Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef kina ARS: zgoda buduje, niezgoda rujnuje [WYWIAD]

Redakcja
Andrzej Banaś
Nie lubi, gdy nazywa się go dyrektorem. Kino kocha jak mało kto w Krakowie i może dla niego zrobić wiele. Jeśli trzeba będzie zaczynać historię ARS-u od nowa, na pewno spróbuje. Choć wierzy, że jest jeszcze szansa zostać przy ul. św Jana (a krakowianie wraz z nim). Z Andrzejem Kucharczykiem, szefem i dobrym duchem kina ARS rozmawia Marta Paluch.

Panie dyrektorze...
Proszę mnie nie przezywać...

Panie Andrzeju?
To już lepiej.

Co Pan czuje, gdy po podwyżce czynszu kino ARS może przestać istnieć?
Mieliśmy świadomość, że umowa obowiązuje do koń-ca kwietnia. Przedłożyliśmy właścicielom ofertę o 10 proc. wyższą. Okazało się, że inni są gotowi zapłacić więcej. Dziennikarze pytają - jak Pan będzie walczył z właścicielami? A ja nie będę, bo moje motto brzmi: zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Bardzo bym chciał przedłużyć umowę, bo parę rzeczy udało nam się zrobić. I jak widać, ludziom w Krakowie też na ARS-ie zależy.

Pamięta Pan początki ARS?
Zaczynałem od kina Wanda. Towarzyszyłem jego powstaniu po prywatyzacji. W latach 90. pojechałem na 17-dniowe stypendium do Londynu. Tam wiele się nauczyłem i w efekcie zacząłem pracować jako osoba odpowiedzialna za dobór programu i promocję w kinie Kijów. Ono zawsze było najnowocześniejsze w mieście. Pracowałem tam kilka lat. Na początku czytałem podręczniki o tym jak zarządzać ludźmi. Chyba się przydały, bo załoga bardzo mnie polubiła, mimo że wprowadziłem dyscyplinę. Lubili mnie, chociaż musieli siedzieć do późnego wieczora, przygotowując bilety dla szkół na film Jurassic Park. To były wspaniałe czasy, na premierę "Listy Schindlera" przyjechał Steven Spielberg. Gdy mi się umowa kończyła, chciałem iść na swoje. Zorientowałem się, że jest szansa wydzierżawienia kina "Sztuka", które było w remoncie od 1980 r. Kiedyś było ono uważane za jedno z najlepszych kin studyjnych w kraju, miało dużą frekwencję. Tutaj oglądałem m.in. "Barwy ochronne" Zanussiego - cenzura jakoś omijała ten przybytek. Pierwszą umowę podpisaliśmy na pięć lat. Nie wiedzieliśmy, czy to wypali. Na otwarcie specjalnie z wakacji przyjechał Jerzy Stuhr, namówiony przez syna. Miał sentyment do tego kina, bo i on tutaj chodził jako student.

(...)
Kiedy dowiedział się Pan, że jest chory?
W 2004 roku. Mam stwardnienie rozsiane. Przez długi czas o tym nie mówiłem. Uważałem, że to prywatna sprawa. To choroba, która sporo kosztuje, również finansowo. Staram się zbierać 1 proc. podatku od życzliwych mi ludzi (Fundacja na rzecz Chorych na SR, KRS 00000 555 78, subkonto Kinoholik 43 1010 2892 0000 5102 0186 7076 - przyp. red.)

Praca dyrektora nie jest wykańczająca?
Nie jest ona ponad siły. SM to bardzo podstępna bestia. Raz się czuję lepiej, raz gorzej. Są takie dni, że mogę pracować i takie, że nie jestem w stanie przyjść do pracy. Jednakże trzeba walczyć, na pewno warto. Mam też grupę oddanych współpracowników, którzy razem ze mną tworzą to kino. Tu, za panią, wisi plakat (Agatka - 10-lecie: plakat z imprezy na cześć zmarłej żony dyrektora ARS - przyp. red.) Moja żona. Wszyscy ją lubili. Pamiętają... Jestem dumny z tego, że udało mi się wychować córki. Pomagają mi ich dziadkowie. Bez nich nic by się nie udało.

Rozmawiała Marta Paluch


Cały wywiad przeczytasz w piątkowym wydaniu "Gazety Krakowskiej"

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska