Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Warszawskie życie ks. Bonieckiego

Redakcja
Warszawska cela ks. Bonieckiego to dwa pokoje i łazienka. W jednym śpi, w drugim pracuje
Warszawska cela ks. Bonieckiego to dwa pokoje i łazienka. W jednym śpi, w drugim pracuje Bartek Syta
W klasztorze nie ma prawa pierwszej nocy, dlatego ksiądz Adam Boniecki nie pamięta co mu się śniło w nowym miejscu - celi Zgromadzenia Księży Marianów na warszawskich Stegnach. Zdążył już tam zaliczyć jedną mszę niedzielną dla wiernych i poznać pierwszą wielbicielkę. W nowym mieszkaniu odwiedziły go Anna Górska i Katarzyna Kachel.

Do księdza Bonieckiego jedziemy przez zakorkowaną Warszawę. Długo. Jedziemy z kierowcą antyklerykałem. - Skąd ja mam wiedzieć, gdzie klasztor na Bonifacego!? Ja w celibacie nie żyję - denerwuje się taksówkarz. Antyklerykałem i podsłuchiwaczem. - To Boniecki teraz tu przyjmuje? - pyta podwożąc nas pod kościół. - To jedyny klecha, którego lubię - dodaje.

W zakonie jesteśmy między modlitwą a obiadem. - Obiad o 13 - wzdycha ksiądz. - W Krakowie jadłem po 18. Teraz wszystko stanęło na głowie, zaczynając od pobudki.

Warszawa, 5.30. Pobudka

- Wiecie, o której muszę tutaj wstawać ? - pyta. - O 5. 30. Przecież to jakaś dzika godzina.

W Krakowie ks. Adam mógł spać godzinę dłużej, a potem spokojnie wyciskać sobie sok z grejpfruta. W klasztorze nie ma takiej szansy. O 6. 10 bracia schodzą na modlitwę poranną. Godzina 7 to msza święta koncelebrowana z kazaniem. Codziennie! - Jeszcze jej nie przewodniczyłem - zauważa. - Raz mnie co prawda wyznaczyli, ale akurat zachorowałem. Nie było szans, bym wyszedł z celi.

Śniadanie to dla księdza z Krakowa też całkiem inny świat. - Zabór rosyjski - kiwa głową. - Herbatę sobie na śniadanie piją. I kiełbasę jedzą... na śniadanie.

Ksiądz wolałby twarożek z grzanką albo garść płatków na mleku. - To byłaby tortura, gdybym nie mógł soku z grejpfruta wypić, zjeść płatków czy wypić kubka świeżo parzonej kawy. - Nie takiej jak z "Pożegnania z Afryką" w Galerii Krakowskiej - rozmarza się. - Ale nie jest źle. W klasztorze pod tym względem jest miejsce na pluralizm.

Godz.9.00. Zajęcia własne

- Opalam się wtedy na balkonie - żartuje.

Tak naprawdę to na balkonie pali fajkę. A potem siada do laptopa, który przywiózł z Krakowa. Coś jeszcze przytargał do stolicy... -Kiedyś wam mówiłem, że jestem mnichem, który jest gotowy, by w jednym momencie wstać i ruszyć w drogę - przypomina sobie. - Takie gadanie. Ruszyłem, ale z 8 tysiącami książek.

Ale "świetną pralkę" i lodówkę zostawił. Tu zresztą nie byłaby mu potrzebna. - Stopień obsługi przez tę instytucję jest doskonały - jest pod wrażeniem. Piorą, prasują i gotują. - Mógłbym prać sam, ale pani, która to robi, robi profesjonalnie. No i przecież dla niej to miejsce pracy - mówi.

Za to w celi sprząta sam. A jest to cela pojemna. - Nie żadne tam eremy kamedulskie - zwraca uwagę.
Dwa pokoje i łazienka. W jednym śpi, w drugim pracuje. Wszystkie ściany od podłogi po sufit zapełniają regały z książkami. Specjalnie dla niego zamontowane. Książki pogrupowane. Tak by teologia nie wciskała się w literaturę piękną. Porządkował je przez bity tydzień. Gdy ich nie czyta, siada w fotelu, obok stylowej lampy i rozmyśla. - O tym, czego księdzu brakuje po przeprowadzce? - pytamy.

- Wolny jestem nadal, ale inaczej. Tamto, co było, wspominam z nostalgią, ale jeśli mi czegoś brak, to tamtej młodości. Jednak jak potrafię, tak nadrabiam miną - dodaje.

Przed południem stara się pracować nad najtrudniejszymi sprawami, które wymagają świeżego umysłu.
- Choć nie zawsze mi się udaje. Dziś nie mogłem się w ogóle skupić, bo takie dwie z Krakowa cały czas dzwoniły, że już jadą i wierciły mi dziurę w brzuchu - robi nam wyrzuty.

No i wciąż dzwonią dziennikarze - a to w tej, a to w innej sprawie. Zwykle minutę przed modlitwą. Nie odsyła ich.

Godzina 13.00. Obiad

- Zup nigdy nie gotowałem, a tutejsze bardzo mi smakują - opowiada przy obiedzie.
I choć ma swoje, jakkolwiek patrzeć, starokawalerskie kulinarne przyzwyczajenia, nie narzeka.

Do godzin też powoli się przyzwyczaja, choć w Krakowie obiad jadał dopiero po 18.
- Wychodziłem o 17.30 z Tygodnika Powszechnego i szedłem na zakupy - wspomina.

Nie spacerkiem, bo ksiądz spacerować nie znosi. - Spacerujecie? No, bo to jakiś absurd przecież - śmieje się.

W Warszawie co najwyżej przechodzi ulicę, by w Hali Targowej Bonifacego kupić gazetę.

Telewizor? - W celi nie ma, a do wspólnego oglądania w świetlicy jeszcze nie dojrzałem - wyznaje.
Po obiedzie jest czas na drugą sjestę albo spacer. Emeryci mogą też pospać po śniadaniu. Nazwano to nie wiedzieć czemu "sjestą jezuicką".

- Ja nie czuję się emerytem, by drzemać w fotelu. Coś tam piszę - uściśla.

W niedzielę rytm dnia się zmienia. W kościele przy klasztorze co godzinę jest odprawiana msza święta.
- Jeszcze nie przydzielono mi stałej godziny, więc w tę niedzielę zastąpiłem nieobecnego księdza - opowiada nam ksiądz Boniecki. - I wygłosiłem kazanie, pierwsze i dotychczas jedyne.

Właściwie tego dnia wygłosił dwa. Przed południem w pałacu w Małej Wsi na zjeździe rodu Morawskich. Stamtąd przywiózł słój miodu. Potem drugie kazanie, na Stegnach. Po nim zapoznał pierwszą warszawską wielbicielkę.

- Przyszły do mnie do zakrystii dwie eleganckie panie. I jedna z nich powiada: od dawna jestem księdza wielbicielką. Byłem zachwycony.
- A druga co?
- Druga się uśmiechała.

Godz. 18.45. Kolacja

Trzecia modlitwa kończy się przed kolacją. A potem? Trzecia sjesta? - Czas pracy. W Krakowie siedziałem z książką i przy komputerze do 2 nad ranem, teraz najwyżej do pierwszej - wyznaje ze skruchą.

W końcu musi wstać o 5. 30. A to duża różnica. Jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić do tak wczesnej pobudki. Śpi twardo i nie pamięta co mu się śni. Przynajmniej tak twierdzi.
- A pierwszej nocy?
- W klasztorze nie ma prawa pierwszej nocy - uśmiecha się.

Kiedy będzie w Krakowie? Właśnie się wybiera. Samochodem. Stoi jako jedyny z krakowską rejestracją obok innych wozów.
- Kiedyś pewien młodzieniec chciał żyć we franciszkańskim ubóstwie. Przychodzi do klasztoru, widzi rządek samochodów i się dziwi. Więc mu tłumaczą: ten jest kapelana więziennego, ten gwardiana, ten ekonoma, tamten katechety i tak dalej. - Jeśli tak tu jest ze ślubem ubóstwa - pomyślał młodzieniec - to ciekawe co ze ślubem czystości. I do zakonu nie wstąpił - żegna nas anegdotą ksiądz Boniecki.

To już niestety koniec

Od księdza Bonieckiego wracamy taksówką. - Zamówić wam? - wybiera numer. - Tu ksiądz Adam Boniecki, chciałem zamówić taksówkę na ulicę Świętego Bonifacego 9.
- Bonifacego 9?
- ŚWIĘTEGO Bonifacego - poprawia. - Te panie trzeba cały czas uświęcać - wzdycha i puszcza do nas oko.

Serwis Wybory 2011: Najświeższe informacje wyborcze z Małopolski!

Weź udział w akcji  Chcemy Taniego Paliwa! **Podpisz petycję do rządu**

Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska