Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Umarł, zanim doczekał się badań

Julia Kalęba
Julia Kalęba
Michal Gaciarz / Polska Press
12-letni Michał żył jak każdy chłopiec aż do wrześniowego wieczoru. Kiedy choroba nagle nabrała tempa, lekarze nie byli w stanie mu pomóc.

Michał rodzi się z wadą serca. Już trzy miesiące później operuje go prof. Edward Malec, jeden z najlepszych kardiochirurgów na świecie. Jest sukces. Chłopiec dostaje szansę na normalne życie, warunkiem jest tylko przyjmowanie odpowiednich leków i coroczne wizyty kontrolne.

Stan zdrowia pogarsza się, kiedy Michał ma 12 lat. Specjalista zapisuje go na badanie angiograficzne, na które rodzice muszą czekać ponad pół roku. Serce z dnia na dzień pracuje słabiej, lekarze prawie tydzień walczą o ustabilizowanie stanu chłopca. Bezskutecznie. Michał umiera trzy miesiące przed wyznaczonym terminem badania.

Chłopiec urodził się w 2004 roku, dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia. Nic nie zapowiadało, że najważniejsze naczynia odchodzące z serca noworodka są zamienione ze sobą miejscami. W pierwszy dzień świąt lekarze ze Szpitala im. dr J. Dietla w Krynicy Zdrój, zaniepokojeni sinym kolorem skóry noworodka, zdecydowali się przewieźć go do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. Wielka radość rodziców zamieniła się w niepokój o życie chłopca, a nadzieje na powrót do domu - na organizację pobytu w Krakowie. Konieczna była operacja. Czekał na nią do marca. Po miesiącu od zabiegu, kiedy było pewne, że wszystko poszło zgodnie z planem, rodzice zabrali maleństwo do domu.

- Jego serce nie było całkiem zdrowe, ale dzięki lekom mógł sprawnie funkcjonować - mówi pani Elżbieta. Przez kolejne lata żył więc jak każdy chłopiec. Świat poznawał zza kierownicy rowerka - tak bardzo lubił na nim jeździć. Tylko jeden dzień każdego roku przeznaczony był na pobyt w szpitalu w Prokocimiu. Wszystko było dobrze i Michał szybko wracał na boisko, do swoich kolegów. Pamiętał tylko o tym, żeby się nie przemęczać. Rósł jak na drożdżach, a wraz z nim rosło jego serce. Nie narzekał na zdrowie.

Dwa lata temu lekarz z Prokocimia powiedział, że zastawkę trzeba będzie zoperować. Że to nie jest sprawa „na już”, ale warto mieć ją na uwadze - tłumaczył mamie. W maju 2016 zapisał Michała na listę oczekujących na cewnikowanie serca, konieczne do wykonania przed skomplikowanym zabiegiem. Rodzice mieli pytać o termin z końcem wakacji. - Widziałam, że Michał szybciej się męczy. Niedomykalność zastawki zwiększała się - mówi pani Elżbieta. Kiedy 30 sierpnia zadzwoniła, by umówić się na badanie, poproszono ją, by odezwała się pod koniec grudnia lub na początku 2017 r.

Dlaczego kolejka jest tak długa? Bo od stycznia nie działa szpitalny angiograf przeznaczony do zabiegów cewnikowania serca. Szpital zapewnia jednak, że nie było żadnego przypadku, w którym niewykonanie lub opóźnienie angiografii mogło wpłynąć na postępowanie lecznicze i dalsze losy pacjenta.

Stan chłopca nagle się pogorszył. W nocy z 2 na 3 września trafił do szpitala w Prokocimiu.

Krakowscy lekarze ocenili jego stan jako krytyczny i natychmiast podali mocne leki. - W szpitalu jego stan poprawiał się i zaraz pogarszał. Kiedy myśleliśmy, że sytuacja jest już stabilna, syn nagle trafiał na oddział intensywnej terapii - wspomina jego tata, Wiesław Zaczyk. Chłopiec dzielnie walczył o życie. Jego schorowane serce nie podołało kolejnej próbie 8 września. Przestało bić i mimo czterogodzinnej resuscytacji już nigdy nie ruszyło.

Rodzice nie godzą się ze śmiercią dziecka. Zadają sobie pytanie, czy naprawdę nic nie dało się zrobić. I dlaczego ich syn czekał na badanie tak długo...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska