18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ta dziewczyna to czysta adrenalina

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Karolina Riemen-Żerebecka.
Karolina Riemen-Żerebecka. fot. Andrzej Banaś
Wychowała się na Kasprowym Wierchu. Kiedy miała siedem lat, jeździła już na nartach na stromych tatrzańskich żlebach. W lutym 2014 r. chce pojechać po olimpijski medal w Soczi. Poznajcie Karolinę Riemen-Żerebecką.

Przyznaje, że lubi ekstremalne wyzwania. Jednym z nich jest medal na igrzyskach olimpijskich w Soczi. Drugim - wypromowanie atrakcyjnej, a w Polsce nieznanej dyscypliny.

Niedawno w Krakowie zorganizowano konferencję prasową z najlepszymi polskimi narciarzami zjazdowymi. Zdziwiona patrzyła, jak dziennikarze ustawiają się do niej w kolejce. Tak jakby była filmową gwiazdą, która bardzo rzadko znajduje czas dla mediów. Na pytania odpowiadała przez bite dwie godziny.

- Uff, udzieliłam wtedy więcej wywiadów niż w całym dotychczasowym życiu - uśmiecha się Karolina Riemen-Żerebecka.

Skąd to zainteresowanie? Tak działa etykietka "nadzieja na olimpijski medal w Soczi". Do tej pory o niej i o jej dyscyplinie mówiło się u nas niewiele. - Nadal zdarza się, że ludzie robią wielkie oczy, gdy słyszą, że uprawiam skicross. Pytają: "A co to jest?" - opowiada Karolina.

No więc co to jest?
Tłumacząc najprościej jak się da, czterech narciarzy ściga się na specjalnie przygotowanej trasie, najeżonej skoczniami, ostrymi zakrętami. Rozpędzają się do 60-70 km/h. Zawody rozgrywane są jak sprinty w biegach narciarskich; najpierw każdy uczestnik przejeżdża w eliminacjach trasę w pojedynkę, na czas. Potem 32 najszybszych rywalizuje z sobą - bark w bark, narta w nartę - w kolejnych wyścigach. Najlepsi spotykają się w finale. Tyle teorii. W praktyce to jedna z najbardziej widowiskowych narciarskich dyscyplin. I niebezpiecznych.

- Od początku do końca jest napięcie, wywrotki są na porządku dziennym - opisuje Przemysław Buczyński, trener Riemen-Żerebeckiej. - Kontuzje? Jedna za drugą.

Złamania, wstrząsy mózgu. Podczas zawodów helikoptery medyczne są w ciągłym ruchu.

- Bez przesady - prostuje z rozbawieniem Karolina. - Zdarzają się różne historie, jest sporo upadków, ale nie sądzę, żeby odsetek kontuzji był większy niż w narciarstwie alpejskim. Bywają za to nietypowe wypadki. W tamtym roku, odpychając się kijkiem, przez przypadek odpięłam nartę dziewczynie obok. Pech, poleciała na twarz. No, ale to jest skicross.

Narciarka z Tuchowa - to określenie przykleiło się do niej jeszcze mocniej niż "olimpijska nadzieja". Tak tytułują ją w swoich depeszach nawet agencje informacyjne. A to przecież zakopianka z krwi i kości.

- To zabawna historia. Przypadek sprawił, że kiedy miałam się urodzić, to akurat cały oddział położniczy w szpitalu w Zakopanem był w remoncie. Moja mama nie chciała rodzić w Nowym Targu, miała za to znajomą położną w Tuchowie. No i tak to się pokomplikowało, że przyszłam tam na świat - opowiada Karolina. - Nawet byłam w Tuchowie ostatnio. Pierwszy raz w życiu! No, drugi, licząc narodziny. Pojechałam po akt urodzenia przed zamążpójściem. Pan w urzędzie stanu cywilnego nawet kojarzył mnie i mówi: O, to pani, to pani - śmieje się.

Tuchów - ładne miasteczko, ale nie ma tam tego, co kocha. Wysokich gór, z których można zjeżdżać na nartach.

Głowa w białym puchu
- Czym są dla mnie narty? Wszystkim. Uwielbiam je w każdej formie, w każdym czasie i nigdy z nich nie zrezygnuję. Nieważne, czy startuję, czy uprawiam freeride, czy chodzę na skitourach - nic mnie tak nie cieszy jak "deski" - podkreśla.

Na narty była skazana. - Skazana? Źle to brzmi - krzywi się. Źle, nie źle, innego wyjścia nie miała. Miłością do gór i nart zaraził ją tata - TOPR-owiec, który często dyżurował na Kasprowym Wierchu. Małą Karolinę zabierał z sobą. Spędzała tam sporo czasu, bawiła się, jeździła na nartach. - Byłam takim trochę dzieckiem TOPR-u. Wszyscy mnie tam znali - uśmiecha się.

Tata miał hobby: jazdę w puchu, poza trasami. - Dziś na to jest wielki boom, są organizowane specjalne wyjazdy, cały świat się tym pasjonuje, a wtedy to nie było w ogóle popularne. Tata robił to dla siebie, po prostu to uwielbiał - opowiada Karolina.
Miała 7, może 8 lat, gdy pierwszy raz ojciec puścił ją na stromy tatrzański żleb.

- W okolicach Kasprowego jest ich sporo, a jak tam napadało śniegu, to puch mnie dosłownie zakrywał. Jeździć w czymś takim to było coś niesamowitego. Jestem tacie za tamte przeżycia bardzo wdzięczna - mówi.

Niepospolitych wspomnień ma zresztą więcej. Przykład? Proszę bardzo. - Czasem śmigłowiec TOPR-u musiał wykonywać testowe loty. Zbierała się wtedy ekipa i lecieliśmy na Zawrat czy na Wołoszyn. Tam wysiadka i jazda w dół. Sami TOPR-owcy, no i ja, taka mała dziewczynka - rozpromienia się Karolina.

Z mężem na igrzyska
Rywalizuje, bo lubi. Bo to daje satysfakcję. - Chcę czuć, że robię to po coś, że jestem w tym coraz lepsza. To jest ważne dla człowieka. Na popularności mi nie zależy, ale chciałabym żeby Polacy wiedzieli, że jest taka dyscyplina jak skicross, i że ktoś z ich kraju jest w tym dobry.

Skicross łączy jej namiętności: szybką jazdę i narciarstwo dowolne. Kiedyś była w kadrze alpejskiej, ale lubiła też skocznie, ewolucje. No i miała - nadal ma - większe niż zwykły śmiertelnik zapotrzebowanie na adrenalinę. Skicross wymyślono jakby dla niej. W Polsce nie ma zresztą żadnej konkurencji. W mistrzostwach Polski ściga się ze Słowaczkami i Czeszkami.

Smak igrzysk Karolina już zna. Cztery lata temu w Vancouver zajęła 16. miejsce. Do Kanady przyjechała z tak skromną ekipą (towarzyszył jej jedynie trener), że na tle rywalek wyglądała na ubogą krewną. Teraz pojedzie z nią też serwismen Tomasz Żerebecki. Prywatnie - mąż. Ślub odbył się niedawno.

- Noszeniem nart nie będę go obarczać, każdy narciarz musi sobie poradzić z tym sam. Nie ma takiej gwiazdy, która by tego nie robiła. Nienawidzę tego robić, jednak nie mam wyjścia - śmieje się Karolina.

Dobry układ? - Wiadomo, na zawodach, treningu musimy utrzymywać relacje serwismen - zawodniczka. Ale dajemy sobie z tym radę - uważa. - Dużo czasu spędzam poza domem i bywało, że się długo nie widywaliśmy, a teraz to się zmieniło. Dzięki temu moje życie prywatne kwitnie.

Od tych coraz głośniej powtarzanych olimpijskich nadziei trochę się jednak odżegnuje.- Jest nawet 20 dziewczyn, które mogą w Rosji walczyć o sukces i różnie to się może poukładać. A ja wierzę, że w tej układance będę - mówi Karolina.
Jedna mała iskierka...

- Wytrwała, zaangażowana, ma charakter zwycięzcy - opisuje ją trener. - Brakuje nam jednej małej iskierki i wszystko powinno zaskoczyć. Zawodnik swoje musi wyjeździć. Ale kiedy już wjedzie na ten najwyższy poziom, to jest nie do zrzucenia. Karolina zbliża się do tej granicy.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska