsca - na wyspie Wolin byliśmy dwa razy - mówi ks. Józef. - Z figurą i rekolekcjami byłem w diecezjach od Krakowa po Zieloną Górę i Szczecin - dodaje.

[b]Wzruszające pożegnanie przed samochodem
Kult i wiara w cudowną moc Matki Pojednania, bo i tak mówią o niej wierni, zaczął się coraz bardziej rozrastać. Ci, do których trafili saletyni z figurą, przyjeżdżają potem do Dębowca. Jeśli z jakichś powodów nie mogą, piszą. Ks. Józef mówi, że nieraz był świadkiem, jak wdzięczni ludzie upadali, by ucałować nogi i stopy Panienki.

- Byłem na rekolekcjach, właśnie z tą moją figurą, w Lublinie - opowiada. - Skończyliśmy nauczanie, poprosiłem o pomoc w przeniesieniu figury, do samochodu. Jakież było moje zaskoczenie, gdy przymierzając się do drogi powrotnej, zobaczyłem kilkanaście osób, które klęczały przy moim aucie. Widząc mnie, powiedzieli, że chcieli się po prostu pożegnać, jeszcze raz spojrzeć na Nią - dodaje.

Mirek, wymodlony u Płaczącej Matki
Gdy w 2012 roku sanktuarium w Dębowcu zostało podniesione do miana bazyliki, saletyni postanowili zaprosić na uroczystość, wszystkich, którzy mają w przydomowych ogródkach figurę Matki Saletyńskiej.
- Zatrzymałem się przy takiej posesji. Wszedłem, opowiedziałem o mojej misji - wspomina. - Szybko okazało się, że figura nie stoi tam bez przyczyny. Mieszkało tam małżeństwo. Opowiedzieli mi historię swoich starań o dziecko, o tym, jak lekarze z każdym rokiem odbierali im szansę na potomstwo - opowiada.

Kobieta miała za sobą kilka samoistnych poronień. Po szóstym lekarz bez ogródek powiedział jej: z medycznego punktu widzenia, nie macie szans na dziecko. Potem spojrzał jej głęboko w oczy. Miała od niego usłyszeć, że medycyna zna różne przypadki. Zawierzyła swoje prośby Matce Bożej Płaczącej. Jakiś czas potem okazało się, że jest w ciąży, która ostatecznie skończyła się szczęśliwym rozwiązaniem.
- Z wdzięczności postawili kapliczkę swojej wybawicielki w przydomowym ogrodzie - opowiada ks. Józef. - Mirek to dzisiaj dorosły mężczyzna, informatyk i uzdolniony muzyk. Kilka razy grał w naszym sanktuarium podczas mszy - podkreśla z uśmiechem.

Trzeba zostać wybranym, nie wybierać samemuDroga ks. Józefa z Dominikowic do Dębowca nie była od razu taka prosta. - Mimo przekonania mamy, że wcześniej czy później trafię do stanu duchownego, sam nie byłem tego taki pewien - wyznaje nasz duchowny. - Pracowałem już w Fabryce Maszyn, zdarzało mi się brać udział w różnych zabawach, niekoniecznie o samej tylko herbatce - dodaje, szczerze się przy tym śmiejąc.
Miał też pierwsze miłości, plany. Budował dom.
- Pracowałem, lubiłem swój zawód, ale ciągle coś nie dawało mi spokoju, czegoś mi nieustannie brakowało - opowiada. - Któregoś dnia złożyłem wypowiedzenie w pracy, po czym napisałem podanie do seminarium. Za kilka dni, wszystko wycofałem - dodaje.
Miał jeszcze kilka takich chwil z rozterkami.
- To nie jest tak, że samemu wybiera się stan duchowny - mówi z powagą ks. Józef. - Trzeba zostać wybranym. Inaczej nie jest się w stanie wytrwać w posłudze - podkreśla. a

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska