Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mąż umierał, a ona poszła spać

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
fot. Archiwum
Bernadeta K. nie udzieliła pomocy swojemu mężowi, który przewrócił się w korytarzu domu. Pogotowie wezwała dopiero po ok. 17 godzinach od nieszczęśliwego wypadku. Mężczyzna zmarł.

Limanowska prokuratura oskarżyła mieszkankę Zamieścia, że nie udzieliła pomocy mężowi, któremu groziła śmierć. Według śledczych, Bernadeta K. mogła to zrobić bez narażenia siebie na niebezpieczeństwo. Podczas przesłuchania przyznała się do winy.

Powiedział: „Nie dzwoń”

Ta historia wstrząsnęła niewielką wioską pod Limanową. Mieszkańcy, sołtys, pracownicy gminnej pomocy społecznej nie wiedzieli, co naprawdę dzieje się w gospodarstwie na uboczu wsi. Tak przynajmniej twierdzą. 54-letni Michał K. mieszkał z żoną. Żyli skromnie z jego emerytury i dorywczych prac. Były strażak zmarł nagle w swoim domu. Zwłoki 11 grudnia ubiegłego roku znaleźli policjanci. Dzień wcześniej wieczorem wypił kilka piw i wódkę. Ok. godz. 23 przechodził przez korytarz w domu, stracił równowagę i się przewrócił. Żona usłyszała odgłosy upadku. Kiedy tam poszła, mężczyzna leżał na plecach w kałuży krwi.

Następnego dnia podczas przesłuchania kobieta zeznała, że chciała wezwać pogotowie , ale mąż powiedział: „nie dzwoń, nie dzwoń”. Przeniosła go więc przez kuchnię do pokoju i położyła na łóżku. Mąż krwawił, ale nie wezwała karetki. Wyszła do łazienki. Kiedy wróciła, leżał na podłodze. Położyła go znów na łóżku, ale po jakimś czasie Michał K. kolejny raz znalazł się na podłodze. Mimo to ok. 1 w nocy Bernadeta K. poszła spać. Nad ranem, gdy się obudziła, ponownie zobaczyła męża na podłodze w kałuży krwi. Zapytała, czy żyje. Nie odpowiedział, ale się na nią popatrzył. Włączyła telewizor i do godz. 14 oglądała. Dopiero ok. 16 wezwała pogotowie. Bernadeta K. powiedziała, że mąż chyba spadł z wersalki i leży za nią. Zapytana przez dyspozytorkę, czy żyje, odpowiedziała: „jo wiem czy on się ruszo, czy nie ruszo? cosik się jeszcze ruszo, a jo wiem?”.

Ostatecznie karetka wyjechała do Zamieścia o godz. 16.25. Na miejscu była o 16.31. Lekarz stwierdził śmierć mężczyzny, który miał 1,2 promile alkoholu we krwi.

Oskarżona na odwyk

Zdaniem biegłych, obrażenia mogły być spowodowane upadkiem, a do śmierci mogło dojść kilka lub kilkanaście godzin przed oględzinami w domu małżeństwa. W wyniku urazu głowy doszło do obrażeń czaszkowomózgowych. Biegli stwierdzili ponadto, że gdyby mężczyzna został przetransportowany do szpitala i otrzymał tam specjalistyczną pomoc, zwiększyłoby to szanse na przeżycie.

Żona została poddana badaniom psychiatrycznym. Biegli uznali, że nie jest chora psychicznie ani upośledzona umysłowo. Jest natomiast uzależniona od alkoholu i wymaga terapii odwykowej. Po śmierci męża jakiś czas przebywała na jednym z oddziałów psychiatrycznych. W trakcie śledztwa limanowska prokuratura ustaliła, że małżonkowie od wielu lat mieli skłonność do nadużywania alkoholu. W grudniu pili prawie codziennie. Podczas przesłuchania kobieta przyznała: „Nie zaprzeczę, że spożywałam wcześniej alkohol, bo jak mi brakło tabletek na nerwy, to robiłam sobie drinka i to mnie uspokajało”.

Stwierdziła, że między nią a mężem nigdy nie dochodziło do kłótni. „Jak wypił, to szedł spać” – przyznała. „Ja Boże broń nie przyczyniłam się do śmierci męża. Dodam tylko, że nie pierwszy raz się tak wypijał” – zaznaczyła. „Prosiłam go zlituj się, nie pij. Lecz on mi mówił będzie dobrze, będzie dobrze”. Mówiła, że mąż miał ciągi alkoholowe i nie chciał się leczyć. „Jeździliśmy z mężem kilka lat temu do Krakowa do szpitala na leczenie. Nie pamiętam jaki to był szpital, chyba to był Kobierzyn. Miał się leczyć odwykowo. Jednak jak już dostał listę czego nie wolno robić pacjentom, to powiedział że tam nie zostanie i wróciliśmy do domu. Mąż miał padaczkę alkoholową, jednak się nie leczył. Dostawał ataków padaczkowych w czasie picia. Kiedy upadał, to zdarzało się, że rozbił głowę”. Twierdzi, że feralnego dnia była trzeźwa, bo, jak wytłumaczyła: „ani w Adwencie, ani w Poście, ani w sierpniu nie piję alkoholu”.

Nie kłócili się, byli zgodni

Jak dowiedzieliśmy się w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Tymbarku, małżeństwo nigdy nie było pod opieką jego pracowników. Nie dotarły do nich jakiekolwiek sygnały, że w domu państwa K. dzieje się coś złego. Jeden z sąsiadów państwa K. zeznał, że byli zgodnym małżeństwem. Nie widział, żeby kiedykolwiek się kłócili. Życzliwi, nigdy nie miał z nimi konfliktów. Nie wiedział, że Michał K. z żoną nadużywali alkoholu.

Marian Rybka, sołtys Zamieścia ostatnio spotkał oskarżoną. – Normalnie żeśmy porozmawiali jak zawsze – mówi. Dodaje, że państwo K. przeżyli ze sobą długie lata. Mąż oskarżonej był kiedyś zawodowym strażakiem.– Nie miałem z nimi bliższego kontaktu, bo mieszkam na drugim końcu wsi – zaznaczył sołtys.

Bernadetę K. spotkaliśmy przed domem, w którym doszło do tragedii. – Męża nikt mi nie zwróci – wyznała. Nie odpowiedziała na pytanie, dlaczego wcześniej nie zadzwoniła po pogotowie. – Jestem uniewinniona. Pan jest jeszcze w tym niezorientowany – stwierdziła.

Teraz czeka ją proces przed Sądem Rejonowym w Limanowej. Grozi jej kara do trzech lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska