Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opera po krakowsku, czyli dramat w trzech aktach. Dyrektor Bogusław Nowak kontra pracownicy

Łukasz Gazur
Niektórzy artyści Opery Krakowskiej toczą z dyrektorem instytucji, Bogusławem Nowakiem, wojny na pisma
Niektórzy artyści Opery Krakowskiej toczą z dyrektorem instytucji, Bogusławem Nowakiem, wojny na pisma Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
W Operze Krakowskiej znów gorąco. Pracownicy pytają, czy w instytucji kultury dobrze się dzieje? Pada nawet słowo „szykany”. Dyrektor Bogusław Nowak odpiera zarzuty i podkreśla, że nie ma mowy o żadnym mobbingu, a wszelkie sugestie pod jego adresem to efekt rozżalenia wynikającego z np. zwolnienia jednego z etatowych pracowników artystycznych

Osoby dramatu: dyrektor Opery Krakowskiej Bogusław Nowak, śpiewak Krzysztof Dekański, śpiewak Krzysztof Olejniczak, pracownica administracji i członkini związków zawodowych Zofia Cichostępska.

Uwertura

Spotykamy się w gabinecie dyrektora Opery Krakowskiej.

- Wiem, w jakiej sprawie Pan przychodzi - mówi na wstępie dyrektor Bogusław Nowak.

- Naprawdę? Ja mam kilka spraw - odpowiadam. - Proszę powiedzieć, co łączy nazwiska Krzysztof Witkowski, Krzysztof Dekański, Zofia Cichostępska? - pytam.

- Widzę, że to zmasowany atak na operę i mnie osobiście - słyszę w odpowiedzi.

Akt I

Po tym, jak Krzysztof Dekański, solista opery, złożył w listopadzie oficjalne pismo punktujące jego zdaniem nieprawidłowości w muzycznej instytucji, nagle przestał być „interesującym artystycznie pracownikiem” (mimo że wcześniej nie było wątpliwości i pozwolono mu wystąpić w roli Selima w „Turku we Włoszech”). A zarzutów wymienił sporo - bardzo różnego kalibru. Przede wszystkim mowa była o propozycjach artystycznych, zgłaszanych szefowi opery oraz - pełniącemu obowiązki dyrektora artystycznego - Tomaszowi Tokarczykowi. „Kiedy zapytałem go o partię Selima w ‘Turku we Włoszech’ natychmiast odpowiedział, że nie będę śpiewał, bo decyzją dyr. Naczelnego (Bogusław Nowak - przyp. red.) moja osoba może być zbyt opatrzona dla publiczności i należy zmieniać wykonawców. I myślę, że ta nowa zasada dotyczy tylko mojej osoby, gdyż w tej chwili jest to jedyna partia, którą mógłbym zaśpiewać raz w sezonie na scenie naszego teatru. Myślę, że innych solistów to nie dotyczy, występują ciągle te same osoby, a jednak publiczność nadal zapełnia widownię naszego teatru”.

- Pozwoliliśmy mu raz wystąpić w tej roli i niestety się zawiedliśmy - tłumaczy krótko dyrektor Nowak zaistniałą sytuację. (- W roli Selima wystąpiłem trzy razy, a od Tomasza Tokarczyka usłyszałem pochlebną opinię - ripostuje śpiewak.)

Co więcej, szef opery o wspomnianych komplementach wypowiadać się nie chce. Ani odpowiadać, skąd więc wzięły się wcześniejsze obietnice. - Chcieliśmy mu dać szansę - dodaje dyrektor. I ucina temat.

Problem w tym, że Tomasz Tokarczyk miał dla Krzysztofa Dekańskiego więcej propozycji niż by to wynikało z sugestii dyrektora naczelnego. Bo m.in. sugerował mu występ w Koncercie Sylwestrowym. Poprosił go nawet o zaproponowanie repertuaru, co śpiewak zresztą zrobił. Wysłał mu swoje propozycje sms’em. Co więcej, nawet we wspomnianym liście do samego dyrektora o rozmaitych możliwościach wspominał. „Czy jest możliwy mój debiut w partii zaproponowanej mi przez pana Tomasza Tokarczyka czyli Kucharki w »Miłości do trzech pomarańczy«, także w roli Arcykapłana w »Królu Rogerze« Karola Szymanowskiego. Są to niewielkie partie, które jak najbardziej są w zakresie moich możliwości wokalnych, a śpiewają je śpiewacy gościnni, wiec myślę, że także w interesie teatru byłoby dobrze, abym mógł te partie zaśpiewać” - pisze Dekański. - Propozycje te zdaniem kierownictwa artystycznego są powyżej jego możliwości - komentuje Nowak. Ale nie tłumaczy, dlaczego więc Opera Krakowska dotąd wciąż dla solisty miała etat.

Ale to nie są jedyne zarzuty, jakie śpiewak wysunął wobec stosunków panujących w Operze. „W dniach 13 listopada do 16 listopada br. byłem zmuszony pójść na zwolnienie lekarskie. W związku z tym zostałem wykluczony ze spektakli »Tannhauser« R. Wagnera. I nie byłoby to dziwne gdybym nie odbył w poprzednim tygodniu 4 prób muzycznych, a próby całościowej jako takiej nie było. Dlaczego wszyscy nie są traktowani jednakowo. Niespełna 2 tygodnie temu koleżanka Katarzyna Oleś-Blacha nie odbyła ani jednej próby do spektaklu »Hrabina Marica«, jednak bez przeszkód i wątpliwości ze strony Dyrekcji zaśpiewała spektakl. Czy zasady i regulamin pracy też działa wybiórczo i nie każdy pracownik Opery Krakowskiej jest równo traktowany?”.

- Nie zamierzam komentować takich doniesień. To są sprawy rozpatrywane indywidualnie - tłumaczy dyrektor Nowak.

Ale za wysunięte pytania wobec dyrekcji Krzysztof Dekański musiał zapłacić swoją cenę. Zniknął z obsad spektakli - mimo że wcześniej nie wysuwano wobec niego zarzutów.

- Został wykreślony, bo przedstawił zwolnienie lekarskie - tłumaczy dyrektor Nowak.

Problem w tym, że pierwszy mail informujący o tym, że Krzysztof Dekański znika z obsady 12 grudnia i zastąpi go Stanisław Olejniczak przyszedł 8 grudnia. Czyli przed jego zwolnieniem lekarskim, które wystawione zostało od 13 grudnia. Co więcej, pierwotnie obejmowało ono czas do 11 stycznia. A w obsadach na luty i marzec, które wysyła Opera Krakowska do swoich artystów, także się nie znalazł. - Tomasz Tokarczyk zapowiedział mi wprost, że nic już tu nie zaśpiewam. Mimo, że np. spektakl „Opera bez ograniczeń”, czyli edukacyjny projekt dla dzieci, zaśpiewałem od jego premiery 30 razy. I nie było wówczas żadnych wątpliwości. W sumie na scenie wystąpiłem ponad 250 razy i dopiero teraz się pojawiły - mówi rozgoryczony Dekański.

Akt II

To już kolejny taki przypadek. Wcześniej podobną historię przeszedł śpiewak Krzysztof Witkowski, pełnoetatowy pracownik od 2008 do lutego 2017 roku. Gdy tylko zwrócił się do dyrekcji z sugestiami odnośnie sytuacji w instytucji, zaczął być - jak sam mówi - „szykanowany”. Dziś już z Operą Krakowską nie współpracuje.

Krzysztof Witkowski wybrał drogę sądową. Gdy wypowiedziano mu umowę o pracę pod zarzutem - a jakże! - braku propozycji artystycznych w nadchodzącym sezonie, odwołał się od decyzji. Ostatecznie pracodawca przyznał, że samo doręczenie nastąpiło niezgodnie z prawem, bowiem miał wówczas zmniejszony wymiar pracy (cztery piąte etatu). - I wie Pan co się stało. W dniu podpisania zgody na powrót do pracy - czyli 9 grudnia 2014 roku - natychmiast dopisano mnie do obsady. To oznaczało, że pracodawca sam przyznał się do kłamstwa, czyli braku propozycji repertuarowych dla mnie - mówi Witkowski.

Tego dnia miał pojawić się na próbach reżyserskich do partii Agamemnona z opery „Piękna Helena” Offenbacha nie mając żadnych materiałów tekstowych i nutowych, nie wspominając o ich pamięciowym opanowaniu. Więc znów zaczęła się wymiana pism. Bo śpiewak zaznaczył, że nie jest w stanie w tak krótkim czasie opanować powierzonego materiału, przez co byłby „zmuszony do naruszenia regulaminu Opery Krakowskiej”, a to z kolei mogłoby stać się podstawą dyscyplinarnego zwolnienia.

Dla Nowaka było to równoznaczne z odrzuceniem propozycji (mimo, że w piśmie wyraźnie zaznaczone zostało, iż chodzi o to, by dać śpiewakowi kilka tygodni na odpowiednie przygotowanie partii).

A wszystko zaczęło się - podobnie jak w wypadku Dekańskiego - od zwrócenia się do dyrekcji z pytaniami o funkcjonowanie teatru. Np. o to, dlaczego on jako etatowy śpiewak nie występuje w obsadach spektakli, a są w nie wpisani soliści spoza Opery Krakowskiej, którzy osobiście znają się z… dyrektorem Nowakiem. - Rozumie pan, że to dziwne nastawianie i niekorzystne dla finansów instytucji? I naprawdę nikt tego nie widział? - pyta Witkowski.

- O kogo miał pretensje? O największą gwiazdę operową, Mariusza Kwietnia? Bo nikt inny nie przychodzi mi do głowy - odpowiada Bogusław Nowak.

- Uwierzy Pan, że od premiery „Wesela Figara” w 2012 roku żaden - powtarzam żaden - etatowy pracownik opery nie wystąpił w partii Hrabiego Almavivy i Figara w tej operze, co przekłada się na kilkadziesiąt jak nie kilkaset tysięcy złotych wydanych na solistów przyjezdnych? Sam zgłaszałem się do występów, podkreślając, że śpiewałem w innych teatrach w tym repertuarze - odpowiada Witkowski.

Ostatecznie i tak śpiewak otrzymał wypowiedzenie, a sprawa znów trafiła do Sądu Pracy. Doszło do ugody. Opera zapłaciła za to kilkanaście tysięcy zł. - Zgodziliśmy się na takie rozwiązanie, bo zawsze staramy się dobrze rozstawać z ludźmi - tłumaczy z kolei dyrektor Nowak. -W perspektywie budżetu całej instytucji to nie jest aż tak dużo. Lepiej było przeciąć tą niezręczną sytuację. Zwłaszcza jeśli mówimy o pracowniku, który w dłuższej perspektywie nie przedstawiał ciekawych propozycji artystycznych i przestał się rozwijać, a w okresie ostatniego półrocza przedstawił kilkadziesiąt zwolnień lekarskich, co ciekawe, zawsze gdy pojawiał się w obsadzie i planie wyznaczonych korepetycji - odpowiada Nowak.

Problem w tym, że wcześniej ani dyrektor Nowak, ani Tomasz Tokarczyk nie widzieli przeszkód, by obsadzać Witkowskiego w całym repertuarze Opery m.in. rolach Franka z „Zemsty nietoperza” Straussa, Escamilla w „Carmen” Bizeta, Leandra w „Miłości do trzech pomarańczy” Prokofiewa. Co więcej, na polecenie dyrekcji wskazał także, w jakich produkcjach widziałby siebie. Były to m.in. pa rtia Hrabiego Almavivy z „Wesela Figara” Mozarta.- To były propozycje powyżej możliwości tego śpiewaka - tłumaczy Nowak.

A Witkowski odpiera zarzuty: - Wcześniej śpiewałem te partie w Teatrze Wielkim w Łodzi oraz odbyłem przesłuchanie do roli Hrabiego Almavivy przed Tomaszem Tokarczykiem i nie było zastrzeżeń. Zresztą na jakiej podstawie mówimy o niewystarczającym poziomie, skoro komisyjnych przesłuchań określających bieżącą formę solistów nikt nigdy w Operze Krakowskiej nie przeprowadzał. Takie stwierdzenie to pomówienie. Trudno więc nie zestawić ze sobą faktów: po tym, jak zwróciłem się do dyrekcji z konkretnymi pytaniami i zarzutami zacząłem być po prostu niewygodnym pracownikiem. Z dnia na dzień zarzucono mi brak umiejętności wokalnych i skreślono mnie z całego repertuaru. A wcześniej wykonywałem po 40 spektakli w roku - zżyma się Witkowski.

I przytacza swoje zarzuty. Poza wspomnianym już zatrudnianiem w partiach solowych artystów nie będących etatowymi pracownikami opery to m.in. wypisywanie korepetycji - jako jedynemu soliście pracującemu w instytucji - przez wszystkie dni w roku, zmuszając w ten sposób Witkowskiego do codziennego dojeżdżania z Łodzi (gdzie mieszka z żoną z dzieckiem) do Krakowa. Twierdzi też, że dopisywano go do obsady, ale bez możliwości wykonywania tych partii. Musiał dojeżdżać na próby i spektakle, ale w nich nie występował.

Przypomina również sytuację, jaka miała miejsce podczas próby prowadzonej przez Tomasza Tokarczyka. - Mówiąc w skrócie: chodziło o to, że zmuszany byłem do wejścia w sytuacje, które są szkodliwe dla mojego głosu. Czyli np. do wykonywania pełnym głosem dwóch odmiennych ról: Janusza w „Halce” Moniuszki i Escamilla w „Carmen” Bizeta podczas jednej próby. Każdy, kto zna choć podstawy pracy śpiewaka, ten wie, że takie zagranie jest niedopuszczalne. Szkodzi zdrowiu i głosowi śpiewaka. I na takie zachowania z mojej strony nie było zgody. I to był jeden z problemów z dyrekcją - opowiada Witkowski.

Przytacza sytuację, w której w tygodniu miał aż 11 prób i 5 spektakli. - To morderstwo dla głosu - twierdzi.

Akt III

Jedna z pracownic administracji opery, Zofia Cichostępska, dostała naganę „za zbyt głośne” zachowanie i…. poszła do sądu. Pismo w tej sprawie już trafiło do dyrektora. - Odwiedziła mnie koleżanka, która kiedyś zresztą współpracowała z Operą Krakowską. Poprosiła o szklankę wody, bo było gorąco, a jest już osobą starszą. I co się okazało? W tym budynku nawet rozmawiać nie można. Bo wszystko jest za głośne dla dyrektora - mówi.

- Jak na osoby bojące się upału i prawie omdlałe jak tłumaczyła Pani Cichostępska, to długo panie stały w pełnym słońcu na papierosie, czego dowód istnieje w postaci monitoringu przed budynkiem - ripostuje Nowak.

I dodaje, że nie ma zwyczaju, by chodzić po pokojach i sprawdzać, „co się dzieje”. Ale w tym wypadku było „tak głośno, że trudno było przejść obojętnie”. Choć przyznaje też, że nikt inny poza nim na hałas się nie skarżył. A sama Zofia Cichostępska twierdzi, że Bogusław Nowak od dawna stara się jej pozbyć za jej działania jako członkini Związków Zawodowych Pracowników Opery Krakowskiej. Zabiegała o to, by zamiast przedłużenia kadencji szefa instytucji w 2016 roku ogłosić po prostu konkurs na to stanowisko. Tak się nie stało, a zarząd województwa małopolskiego postanowił powierzyć fotel Nowakowi.

ZOBACZ KONIECZNIE:

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 8. Czym określamy słowo Fiakier?

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska