Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie jest pochowany „Mściciel”? IPN rozkopie podwórze komendy?

Bogumił Storch
Bogumił Storch
Mieczysław Wądolny pseudonim Mściciel, z siostrą i znajomą (zdjęcie ze zbiorów archiwalnych www.solidarni.waw.pl)
Mieczysław Wądolny pseudonim Mściciel, z siostrą i znajomą (zdjęcie ze zbiorów archiwalnych www.solidarni.waw.pl)
Najwyższy czas, by po 69 latach wyjaśnić sprawę śmierci Mieczysława Wądolnego, ps. „Mściciel”

Czy szczątki żołnierzy partyzantki antykomunistycznej pochowane są pod dziedzińcem wadowickiej komendy policji? Są tacy, którzy twierdzą, że właśnie tam bezpieka zakopała zwłoki Mieczysława Wądolnego, dowódcy oddziału „Burza” o pseudonimie „Mściciel”, który tuż po wojnie wykonywał wyroki śmierci na miejscowych milicjantach. Instytut Pamięci Narodowej ustala jak było naprawdę.

Chcieli zatrzeć każdy ślad

Pochodzący ze wsi Łękawica (pow. wadowicki) „Mściciel”, zginął (według jednej z wersji od postrzału, według innej wysadził się granatem) podczas obławy w 1947 roku. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.

- Po Wądolnym praktycznie nie ma dziś żadnych pamiątek. Bezpieka zadbała o to, żeby żaden ślad po nim nie został. Likwidacja fizyczna nie wystarczała komunistycznej władzy, chcieli zatrzeć o nim pamięć i to też prawie im się udało. Miejsca, w których się ukrywał przeszukano, zabrano wszystkie jego rzeczy i spalono - opowiada 78-letni Stanisław Matuszyk z pobliskiego Stryszowa. To dziś jedna z niewielu żyjących osób, które „Mściciela” znały osobiście.

Z zawodu budowlaniec, „Mściciel” odznaczał się ogromną siłą (miał ponad dwa metry wzrostu), odwagą i bezkompromisowością, ale podobno nie zawsze dobrze orientował się w bieżącej sytuacji politycznej.

- Mój ojciec Władysław, był jego takim doradcą. Mówił na przykład kto jest donosicielem, a Wądolny potem wszystko realizował. Dlatego „Mściciel” często bywał u nas w domu. Pierwszy raz przyszedł, gdy miałem jakieś 10 lat. Częstował cukierkami. Potem odkryłem co robi i dla mnie był bohaterem. Chciałem być taki jak on - opowiada Stanisław Matuszyk. Jak mówi, zafascynowany „miłym panem, który przynosił mu słodycze”, sam kilka lat później przystąpił do antykomunistycznej działalności.

- Za to w 1956 roku skazano mnie na 9 lat więzienia. Siedziałem z zakładzie w Sztumie, ale to nic w porównaniu z tym, co spotkało Wądolnego, mojego idola z dzieciństwa - opowiada.

W 1946 roku oddział „Mściciela” należał do najaktywniejszych jednostek podziemia niepodległościowego w województwie krakowskim. Jedną z metod walki z komunistyczną władzą były likwidacje milicyjnych posterunków. Rozbrajano milicjantów, niszczono dokumentację, spisy ludności, akta podatkowe i kontyngentowe. Partyzanci rozbili m.in. posterunki MO w Babicach, Wieprzu, Makowie Podhalańskim, Zawoi, Mucharzu, Stryszowie, Zembrzycach.

Bandyta czy bohater?

Dla jednych „Mściciel” był bohaterem, walczącym z karabinem w ręce o wolną Polskę, zaś dla innych bandytą.

Podczas okupacji Wądolny związał się z partyzantami Batalionów Chłopskich, zaś po wycofaniu się Niemców został… milicjantem. Zdezerterował po siedmiu miesiącach, a jesienią 1945 roku utworzył oddział partyzancki przyjmując pseudonim „Granit”. Niebawem zmienił go na „Mściciel”, a imię to mieszkańcy wielu beskidzkich wiosek do dzisiaj wymawiają z szacunkiem bądź z nienawiścią.

Mieszkańcy okolicznych miejscowości opowiadali sobie na przykład o tym, jak „Mściciel” miał zastrzelić jednego z milicjantów i jego nastoletnie córki. Znana też jest historia o ludziach „Mściciela” rabujących zamożnych gospodarzy.

Jak zginął „Mściciel”?

Śmierć Wądolnego też nie jest do końca wyjaśniona. 12 stycznia 1947 roku na stacji PKP w Wadowicach została przypadkowo zatrzymana łączniczka niosąca meldunki dla „Mściciela”. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego wydobył od niej szczegółowe informacje na temat miejsca jego pobytu w Łękawicy. Razem z nim przebywał tam jego zastępca Tadeusz Nowak, ps. „Lola”.

Akcję rozpoczęto 14 stycznia o świcie. Wądolny ujrzał napastników, gdy znajdowali się około 200 metrów od zabudowań. Strzelając z automatu próbował się wycofać w stronę pobliskiego lasu, ale tam Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego miał już ustawione stanowiska erkaemów. Wądolny został trafiony w rękę. Zawrócił więc w stronę domów i zaczął się ostrzeliwać z niewielkiego zagajnika, dzielącego zabudowania od lasu. Ubecy chcieli jednak ująć go żywego. Kiedy cały zagajnik został otoczony, stało się oczywiste, że Wądolny nie ma szans na ucieczkę. Ubowcy kilkakrotnie wzywali go, aby się poddał, oddając co pewien czas krótkie serie z erkaemów. Według jednych relacji miał podłożyć sobie granat pod brzuch i wyciągnąć zawleczkę, według innych, późniejszych przekazów, miał zginąć od razu po postrzale.

Zmasakrowane zwłoki żołnierze zabrali do ciężarówki. Ciało partyzanta prawdopodobnie zostało wyładowane na podwórku Urzędu Bezpieczeństwa w Wadowicach (obecnie Komenda Powiatowej Policji). A co było potem?

- Prawdopodobnych wersji jest kilka. Ciało mogło być przewiezione do Krakowa, gdzie zostało przekazane studentom medycyny, by służyło jako materiał podczas ćwiczeń. Mogło być także pogrzebane w Krakowie, w jednej z wielu tamtejszych bezimiennych mogił. Ale mogło też spocząć na wadowickim cmentarzu, lub na podwórzu bezpieki - i do tej wersji bym się skłaniał - twierdzi Michał Siwiec-Cielebon, historyk z Wadowic.

Niech IPN kopie

- Ciała nigdy nie zwrócono rodzinie, nie zapalono mu ani jednego znicza, nie ma nawet pamiątkowego nagrobka. To smutne, bo ten człowiek oddał życie za wolną Polskę - mówi Stanisław Matuszyk. - W końcu nawet rodzina przestała wierzyć, że uda się go normalnie pochować. „Mściciel” nie miał żony ani dzieci. Rodzice byli w podeszłym wieku. W rodzinnej Łękawicy została tylko jego jedyna siostra. Jakiś czas po śmierci brata, prześladowana przez bezpiekę, wyjechała jednak gdzieś w Polskę i ślad po rodzinie Wądolnego się urwał - opowiada.

Matuszyk wierzy, że szczątki „Mściciela” mogą być zakopane pod wadowicką komendą policji. - Niech IPN jak najszybciej przekopie tam ziemię. Chciałbym jeszcze zdążyć za życia go pochować, oddać mu hołd, całe życie mnie to gryzie - wyznaje pan Stanisław ze łzami w oczach.

Całkiem blisko bazyliki

Wcześniej mówił też o tym nieżyjący już (zmarł w sierpniu) radny powiatu wadowickiego Józef Fraś, który przytaczał miejscowym pasjonatom historii relację byłego pracownika Urzędu Bezpieczeństwa dotyczącą wykonywanych w Wadowicach wyrokach.

„Do wykonania wyroku w tamtych czasach wyznaczano zwykle trzy lub cztery osoby, byłem obecny przy wielu wykonywanych wyrokach” - mówił Frasiowi były funkcjonariusz bezpieki, wyjaśniając, że wszystko działo się na podwórku ówczesnej siedziby Urzędu Bezpieczeństwa i właśnie tam, po kryjomu, zakopywano ciała.

Dziś w tym miejscu, w budynku przy ul. Lwowskiej, kilkaset metrów od papieskiej bazyliki, mieści się Komenda Powiatowa Policji.

- Ja dowiedziałem się o tym niedawno, od znajomych mojego nieżyjącego już dziadka, żołnierza Armii Krajowej Jana Kłącza ps. „Sęk”. Podobno już w latach 70. wiele osób twierdziło, że właśnie tam zakopywano pomordowanych żołnierzy podziemia - mówi wadowiczanin Filip Kaczyński, radny małopolskiego sejmiku (PiS).

Przywrócić godność

W ubiegłym tygodniu Kaczyński wystąpił do Instytutu Pamięci Narodowej z wnioskiem o przekopanie dziedzińca komendy policji w Wadowicach.

- Nie może być tak, że po 70 latach nie możemy zapalić znicza na ich grobach. Natomiast ich komunistyczni oprawcy są pochowani na cmentarzach pod imieniem i nazwiskiem. Musimy przywrócić godność wadowickim bohaterom - wyjaśnia radny PiS.

Decyzja w sprawie ewentualnych prac poszukiwawczych w Wadowicach może zapaść najwcześniej na początku 2017 r.

- W pierwszej kolejności zamierzamy skonfrontować te doniesienia ze znajdującymi się w naszym posiadaniu zeznaniami i relacjami świadków oraz dokumentami archiwalnymi. Jeżeli okaże się, że potwierdzają one lub uprawdopodabniają taką tezę, zapadną dalsze decyzje - mówi dr Dawid Golik, historyk z krakowskiego IPN.

Golik dodaje, że wcześniej IPN-u nie informowano o tym, że pod wadowicką komendą policji mogą być zakopane ludzkie szczątki. - To pierwszy taki wniosek. Wiemy jednak, że na terenie całej Polski zdarzały się przypadki grzebania żołnierzy podziemia niepodległościowego na dziedzińcach aresztów oraz siedzib UB, dlatego też informacje otrzymane z Wadowic traktujemy poważnie - podkreśla.

Zdaniem Golika, w przypadku dziedzińca komendy w Wadowicach niekoniecznie musi chodzić o szczątki Mieczysława Wądolnego. - Wprawdzie nie udało się odnaleźć zapisów dotyczących konkretnie „Mściciela”, jednak wersja o pochówku na jednym z cmentarzy wydaje się nam obecnie najbardziej prawdopodobna. Nie wyklucza to jednak ewentualności istnienia na dziedzińcu obecnej komendy policji w Wadowicach mogił innych osób - przyznaje historyk.

W IPN liczą na to, że m.in po nagłośnieniu tej sprawy w mediach, zgłoszą się kolejni świadkowie, którzy będą mogli potwierdzić, że Mściciela pogrzebano właśnie na dziedzińcu bezpieki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska