Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Libiąż. W starym domu ukazała im się zjawa kobiety, którą pochowano tu przed laty

Magdalena Balicka
Magdalena Balicka
Wiesław Koneczny z Libiąża napisał książkę na podstawie opowieści usłyszanych od miejscowych. Do dziś żyją tutaj ludzie, którzy przekonują, że widzieli duchy. Pamiętają też mroczne legendy

Autor: Magdalena Balicka

- Duchy przybierają ludzką postać. Widziałem je dwa razy, i to w towarzystwie innych osób - twierdzi Wiesław Koneczny, malarz i pisarz z Libiąża, autor książki: „Libiąskie i inne opowieści”. Zarzeka się, że nie przechylił wtedy ani pół kieliszka mocniejszego trunku, który mógłby zaburzyć mu widzenie.

Duch z pałacu

- Zaczęło się kilka lat temu w starym pałacu w Głębowicach, około 20 kilometrów od Libiąża - zaczyna swą opowieść. Wybrał się z kolegami Kazkiem i Gustkiem na wycieczkę rowerową w tamte strony. Gdy dotarli do celu, pan Wiesław, oczarowany pięknem ruin, zaczął szkicować pejzaż. Nagle ktoś szturchnął go łokciem w plecy. Pan Wiesław był przekonany, że to któryś z kolegów, dopóki się nie odwrócił.

- Nie było ich w pobliżu. Za to stał tam młody, wysoki mężczyzna - relacjonuje. Zapytałem go, czy wie, do kogo należała ta posiadłość. Nieznajomy wyrecytował mu kilkanaście nazwisk. Gdy skończył, rozpłynął się w powietrzu. - O mało nie dostałem zawału. Kazek i Gustek też widzieli, jak zjawa znika - przekonuje pan Wiesław. Nie mielli wątpliwości, że to był duch, tym bardziej że przeszukali ruiny kilkakrotnie i nie znaleźli śladu po mężczyźnie. Ich opowieść tak się rozeszła, że do Libiąża zawitali nawet filmowcy. Nie udało im się jednak uwiecznić tajemniczego ducha.

Kiedyś tu był cmentarz

Maria i Zofia Lelito z Libiąża dziś mają po 90 lat, ale pamięć jak młode dziewczyny. Panicznie boją się wchodzić na strychy, choć już dawno wyprowadziły się z domu, w którym straszyło. - Mieszkałyśmy z mamą w takim starym budynku niedaleko dzisiejszego urzędu gminy - opowiada pani Maria. - Dom nawiedzała wysoka, bardzo chuda kobieta, ubrana w strój z innej epoki - twierdzi.

Jej mama, która nie do końca chciała uwierzyć, że to duch, poprosiła o pomoc zaprzyjaźnionego księdza. - Przeszperał księgi parafialne i odkrył, że przed laty w tym miejscu był cmentarz choleryczny - przekonuje pani Zofia. I choć zmarłych przeniesiono potem w inne miejsce, jakaś dusza mogła pozostać...

- Dziś młodzi nie wierzą w duchy. Nie obchodzą ich też stare legendy, które jeszcze za moich czasów chłonęło się od dziadków - zaznacza z żalem Wiesław Koneczny. Przez całe życie skrupulatnie spisywał opowieści mrożące krew w żyłach, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Teraz z notatek wydał książkę. - By młodzi poznali legendy swych prapradziadów - tłumaczy.

Tajemnicze, ciemne jaskinie

Jedna z opowieści dotyczy starych jaskiń, które były ukryte na wzgórzach Libiąża, niedaleko dzisiejszej kopalni Janina. - Sam bawiłem się tam za łebka - opowiada Wiesław Koneczny, dodając, że w czasie wojny służyły jako schron. Legenda głosiła, że ten, kto waży się kiedykolwiek zniszczyć jaskinie, zginie marnie.

- Były lata 60. ubiegłego wieku, gdy pewien zamożny człowiek zaczął je dewastować, przerabiając kamienie na materiał budowlany - opowiada pisarz. Mężczyzna, doglądając robót, został zmiażdżony przez samochód.

- Legenda się spełniła, a libiążanie długie lata przeżywali tę historię - przekonuje Koneczny. Kiedy krążył po domach swych sąsiadów w poszukiwaniu opowieści przekazywanych przez najstarszych z rodu, szczególnie utkwiła mu w pamięci ta o łunie.

- Od niepamiętnych czasów libiążanie tak mówili o nocnym leśnym duchu, stróżu lasu - twierdzi pan Wiesław. Z opowiadań własnej babki wie, że codziennie przemierzał on libiąskie lasy, by sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Mówiono, że to chudy, wysoki na kilka metrów starzec z długą brodą, który nosił w ręku kaganek, by oświetlić sobie drogę. Jego kompanem był odyniec, wierny jak pies, oraz stado dzikich ptaków.

Wieszał kłusowników

- Podobno te ptaki to byli zaczarowani źli ludzie, którzy wycinali drzewa - snuje opowieść. Wedle przekazów jego babki, łun kłusowników wieszał na gałęzi nogami do góry.

Pewnego razu miejsowy chłopak, Janek od Galota, szedł nocą z Byczyny do domu. Pogwizdywał radośnie, bo ograł kompanów w karty. Kiedy przechodził przez Groble, stanął przed nim łun z dzikiem. - Kopnął go w zadek, aż Janek wpadł do wody - uśmiecha się przywołując opowieść pan Wiesław. Od tamtego czasu chłopak ponoć nie grywał w karty, tylko przykładnie siedział w domu. Łun bywał jednak i pomocny ludziom.

- Dziadek przysnął kiedyś na polanie, pasąc owce i krowy. Nagle łun szturchnął go kijem, by się obudził przed burzą - opowiada. - Gdy tylko dobiegł do chaty, wtedy lunął deszcz, a z nieba spadły gromy. Jakby tylko czekały, aż dziadek zamknie za sobą drzwi - dodaje.

Ciekawi legend, ludowych przekazów i wspomnień znajdą ich w książce Wiesława Konecznego ponad dwadzieścia. Wszystkie spisane w oparciu o opowieści mieszkańców Libiąża i Chrzanowa. Książka jest dostępna m.in. w libiąskiej bibliotece.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska