Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Klimowski: Wyścig zbrojeń w skokach trwa. Niemcy coś szykują, ale my też nie śpimy

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Zbigniew Klimowski nosi Kamila Stocha na rękach od dziecka. Był przy jego największych sukcesach
Zbigniew Klimowski nosi Kamila Stocha na rękach od dziecka. Był przy jego największych sukcesach Andrzej Banaś
Rozmowa. - Kamil nie jest jeszcze w optymalnej formie, celujemy w igrzyska - mówi Zbigniew Klimowski, asystent Stefana Horngachera w kadrze skoczków, pierwszy trener Dawida Kubackiego i Kamila Stocha. Z tym drugim zna się już ponad 20 lat. - Od pracy z dzieciakami czasem bolał mnie z nerwów brzuch - śmieje się dzisiaj.

Na Turnieju Czterech Skoczni to była najlepsza wersja Kamila Stocha, jaką Pan kiedykolwiek widział?
Na pewno jest w dobrej dyspozycji, ale jeszcze nie optymalnej. Nie ma u niego stuprocentowej powtarzalności. Na razie nie miał takiej serii kilku doskonałych skoków z rzędu, a podczas konkursów pojawiały się drobne błędy. To pokazuje, że są jeszcze rezerwy. I mam nadzieję, że to nie jest jeszcze ta forma, na jaką wszyscy liczymy.

Skąd w takim razie wzięła się jego dominacja na TCS?
Tak się po prostu złożyło. Już wcześniej oddawał dobre pojedyncze skoki, do tego doszedł trochę luźniejszy świąteczny okres, możliwości regeneracji. I to po prostu wypaliło.

WOJCIECH FORTUNA: TO BĘDZIE PIĘKNA ZIMA

Sami jednak mówiliście, że aż takich rezultatów się nie spodziewaliście. Może tajemnica tkwi w głowie Kamila, który teraz lepiej niż rywale radzi sobie ze stresem, nauczył się panować nad emocjami?
Coś w tym jest, bo nawet osoby spoza naszego otoczenia, z którymi rozmawiam, zwracają uwagę, że Kamil dojrzał, zdecydowanie się zmienił. W tej chwili stał się naprawdę rasowym zawodnikiem. Doświadczenie robi swoje. Przy tych najważniejszych startach wie, jak wszystko sobie poukładać. Na pewno wielki wpływ ma na niego też Stefan Horngacher, który sugeruje pewne posunięcia. A Kamil czerpie z tego wszystkiego i efekty są, jakie są.

Można powiedzieć, że Kamil dziś, a Kamil cztery lata temu na igrzyskach w Soczi, to inny zawodnik?
Powiedziałbym, że jeszcze bardziej dorósł do tego wszystkiego. Wtedy, powiedzmy, dopiero przecierał szlaki na tym mistrzowskim poziomie. Teraz ma to jeszcze lepiej poukładane, lepiej wie, czego chce i czego potrzebuje. I to dobrze funkcjonuje.

Rzeczywiście potrafił się odciąć od presji, od myśli po powtórzeniu osiągnięcia Hannawalda i wygraniu czterech konkursów?
Może przechodziło mu przez myśl, że to możliwe. Na pewno jednak nie było to tematem naszych rozmów w ekipie. Nawet w takich luźnych pogawędkach ten wątek się nie pojawiał. No, po drugim wygranym konkursie, pojawiały się w głowie myśli „a może, może...”, ale do samego końca byliśmy skoncentrowani na pracy. Wiem, że dziennikarzom czy kibicom trudno to zrozumieć, ale my nie myślimy o miejscach i wygrywaniu konkursów, lecz o tym, żeby jak najlepiej przygotować zawodników. Jeśli oni będą perfekcyjnie wykonywać swoje ruchy, jeśli będą mieć sprzęt na najwyższym poziomie, to reszta przyjdzie sama.

Jeden zawodnik świętuje, a drugi jest rozczarowany. Taka sytuacja to jest wyzwanie dla trenerów? Jak podzielić uwagę między tego, który jest w euforii, a tego, który siedzi w kącie i smutno brzdąka na gitarze?
(śmiech) To jest sport. Każdy z nich miał swoje pięć minut, raz był na wozie, raz pod, każdy wie, jak to wygląda. I trzeba się dostosować. Tym razem poza Kamilem fajnie wypadli Dawid Kubacki i Stefan Hula. Maciek Kot i Piotrek Żyła nie są w optymalnej dyspozycji, ale jeśli będą cierpliwi, to na pewno wszystko ruszy. Już ich pojedyncze skoki pokazują, że będzie lepiej. Na razie czegoś im brakuje, ale oni mają skakać na igrzyskach.

Kamilowi Stochowi i Dawidowi Kubackiemu, który w TCS też do końca walczył o podium, towarzyszy Pan w zasadzie od dziecka. Ich sukcesy przeżywa Pan inaczej, mocniej niż pozostali członkowie sztabu? Wracają wspomnienia z czasów, gdy byli dzieciakami?
Sporadycznie. Zdarzają się takie chwile, zwłaszcza na mistrzostwach świata czy igrzyskach, ale nie w czasie konkursów. Taka refleksja przychodzi ewentualnie dopiero wieczorem, już po tych radościach, fetach, uroczystościach. Kładę się do łóżka, emocje zaczynają opadać i przypominają mi się te czasy, gdy zaczynaliśmy wspólnie tę przygodę. Generalnie jednak nie podchodzę do tego bardzo sentymentalnie, skupiam się na swojej pracy, żeby wynik był jak najlepszy i żebym nic ze swojej strony nie zawalił.

Te kilkanaście lat temu można było przewidzieć im taką sportową przyszłość?
W przypadku Kamila można było się spodziewać, że wyrośnie z niego dobry zawodnik. To był drobniutki chłopak, ale zawsze dobrze poukładany technicznie. Z kolei Dawid to typ „pracusia”. Udowodnił, że ciężką pracą można dojść do tego miejsca, w którym teraz jest. A może pójdzie jeszcze dalej.

Ostatnio doceniono tę Pańską pracę u podstaw. Był Pan w Warszawie na ministerialnej gali „Pierwszy trener”?
Byłem, oczywiście. Ten ministerialny program to superpomysł. Na gali było mnóstwo osób, ze wszystkich dyscyplin, choć ze sportów zimowych zameldowaliśmy się tylko we trójkę: ja, Kazimierz Długopolski i Jan Szturc. Większość szkoleniowców, którzy tam się pojawili, widziałem pierwszy raz na oczy. Takich, którzy nadal współpracują ze swoimi dawnymi podopiecznymi, było nas bodajże dwóch. Pierwsi trenerzy to osoby często zapomniane, pomijane, czasem jedynie w swoim gronie ktoś wspomni o ich dokonaniach. Nawet w moim przypadku zdarzało się, że nie byłem przez niektórych uważany za pierwszego szkoleniowca Kamila. Dlatego to bardzo cenna inicjatywa.

Nie tęskni Pan do pracy z dzieciakami?
Och, to bardzo ciężka praca. Ja zacząłem ją zaraz po zakończeniu sportowej kariery, nie miałem żadnej przerwy. Najpierw w Kowańcu, potem w Zębie. Do domu wracałem bardziej zmęczony niż w czasach, gdy byłem zawodnikiem. Czasem brzuch bolał z nerwów, bo dzieci jak to dzieci, różne rzeczy wyprawiały. Zdarzały się przecież upadki, więc to wszystko było bardzo stresujące.

No to wróćmy do spraw kadry. Czy Turniej Czterech Skoczni dał wam dużo odpowiedzi przed igrzyskami, jeśli chodzi o kwestie sprzętu i kierunek dalszych przygotowań?
Na pewno. Nie będę wymieniał, co, bo to jest nasza tajemnica, ale jesteśmy bogatsi we wnioski i wiemy, w którym kierunku mamy iść.

Zainteresowało was coś u innych ekip? Nietypowe kaski Niemców, karbonowe buty Ammanna?
Podglądamy wszystkich, ale trzeba do tego podchodzić z chłodną głową. Czasem ktoś coś pokazuje tylko po to, żeby wywołać zamieszanie, zbić innych z pantałyku. Niemcy coś próbują wprowadzać, ale to nie jest jeszcze sprawdzone. Dla mnie akurat nie było zrozumiałe, dlaczego już teraz pokazali te kaski z osłonami. Bo jeśli byłoby to naprawdę super, to przecież powinni wyskoczyć z tym na igrzyskach. Tym bardziej, że mamy do nich miesiąc. Moim zdaniem chcieli wprowadzić trochę zamętu, może nas chcieli trochę wybić z rytmu lub sprowokować, żebyśmy my coś wyciągnęli z rękawa. Jednak podchodzimy do tego spokojnie.

Czytaj również:Maciej Kot: Jestem w stanie wrócić do dobrego skakania

Ammann na przykład w nowych butach skoczył kilka razy, potem wrócił do starego modelu.
Ammann lubi nowinki, testuje różne rozwiązania. Trzeba być czujnym, ale my też nie śpimy.

Korzystacie już z danych, które zbierały czipy umieszczone na nartach zawodników?
Stefan dostał jakieś dane, ale na razie takie proste, podstawowe. Nie do końca to było to, czego oczekiwał. Z drugiej strony, to też nie jest okres, żeby wprowadzać jakieś zmiany na podstawie tych informacji. Na to będzie czas podczas przygotowań w lecie.

Do skoków trzeba podchodzić w coraz bardziej naukowy sposób?
To na pewno jest konik Stefana Horngachera. Mamy zresztą swojego biomechanika, Piotra Krężałka. Stefan bardzo dużo z nim rozmawia, jest otwarty na różne sugestie.

Piotr Krężałek z kadrą pracował już jednak znacznie wcześniej. Duże są różnice między obecnymi skokami a tymi sprzed dekady?
Może nie aż tak wielkie, ale w grę wchodzą coraz mniejsze niuanse, które przekładają się na długość skoku. Technika musi być teraz perfekcyjna, prowadzenie nart musi być idealne. Szybkość najazdowa jest coraz niższa i współczynnik nośności jest mniejszy, więc trzeba pilnować każdego detalu. Innymi słowy, w skokach chodzi teraz o szukanie perfekcji.

Największe skocznie narciarskie [TOP 10]

[/cs]

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska