Skarży się na bezczynność urzędników RZGW, którzy zignorowali jego liczne skargi dotyczące zagrożenia życia i mienia na terenie powiatu myślenickiego i pozostali głusi na prośby o pomoc.
- Zaczynam się zastanawiać, po co istnieje urząd, który na każdą naszą prośbę o zajęcie się regulacją rzeki Bysinki rozkłada ręce i odpowiada, że nie jest w stanie nic zrobić, bo nie ma pieniędzy - mówi Maciej Ostrowski.
- Akurat w Myślenicach zrobiliśmy wyjątkowo wiele. Pan burmistrz przesadza, ale dobrze, niech składa zawiadomienie do prokuratury. Życzę powodzenia - ripostuje Jerzy Grela, dyrektor RZGW. Nie wylicza jednak konkretnie, co po majowo-czerwcowych powodziach instytucja, którą kieruje, zdziałała w Myślenicach.
To już kolejny pozew przeciwko RZGW. Jeszcze w maju, tuż po pierwszej powodzi, do prokuratury poszedł ze skargą Jerzy Lysy, wójt gminy Bochnia, który chciał, by śledczy wyjaśnili, dlaczego RZGW nie ostrzegł w porę mieszkańców o zwiększonych zrzutach wody z Zalewu Dobczyckiego. Pod wodą znalazły się wtedy Siedlce, Proszówki, Damienice, Cikowice i Stanisławice.
W czerwcu kolejne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez RZGW skierowało do prokuratury trzech mieszkańców zakopiańskich Krzeptówek, którym potok Cicha Woda zniszczył domy.
Na działanie RZGW skarży się również Józef Gąsiorek, wójt gminy Zembrzyce w pow. suskim. Tam w środę woda wyrządziła znaczne szkody. - Pozwu nie będę składal, ale jestem wściekły - przyznaje. - Gdyby podjęto natychmiastowe działania na Skawie, zajazd "Zielona Gęś" stałby do dziś, a tak runął w sekundę. W tym miejscu podczas majowej powodzi podmyło brzeg. Nie został naprawiony przez RZGW i oto mamy tragiczne efekty - opisuje.
Jakie działania zabezpieczające od majowej powodzi podjął RZGW? - Chętnie się spotkam i przedstawię listę wszystkich prac, które wykonaliśmy. Tylko teraz zajmujemy się usuwaniem skutków ostatniej ulewy - mówi Jerzy Grzela. - Proszę pamiętać, że mamy bardzo skromny budżet - dorzuca.
Brak pieniędzy to ulubiona wymówka RZGW. Tymczasem okazuje się, że urząd potrafi zgubić cenne materiały, które mogłyby pomóc w walce z żywiołem. Na początku roku urzędnicy odkryli, że gdzieś zapodziało im się 1000 żelbetowych płyt o wartości 31 tys. zł.
- Rozpoczęliśmy postępowanie sprawdzające, potem jednak umorzyliśmy sprawę, bo płyty zaczynały się znajdywać. Liczba zaginionych spadała. Najpierw do 625, później do 406, aż w końcu do 314 - mówi Wiesław Nowak, prokurator rejonowy w Staszowie, gdzie prowadzono śledztwo.
RZGW w Krakowie broni się mówiąc, że problem zaginionych płyt sięga zamierzchłych czasów jego poprzednika, czyli Okręgowej Dyrekcji Gospodarki Wodnej. - Płyty były wykorzystywane m.in. do prowadzenia robót regulacyjnych przy budowie drogi wodnej Połaniec-Piaseczno. Potem były przemieszczane pomiędzy kolejnymi budowami. Prowadzimy w tej sprawie wewnętrzną kontrolę - zapewnia dyr. Grela. Nie chce na razie zdradzać, czy przynosi ona efekty.
Co na to przedstawiciele rządu? Stanisław Kracik, wojewoda małopolski, reprezentujący administrację centralną w regionie, podkreśla, że nie jest upoważniony do oceny RZGW, bo nie ma zwierzchności nad tą jednostką.
Zwróciliśmy się więc do Ministerstwa Ochrony Środowiska, któremu podlega Zarząd Gospodarki Wodnej, z pytaniem, czy skontroluje działania jednostki. Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?