Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szaszłyki nie dla pianisty

Katarzyna Janiszewska
Marcin Koziak  cały czas "jest w muzyce"
Marcin Koziak cały czas "jest w muzyce" Wojciech Matusik
Nie ma pojęcia, kto to Peja. Nie słyszał też nic o Tede. Miałka popkultura go nie interesuje. Potrafi za to zagrać najpiękniejsze utwory Bacha, Mozarta, Rachmaninowa.

Nic nie chciał mi o sobie powiedzieć. Na każde pytanie odbiegające od muzyki odpowiadał: "Zostawmy to". Wywnioskować mogłam tyle, że: jest inteligentny i pracowity (w szkole miał same piątki i szóstki), szarmancki (przepuszcza kobiety w drzwiach), odpowiedzialny (dużo mówił o koncentracji i celach), nie chodzi na dyskoteki (wie, że jest ktoś taki Doda, ale co śpiewa?). Czyli zupełnie nie jak typowy 21-latek.

Nie rozumiemy się, jak Polak z Polakiem

Umawiamy się na sobotnie popołudnie w małej, zadymionej knajpce przy ul. św. Tomasza. Marcin przychodzi elegancki, w garniturze. To dlatego że zaraz po naszym spotkaniu wybiera się na koncert.
- Kiedyś byłem bardziej ortodoksyjny: istniała tylko muzyka klasyczna - mówi mi. - Teraz, jak już gdzieś leci muzyka rozrywkowa, to okej. Nie wyłączam u znajomych radia ani telewizora - śmieje się. - Chociaż na przykład ta muzyka jest za głośna - podnosi palec w kierunku głośnika, który dudni nam nad głowami.

- A słuchasz hip-hopu? Tede, Peja?
- To jakiś solista czy zespół?
- Nie wiesz, kto to raper Peja? A Dodę znasz?
- No, trudno nie kojarzyć pani, której pełno w mediach. Ale nie połączyłbym twarzy z piosenką.
- To jakiej muzyki słuchasz?
- Clapton, Sting i Santana to świetni muzycy, prezentują poziom wykonań artystycznych - wymienia Marcin. - Myślę, że kiedyś będą zaliczani do klasyki muzyki rozrywkowej. Bo to wcale nie było tak, że nagle na początku XIX w. pojawiły się jazz, blues i gospel. Muzyka rozrywkowa istniała od zawsze. Operetki Mozarta kiedyś nią były.

Rozmawiamy przez chwilę o tym, gdzie leży granica między sztuką, muzyką a show-biznesem. - Weźmy na przykład techno... chociaż nie wiem, czy techno to jest to, o czym myślę - traci na moment pewność. - Takie umc, umc, umc. Muzyka ma wiele elementów: melodię, harmonię, kolorystykę. Jak zostaje tylko rytm, można dyskutować, czy to dalej jest muzyka. Pochodzi z muzycznej rodziny: niedawno zmarły tata był pianistą i wykładowcą Akademii Muzycznej, mama pianistka uczy na tej samej uczelni, brat gra na wiolonczeli. Marcin gra od piątego roku życia. Kiedy koledzy kopali w piłkę, on ćwiczył Sonatę h-moll. Różni się od swoich rówieśników. Nie ma swojego konta ani na Naszej Klasie, ani na Facebooku.

Ze sportem też jest na bakier. Siatkówkę lubi, ale nie może grać, bo musi uważać na palce. Kiedyś grał w tenisa stołowego, lecz przy ostrych ścinkach wysiadają nadgarstki. Trochę pływa. Lubi oglądać filmy. Dobre. Ostatnio nadrabiał zaległości: "Avatar", "Człowiek z żelaza", "Grek Zorba". Chodzi w góry: Pieniny, Beskidy, Tatry. - Są piękne - mówi. - Podoba mi się cisza, dzikość, brak cywilizacji. Ale dość o mnie, koniec! Rozmawiajmy o muzyce.

Teraz więc będzie o muzyce. Najpierw o kulisach konkursów. W Polsce wszyscy pianiści się znają i - jak zapewnia Marcin - panują między nimi relacje koleżeńskie, a nawet przyjacielskie. Nie ma cienia rywalizacji. - Nie podkładamy sobie nogi ani pinezek - żartuje. - Na konkursach są sale do ćwiczeń. A w sali koncertowej - garderoby z fortepianami. Przychodzi się półtorej godziny przed swoim występem. I tak się wymieniamy: jedna osoba gra, dwie się przygotowują. Można się nie spotkać.
I jeszcze o Konkursie Chopinowskim. Kiedy okazało się, że wygrała Julianna Awdiejewa, na internetowych forach zawrzało. Jedna z teorii spiskowych mówiła nawet, że zwycięstwo Rosjanki to część układu na dostawy gazu do Polski... Ale mówiąc serio, zbulwersowanie wywołał fakt, że pianistka brała lekcje gry u szefa jury prof. Andrzeja Jasińskiego.
- Nie słyszałem o tym, ale myślę, że jeden głos i tak nic nie zmienia - uważa Marcin. - Liczy się średnia punktowa. Awdiejewa zawsze miała 100 proc. dla przejścia do kolejnego etapu. Nie słuchałem innych uczestników, nie wiem, jak grali. Widziałem ich występ tylko w internecie. Byłem później na koncercie laureatów. Pierwsza czwórka to świetni pianiści. A kolejność jest kwestią gustu.
Marcin nie słuchał konkursowej gry rywali, bo takie było założenie: skoncentrować się wyłącznie na muzyce i swojej pracy. Nikomu nie udzielał wywiadów. Po każdym etapie wracał do Krakowa. Unikał informacji o konkursie. Odciął się od tego. Na trzy tygodnie wyłączył komórkę. - Jest za mało czasu, żeby zaprzątać sobie głowę bzdetami - tłumaczy. - Nieważne, czy to pozytywne, czy negatywne informacje, rozpraszają cię. A trzeba mieć w głowie ciszę.

Krakowskie Las Vegas

Przez półtora roku pracował nad swoim programem. Każdą nutę opanował do perfekcji. Przygotował trzy godziny muzyki. Doszedł do półfinału. - Nie jestem rozżalony - twierdzi Marcin. - Szczególnie że tyle dobrych słów usłyszałem o swojej grze. Już pojawiły się pierwsze propozycje koncertów. Nie zależało mi na zwycięstwie. Grać najpiękniej, najlepiej, a wygrać konkurs to są różne sprawy. A praca nie jest najważniejsza. - A co jest? - Nie jestem ekshibicjonistą, żeby wszystkim opowiadać o prywatnych sprawach - śmieje się i szybko zmienia temat. - Gram codziennie, ale nie w takim napięciu. Przed konkursem był rygor. Gdyby to trwało rok, a nie miesiąc, nie wiem, czy bym się zdecydował.

Taki występ to wysiłek fizyczny. Po koncercie pianista jest lżejszy o 1,5 kg. Naukowcy wyliczyli, że 45 minut grania to tak, jakby przerzucić łopatą trzy tony węgla. Dlatego w czasie konkursu konieczne było specjalne dokarmianie. Mama dbała, żeby posiłki były obfite. - Dzięki temu nie schudłem - mówi chłopak. - Muszę zwracać uwagę na to, co jem. Na sali koncertowej jestem najaktywniejszą osobą. Słucha mnie tysiąc ludzi. Nie mogę być ospały, bo przed chwilą zjadłem ciężko strawnego szaszłyka. Jedzenie musi być lekkie, ale też energetyczne, żeby wspomóc organizm i koncentrację.

No właśnie, koncentracja. Jest najważniejsza, bo pianista cały czas musi "być w muzyce". A to nie jest proste. Stres rozprasza. Czasem komuś zadzwoni telefon komórkowy. Marcin opowiada anegdotkę: - Grałem koncert we Floriance, na sali ze 150 osób - wspomina. - A tu nagle na scenę wychodzi 5-letni brat mojego kolegi i pyta: "Co robisz?". Ja dalej jestem skoncentrowany, nic nie odpowiadam. Mały więc szarpie mnie za rękaw: "No, co robisz?". Doszedłem do miejsca, gdzie były skoki, próbuję go odepchnąć z łokcia. A chłopiec dalej swoje, bo mnie znał: "Powiedz, co robisz?". W końcu jego mama zorientowała się, że synek jest na scenie. Ale ja cały czas grałem twardo - śmieje się.

Mimo młodego wieku Marcin jest bardzo dorosły. - Dostałem talent i pracuję nad tym - wyjaśnia. - Te 45 minut koncertu, za które jestem odpowiedzialny, to zaledwie mała cząstka świata. Najtrudniejsza jest systematyczność, powtarzalność. Jestem solistą, sam pracuję nad utworami, sam muszę się motywować. Często bywam sam, ale to nie oznacza, że jestem samotnikiem. Uwielbiam być wśród ludzi. Wolny czas spędzam z rodziną, przyjaciółmi, dziewczyną.
- A długo się znacie? - podejmuję ostatnią próbę.
- O nie, nie. Nic więcej nie powiem. Mam dziewczynę, i tyle. Koniec i kropka.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:[/b] Ukradł kartę bankomatową z portfela i wypłacił całą kasę
Maciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą.**Wejdź na szumowski.euA może to Ciebie szukamy? Zostańmiss internetuwojewództwa małopolskiego**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska