MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tytoniowa granda

Artur Drożdżak
Gdy 10 kwietnia 1919 r. w restauracji Pollaka przy pl. Matejki w Krakowie zatrzymano Wiktorię B. i Marię S., okazało się, że w swoich tobołkach miały ukryte 9 kg tytoniu mokrego, lichej jakości, który chciały bez zezwolenia wywieźć z miasta. Zrobił się z tego niezły dym.

Kobiety przyjechały do Krakowa ze wsi koło Przeworska. Przyciśnięte do muru wskazały śledczym, że tytoń kupiły od Franciszka C. zamieszkałego na pl. Biskupim 10 i prowadzącego tam z swą piękniejszą połową sklep spożywczy. Chociaż zatrzymane nie kwestionowały, że znaleziono przy nich tytoń, do winy się nie przyznawały.

- Prawdą jest, że kupiłam w Krakowie 5 kg czarnego tytoniu od nieznanego mi mężczyzny, ale po to, by w cenie nabycia odstępować go we wsi - mówiła 23-letnia Wiktoria B. W podobnym duchu wypowiadała się 19-letnia Maria Sz. - Jestem niewinna. Kupiłam 4 kg tytoniu dla osób we wsi, które mają ser, jaja i mleko, bo bez tego nikt mi towaru sprzedawać nie chciał. Przed wojną i w czasie wojny prowadziłam sklep, ale karty przemysłowej na taką działalność nie mam. Dopiero się o nią staram - dodała. Policja ruszyła tropem sprzedawcy tytoniu. Zapukano do laboranta aptecznego Franciszka C.

- A sprzedałem tytoń dwóm nieznanym bliżej paniom. U żony Stefanii kupowały mydło, a mnie prosiły, bym im się wystarał o tytoń, to mi za fatygę zapłacą. Ja z kolei miałem go od Mozesa N. z ul. Krakowskiej 37. Jemu płaciłem 380 koron za kilogram towaru - wyznał. Śledczy pojechali pod podany adres i niczym wytrawni palacze machorki wcisnęli swoje nosy w najmniejszy kąt, by wyczuć jej woń. Ale niczego nie dała rewizja u 32-letniego żydowskiego krawca, rodem z Nogajska, który życie pędził w Krakowie i tu handlował czym popadło. On krawiec zakapował swojego imiennika, niejakiego Mozesa W. zamieszkałego przy pl. Wolnica 13.

- Wiedziałem, że on handluje tytoniem. Dał mi próbki i podyktował cenę 370 k. na jeden kilogram. Próbki te pokazałem Franciszkowi C., który uznał je za dobre. Kupiłem 8-9 kg, ale poza tym handlem tytoniowym się nie trudnię - zeznał na policji. Mozes W., żonaty, trójka dzieci, agent handlowy, nie karany, do winy się nie poczuwał.

- Wcale tytoniem nie handluję, bo już od przeszło ośmiu lat jestem zatrudniony w Firmie Kalus, fabryka kuferków, toreb ręcznych i grzebyków jako ajent podróżujący za prowizję i w ten sposób zarabiam na utrzymanie. Znam Mozesa N., bo mieszkam naprzeciwko, ale nigdy mu tytoniu nie sprzedawałem, jego zeznania są z gruntu fałszywe - twierdził.

Prokurator oskarżył pięć osób o "prowadzenie w Krakowie handlu łańcuszkowego przedmiotami zapotrzebowania, a mianowicie tytoniem". Jednał ława skarżonych zaczęła się wykruszać. Wiktoria B. wyszła za mąż i wyjechała w nieznane. Skazano pozostałych. Marię Sz. na pięć dni aresztu, Franciszka C. na siedem, Mozesa N. na dziesięć, ale najsurowiej potraktowano Mozesa W., któremu sąd wymierzył karę 14 dni więzienia i 1000 koron grzywny z zamianą na trzy miesiące paki.

Mozes W. 26 sierpnia 1920 r. prosił o odroczenie kary, bo jak stwierdzało załączone świadectwo lekarskie "przebył czerwonkę, jest chory w następstwie na katar kiszek i potrzebuje odpowiedniej diety i pielęgnacji". W końcu spłacił grzywnę i odsiedział dwa tygodnie. Kary nie odbyła Maria Sz., bo poważnie zachorowała, oraz Mozes N., który uciekł za granicę. Franciszek C. też odsiedział swoje siedem dni, ale dopiero w 1926 r. W aktach jest jeszcze adnotacja, że starał się o paszport, by wyjechać za pracą do Argentyny. Oj, tam pewnie rozwinął skrzydła w tytoniowym biznesie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska