MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzebinia. Chcą wiedzieć, dlaczego umarła

Magdalena Balicka
Janina Wardak z Trzebini i jej trzy siostry chcą iść do sądu, by wyjaśnić przyczynę zgonu ich mamy. 80-latka trafiła do szpitala w stanie dobrym, wyszła bez świadomości z ranami na ciele.

Maria Chrząszcz miała wprawdzie już 80 lat, jednak umysł i ciało w świetnej formie. Ból żołądka, który zaczął jej doskwierać, nie wydawał się niczym poważnym. Mimo to jej córki zdecydowały się zawieźć kobietę do chrzanowskiego szpitala. Dzień później nie poznały matki. Już nigdy nie zamieniły z nią słowa.
- Lekarz nie prognozował niczego poważnego. Miał zrobić mamie tylko badania i wypuścić do domu po weekendzie - relacjonuje Janina Wardak, jedna z córek Marii Chrząszcz.

Pożegnała się z mamą późnym wieczorem. - Była pogodna, mówiła, że dobrze się czuje i niepotrzebnie ją przywoziłyśmy na oddział - wspomina Zofia Chrząszcz, druga z córek.
Na drugi dzień rano ponownie odwiedziła matkę. Miała dla niej kubek i kilka osobistych rzeczy. Nie zastała jej jednak na oddziale wewnętrznym, w którym pożegnała ją poprzedniego wieczoru. - Sąsiadka z sali powiedziała, że mamę zaczął w nocy boleć żołądek i pielęgniarki zabrały ją z oddziału. Jak się okazało, w efekcie wylądowała na intensywnej terapii.

- Nie poznałam jej. Była cała posiniaczona. Na głowie miała wielkie krwiaki, nogi i ręce były sine, jednego oka nie było widać. Miała zszyty łuk brwiowy - opowiada córka pani Marii.
Dodaje, że jej matka wyglądała tak, jakby wpadła pod rozpędzony samochód.
Tymczasem pielęgniarka oznajmiła jej, że to wszystko przez to, iż mama w nocy spadła z łóżka, po czym doznała udaru mózgu.

- Bzdura! Gdyby spadła z łóżka, miałaby co najwyżej złamaną nogę lub rękę. Być może guza na głowie, a nie rany i siniaki na całym ciele - przekonuje wciąż rozemocjonowana kobieta.
Choć od zdarzenia minęło kilka lat, a jej mama już nie żyje, do dziś zadaje sobie pytanie, co się wydarzyło w szpitalu.

- Podejrzewam, że nie dopilnowali jej. Może spadła ze schodów jak ją przewozili? - snuje domysły kobieta. W tym samym dniu wraz z siostrami zaalarmowała policję.
- Przyjechali na miejsce, zrobili zdjęcia i spisali notatkę. Mama była już jednak nieświadoma niczego i nie mogła zeznawać - relacjonuje pani Janina.

Jej siostra Zofia Chrząszcz dodaje, że sprawa trafiła do prokuratury w Chrzanowie, jednak została umorzona. - Śledczy posiłkowali się tylko zeznaniami lekarzy i pielęgniarek. Nie rozmawiali z nami, rodziną ani z innymi pacjentami - przekonuje.
Znaleźli prawniczkę, która dawała im wielkie nadzieje, że w sądzie wygrają sprawę, ale nie mieli w tym czasie pieniędzy na jej opłacenie.- Musiałyśmy zrezygnować z walki o poznanie prawdy. Same nie znamy się na tych wszystkich procedurach. Teraz chcemy jednak jeszcze raz spróbować i poznać prawdziwą przyczynę śmierci mamy - mówi.

Po serii artykułów, które ukazały się w "Gazecie Krakowskiej", m.in. historii maleńkiej Kai z Chrzanowa, której pielęgniarka szpitala obcięła kawałek palca podczas ściągania wenflonu, kobiety uznały, że czas zacząć działać.
Magdalena Wardak, wnuczka zmarłej Marii, nie może się pogodzić, że jej babcia nie poznała swych prawnucząt. - W szpitalu zdarzyło się coś złego, co nigdy nie powinno się stać. A najgorsze jest to, że lecznica zamiotła sprawę pod dywan, nie poczuwając się do winy - twierdzi pani Magdalena.
Ona sama z wykształcenia jest opiekunką medyczną.

- Widziałam rany babci i nigdy nie uwierzę, że spadła z łóżka. Siniaki i rany były rozmieszczone po całym ciele, a nie tylko po jednej stronie, jak przy zwykłym upadku - zaznacza kobieta, dodając, że na studiach uczyła się, że udar mózgu może być konsekwencją silnego uderzenia w głowę.
Ani córkom pani Marii, ani wnuczce nie zależy dziś na odszkodowaniu od szpitala. Chcą tylko poznać prawdę i zmusić pracowników lecznicy, by przykładali się do swej pracy.

- Gdyby więcej czasu spędzali na sali z chorymi, dostrzegliby, że jeden potrzebuje pomocy w zjedzeniu zupy, a drugi ma niezabezpieczone łóżko - zwracają uwagę kobiety.
Wiedzą, że pielęgniarki mają ciężką pracę i że bywa ich za mało na oddziałach.
- Ale braki w personelu nie powinny wpływać na zdrowie pacjentów - podkreślają.
Agnieszka Dyba, rzecznik chrzanowskiego szpitala przyznaje, że sprawa karna złożona przez rodzinę Marii Chrząszcz trafiła do prokuratury. Podkreśla, że została jednak umorzona. - Zatem szpital nie znajduje jakichkolwiek przesłanek, które uzasadniałyby ponowną analizę postępowania leczniczego sprawie - mówi Agnieszka Dyba.

Zła opinia o szpitalu
Po serii artykułów w "Gazecie Krakowskiej", która ujawniła łamanie prawa przez lecznicę (lekarze żądali od pacjentów, by przynosili na oddział własne leki), NFZ nałożył na szpital surową karę finansową, a chorzy i ich rodziny śmielej zaczęli opowiadać o innych nieprawidłowościach.

Ewa Sierka z Trzebini, która nagłośniła sprawę z lekami, założyła na Facebooku stronę: "Stop bezprawiu szpitali". Zebrała około dwustu sympatyków, którzy dzielą się swymi doświadczeniami z wizyt w chrzanowskiej lecznicy. To tam swą historię opowiedziała m.in. Karolina Kajta z Chrzanowa, mama kilkutygodniowej Kai, której pielęgniarka szpitala obcięła brudnymi nożyczkami kawałek palca.

Także tam Irena Pankau z Trzebini opisała śmierć swego niepełnosprawnego męża Eugeniusza. Według jej relacji pielęgniarki nie reagowały, gdy jej mąż dusił się po ataku padaczki. Sprawa trafiła do chrzanowskiej prokuratury.
A Pacjenci i ich rodziny, którzy chcą się poskarżyć na zachowanie lekarzy czy pielęgniarek, mogą to zrobić u dyrektora placówki.

W szpitalu w Chrzanowie dyrektorem jest Krzysztof Kłos (tel. 32 624 77 77). Skargi przyjmuje także rzecznik praw pacjenta w Warszawie (ul. Młynarska 46, tel. 22 532 82 50).
Można także zaalarmować małopolski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia (tel. 12 29 88 303).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska