MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stefania Wernik, mieszkanka Osieka pod Olkuszem przyszła na świat w obozie śmierci. Jej historia

Alicja Renkiewicz
Stefania Wernik z nieżyjącą już mamą Anną Piekarz. Zdjęcie zrobione dwa lata temu, niedługo przed śmiercią mamy
Stefania Wernik z nieżyjącą już mamą Anną Piekarz. Zdjęcie zrobione dwa lata temu, niedługo przed śmiercią mamy Archiwum rodzinne
W obozowym taborecie, który jak sanie ciągnęła za sznurek po śniegu jej mama, opuszczała KL Auschwitz. Gdy nadeszło wyzwolenie, miała zaledwie trzy miesiące. Przyszła na świat w obozie zagłady. Historia Stefani Wernik.

Stefania Wernik z Osieka koło Olkusza nie pamięta 27 stycznia 1945 roku - była wtedy niemowlęciem. Jednak był to jeden z najważniejszych dni w jej życiu. W obozowym taborecie, który jak sanie ciągnęła za sznurek po śniegu jej mama, opuszczała KL Auschwitz. Gdy nadeszło wyzwolenie, miała zaledwie trzy miesiące. Przyszła na świat w obozie zagłady.

Jej nieżyjąca już mama, Anna Piekarz, trafiła do obozu przez... zachcianki ciężarnej kobiety. Anna, która w momencie aresztowania była w drugim miesiącu ciąży, wybrała się z Czubrowic pod Krakowem do mieszkającej w Osieku mamy, by się napić herbaty z cukrem i przynieść trochę żywności.

Te oddalone o zaledwie kilka kilometrów miejscowości w czasie II wojny światowej dzieliła jednak granica. Osiek znajdował się w Rzeszy, zaś Czubrowice były częścią Generalnego Gubernatorstwa. Podczas przekraczania granicy Anna i kilkanaście innych kobiet zostały zatrzymane przez Niemców. Prosto z aresztu w Olkuszu przewieziono je samochodem do KL Auschwitz.

- Mama była przerażona, gdy golono jej włosy i wysłano do łaźni. Funkcyjna Niemka przywitała kobiety z Olkusza słowami: "Tu jest lagier śmierci" - wspomina Stefania Wernik.

Tuż przed rozwiązaniem Annę przeniesiono do innego baraku. Poród rozpoczął się w poniedziałek,
a maleńka Stefcia przyszła na świat dopiero w środę - 8 listopada 1944 roku. Kobieta omal nie przypłaciła porodu życiem. Była tak osłabiona, że przez dwa tygodnie nie mogła się o własnych siłach podnieść z łóżka. - Mamie pomagała stara Rosjanka. Przynosiła mnie do niej i przystawiała
do piersi - dodaje pani Stefa.

Trzy miesiące później, gdy przyszło wyzwolenie, uciekający z Auschwitz esesmani podpalili część baraków. Przerażona matka, pragnąc uciec jak najszybciej z obozu, nawet nie czekała, aż więźniowie sforsują zabezpieczenia magazynów z żywnością, by zabrać prowiant na drogę.

Zawinęła córkę w koc, a z obozowego taboretu i kawałka sznurka zrobiła prowizoryczne sanki.

Pieszo, przez śnieżne zaspy Anna przeszła kilkanaście kilometrów z Oświęcimia aż do Libiąża.
- Mama wspominała, że bardzo płakałam, a ona się bała, że ktoś nas usłyszy - dodaje Wernik.

I tak się stało - kwilenie niemowlęcia zainteresowało przechodzącego Niemca. Mama Stefy się bała, że ją zatrzyma, ale on się tylko pochylił nad dzieckiem i poradził, by dać mu trochę cukru,
to przestanie płakać.

W Libiążu więźniarkę z dzieckiem przygarnęło małżeństwo. - Mama zawsze wspominała, że byli dla nas bardzo dobrzy. Nalegali, byśmy z nimi zostały na dłużej. Nawet zrobili dla mnie kołyskę - mówi pani Stefa.

Annie było jednak spieszno do męża i domu w Czubrowicach. Po tygodniu wyruszyła do Krzeszowic, gdzie pracował jej brat. Stamtąd powiadomiono męża Anny o powrocie żony i córki. - Ojciec nie mógł uwierzyć, że żyjemy. Był pewien, że mama zginęła w obozie - dodaje pani Stefa.

Gdy wróciły do domu, ojciec pojechał do miejscowego magistratu, by zgłosić narodziny córki. Ponieważ obawiał się kłopotów, w akcie urodzenia kazał wpisać, że Stefcia przyszła na świat
w Czubrowicach.

Jednak gdy kobieta wychodziła za mąż, sądownie zmieniła swój akt urodzenia, wskazując, że przyszła na świat w KL Auschwitz. Teraz w jej dokumentach jako miejsce urodzenia wymieniony jest Oświęcim. Dlaczego? - Ponieważ to najtragiczniejszy kawałek życia mój i mojej mamy. Należy o nim pamiętać - podkreśla.

Jedyną pamiątką dla Stefanii Wernik po pobycie w obozie zagłady jest siny ślad na nodze. Dziś nie można już nic z niego odczytać, ale Anna Piekarz do końca życia pamiętała moment, gdy na maleńkiej nóżce jej córeczki tatuowano numer 89136.

Pani Stefania pobytu w obozie nie może pamiętać, ale twierdzi, że po dziś dzień miewa męczące sny, w których ciągle przed czymś ucieka. Być może dlatego zaangażowała się w działalność społeczną. Jest sekretarzem olkuskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych.

Jej mama zmarła dwa lata temu. Doczekała sędziwego wieku - miała 89 lat.

od 7 lat
Wideo

NATO na Ukrainie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska