Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła zarzuci sieci w Europie, ale w Polsce również

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Łukasz Stupka (w środku) w towarzystwie dyrektora sportowego Wisły Kraków Manuela Junco (z prawej) i dyrektora wykonawczego „Białej Gwiazdy” Daniela Gołdy
Łukasz Stupka (w środku) w towarzystwie dyrektora sportowego Wisły Kraków Manuela Junco (z prawej) i dyrektora wykonawczego „Białej Gwiazdy” Daniela Gołdy wisla.krakow.pl
– Ten projekt ma na celu przede wszystkim zminimalizowanie kosztów oraz ryzyka transferowego. Chodzi o to, żebyśmy my nie musieli latać oglądać od razu każdego zawodnika. Mamy człowieka w danym miejscu, który jest przygotowany merytorycznie do takich obserwacji i ta osoba z nami współpracuje. Na chwilę obecną mamy już kilkanaście osób – mówi Łukasz Stupka, szef międzynarodowego działu skautingu Wisły Kraków.

– Jak się zrodził pomysł, żeby w Wiśle stworzyć dział skautingu międzynarodowego?
– W mojej głowie ten pomysł powstał już dawno. W 2014 roku byłem blisko angażu w Wiśle, gdy dyrektorem sportowym był Zdzisław Kapka. Dyskutowaliśmy i przedstawiłem swój projekt, ale wtedy nie było takich możliwości. Później wyjechałem do Madrytu na studia, pracowałem w roli skauta dla Wolverhampton i Crystal Palace. Po powrocie przyszły różne propozycje, m.in pracy w Górniku Łęczna. Prawie w tym samym czasie dostałem interesującą ofertę z Akademii Wisły, gdzie miałbym okazję pracować z ludźmi, których ceniłem, ale propozycja z Łęcznej była bardziej konkretna i miała przełożenie na funkcjonowanie 1 zespołu na poziomie Ekstraklasy. I tam zacząłem wdrażać swój pomysł na skauting międzynarodowy. W ten sposób do Górnika trafili Josimar Atoche i Gabriel Matei. Gdy Górnik spadł z ekstraklasy, skończyła się tam moja umowa, a wrócił temat pracy dla Wisły. Po kilku spotkaniach z dyrektorem Manuelem Junco, podczas których padły nazwiska piłkarzy, których widzielibyśmy wspólnie w Wiśle rozpoczęliśmy współpracę. Wisła ma o wiele większą markę i możliwości niż Górnik. Dlatego tutaj, ten projekt przyjmie o wiele większe wymiary niż w Łęcznej. Odpowiednio przygotowany skauting zmniejsza ryzyko przeprowadzenia złego transferu. Korelacja jest dosyć prosta : im więcej opinii ludzi, którzy mogą zobaczyć na żywo zawodnika, tym to ryzyko jest mniejsze, oczywiście przy założeniu, ze są do tej obserwacji odpowiednio przygotowani merytorycznie. Nie wszystko przecież da się zrobić przez programy komputerowe czy nagrane mecze.

– Skąd w ogóle wziął się Pan w futbolu?
– Miłość do piłki i do Wisły była u mnie od małego. Na początku, jak większość chłopców, chciałem być piłkarzem. Trochę kopałem w piłkę w Liszczance. Wcześniej miałem dwa podejścia do Wisły. Najpierw jako bardzo mały chłopiec, ale wtedy rodzice stwierdzili, że to nie będzie moja droga życiowa. Później, gdy miałem 14 lat, znów mogłem trafić na Reymonta, ale doktor Mariusz Urban stwierdził u mnie problemy z sercem. Badałem się przez osiem miesięcy, aż w końcu okazało się, że mam naturalny przerost komory. Uczyłem się już jednak w liceum i było trochę za późno, żeby stawiać na piłkę. Wtedy wymyśliłem sobie, że chcę pracować w środowisku piłkarskim. Zaczęło się od tego, że chciałem być trenerem. Robiłem kursy, dokształcałem się, również za granicą. Trafiłem do Anglii, gdzie studiowałem w Southampton na kierunku piłkarskim, połączonym z biznesem. Te studia zmieniły trochę moje podejście do zawodowej przyszłości i odkryły fascynacje do analizy meczowej. Nawiązałem współpracę z ówczesnym szefem skautów Wolverhampton. Spodobały im się moje raporty i tak zaczęła się moja przygoda ze skautingiem, która z biegiem lat się rozwijała. Kolejnym klubem, dla którego pracowałem było Crystal Palace. Była nawet większa szansa na współpracę z tym drugim klubem, ale doszedłem do wniosku, że dobrze byłoby skończyć wyższe studia, bo w Anglii zrobiłem tylko licencjat. W Warszawie na Akademii Leona Koźmińskiego skończyłem kierunek podyplomowy zarządzanie w sporcie. Chciałem jednak jeszcze się dokształcić i wyjechałem do Madrytu na Uniwersytet Europejski. Pieczę nad tym kierunkiem, na którym studiowałem trzyma Real. W Hiszpanii domknąłem swoją edukację, bo po angielskim licencjacie, zdobyłem tam pełne wyższe wykształcenie. Planuję także, za jakiś czas zrobić doktorat.

– Miał Pan bliższe kontakty z Realem, skoro ten klub patronował Pańskiemu kierunkowi studiów?
– Mieliśmy dużo zajęć z osobami z Realu, które były odpowiedzialne za poszczególne działy w klubie. Chodzi o sponsoring, PR, marketing. Z trenerem czy sztabem szkoleniowym takich kontaktów nie było, choć czasami mogliśmy oglądać treningi. Łatwo o to jednak nie było, bo wejść do ośrodka treningowego Realu jest bardzo trudno. Trzeba mieć specjalne przepustki. Moje studia w Madrycie nie były już tak stricte piłkarskie, ale zależało mi na poszerzeniu wiedzy na temat zarządzania w sporcie. W tym projekcie, który obecnie prowadzę i dzięki uprzejmości zarządu Wisły mam okazję wdrażać w Krakowie, istotne jest zarządzanie zasobami ludzkimi, dlatego wiedza, zdobyta w Hiszpanii na pewno bardzo się przydaje. Mogłem podpatrzeć jak to wygląda w najlepszym klubie na świecie.

– Wracając do Pana pracy dla angielskich klubów, może Pan opowiedzieć, jak to wyglądało w praktyce?
– Jeśli chodzi o Wolverhampton, to na początku oglądałem mecze głównie w Krakowie. Pierwszym raport, jaki im wysłałem dotyczył Wilde-Donalda Guerriera. Dla nich polski rynek był o tyle ciekawy, że widzieli, że można tutaj znaleźć dość tanich, niezłych piłkarzy. Wtedy jednak naturalnym kierunkiem dla polskich zawodników były przede wszystkim Niemcy. Dopiero teraz zaczyna się to zmieniać i trochę polskich piłkarzy trafiło do Anglii. Z biegiem czasu oglądałem dla nich coraz więcej meczów, byli zainteresowani przede wszystkim Michałem Żyro, który kilka lat później trafił właśnie do Wolverhampton. Napisałem na jego temat sporo raportów, oglądałem go wiele razy w Legii, głównie na jej wyjazdowych meczach. Jeśli natomiast chodzi o Crystal Palace, to ten klub upatrzył sobie Bartka Kapustkę, stąd dość często oglądałem go na Cracovii. Z tego co wiem, to temat przejścia Bartka do Crystal Palace był dość poważny. Ostatecznie wylądował jednak w Leicester, a teraz mam nadzieję, że lepiej pójdzie mu we Freiburgu, bo ten chłopak to jest też przyszłość naszej reprezentacji.

– Z piłką nożną nie jest Pan związany tylko zawodowo. Jak to się stało, że razem z drużyną Kapela Weselna pojechał Pan na mistrzostwa świata Neymar Jr’s Five do Brazylii?
– Gram w lidze szóstek. Mamy zespół (Stomatologia Stupka), w którym gra m.in. były zawodnik Wisły Damian Buras. Pojawiła się możliwość zagrania w eliminacjach do turnieju Neymar Jr’s Five. Moja drużyna nie mogła niestety w nich wystąpić, ale Damian wzmocnił inny zespół, który wygrał eliminacje w Krakowie. Tylko, że oni mieli z kolei problem z zebraniem składu na finały w Warszawie. W luźnej rozmowie z Damianem zasugerowałem, żeby wzięli zawodników od nas. Po konsultacjach z chłopakami z tamtej ekipy, stworzyliśmy drużynę, która pierwszy raz spotkała się właśnie w Warszawie. Jako Kapela Weselna wygraliśmy krajowe eliminacje i mogliśmy jechać do Brazylii jako reprezentacja Polski.

– Skąd nazwa Kapela Weselna?
– Nie ma nic wspólnego z tym, że ktoś od nas gra w jakimś zespole muzycznym. Któryś z chłopaków to wymyślił i tak zostało. Dzięki temu wszystkiemu mogłem jednak przeżyć najpiękniejszą przygodę życia. Nigdy nie pomyślałbym, że ze swoimi miernymi umiejętnościami piłkarskimi będę mógł reprezentować nasz kraj na mistrzostwach świata, a dodatkowo zostałem kapitanem zespołu. Kapitalny wyjazd, mieliśmy okazję spotkać się z Neymarem, również z Gabrielem Jesusem. Atmosfera piłkarska była niesamowita, a dla mnie najważniejsze było to, że mogłem choć przez chwilę pobiegać z orzełkiem na piersi. Niestety, nie wyszliśmy z grupy. Przegraliśmy z Rumunią, która została później mistrzem świata. Mieliśmy w grupie też Austrię, Brazylię. Wygraliśmy tylko z Pakistanem i Grecją, ale to nie dało awansu. Sam udział był super sprawą, choć niedosyt na pewno pozostał.

– Wróćmy do Wisły. Jak teraz wygląda wasza praca?
– W dziale sportowym jest oczywiście Manuel Junco jako dyrektor sportowy. Jest również Marcin Kuźba, który jest skautem i odpowiada zarówno za Polskę, jak i zagranicę. Jestem teraz również ja, a moim obowiązkiem jest wdrożenie projektu szerokiego skautingu zagranicznego. O pozostałych osobach, które stanowią o sile naszego działu nie powiem, gdyż solidna praca lubi ciszę, a osoby wymienione wcześniej i tak są znane szerszej publice.

– Może Pan dokładniej powiedzieć, na czym ten projekt polega?
– Nie wszystko mogę zdradzić. Szczególnie jeśli chodzi o strukturę, wynagrodzenia, zasady współpracy, czy kto jest skautem na dany region, aby pomysł nie został przede wszystkim wykorzystany przez naszych rywali, gdyż zawiera sporo innowacji. W uproszczeniu: w różnych krajach chcemy zebrać ludzi, którzy mają odpowiednią wiedzę. Będziemy im zlecać konkretne obserwacje, oni będą pisać raporty. Ten projekt ma na celu przede wszystkim zminimalizowanie kosztów oraz ryzyka transferowego. Chodzi o to, żebyśmy my nie musieli latać oglądać od razu każdego zawodnika. Mamy człowieka w danym miejscu, który jest przygotowany merytorycznie do takich obserwacji i ta osoba z nami współpracuje. Na chwilę obecną mamy już kilkanaście osób. Jedno nazwisko w mediach już padło, to Grek George Iordanidis, z którym poznałem się jeszcze w Southampton, gdzie wspólnie studiowaliśmy. Współpracowaliśmy razem już wtedy, gdy byłem zatrudniony w Górniku Łęczna. Od razu chcę podkreślić, że to nie jest żaden układ koleżeński. George ma po prostu odpowiednie przygotowanie merytoryczne do takiej współpracy. W projekcie głównie wykorzystuję znajomości ze studiów oraz kontakty międzynarodowe. Każda osoba z nami współpracująca ma solidne zaplecze piłkarskie w swoim CV. Mamy zatem już spory fundament, ale tak na dobrą sprawę teraz, gdy zamknęło się okno transferowe, mogę ruszyć mocniej z budową takiego skautingu zagranicznego, jakiego nie ma żaden klub w Polsce.

– Ci ludzie są zatrudnieni przez Wisłę, czy wykonują dla was jedynie określone zlecenia?
– Oni współpracują z nami, dajemy im możliwość zobaczenie meczów, a w zamian oczekujemy tego, żeby przedstawiali nam merytoryczne raporty. Te osoby mają pewną dowolność, mogą sami sugerować nam, że warto zainteresować się jednym czy drugim zawodnikiem. Oni znają Wisłę, specyfikę naszego klubu. Jedną z pierwszych rzeczy, jaką muszą zrobić po podjęciu współpracy, to zaznajomienie się z naszym stylem gry, z polską ligą. To nie wygląda tak, że ja wypatruję sobie jakąś osobę i od razu nawiązujemy współpracę. Zanim to nastąpi, musimy mieć pewność, że ta osoba dobrze orientuje się w naszych realiach i będzie wiedziała pod jakim kątem szukać dla nas piłkarzy. Zarówno jeśli chodzi o umiejętności, ale i możliwości finansowe. Chodzi o to, żeby stworzyć sobie taką bazę zawodników, która pozwoli nam mieć ogromne rozeznanie na rynku.

– Koncentrować się będziecie przede wszystkim na ligach zbliżonych poziomem do polskiej ekstraklasy, ewentualnie słabszych?
– Nie. Jeśli chodzi o Niemcy, Hiszpanię, inne kraje zachodnie, to też chcemy mieć rozeznanie. Podam przykład. Może być jakiś młody zawodnik, który dajmy na to w Niemczech wchodzi do seniorskiej piłki z etykietą talentu. Za dwa lata okazuje się jednak, że w Bundeslidze się nie przebił. Wtedy my możemy rozważyć, czy w Wiśle nie byłby wzmocnieniem. Monitorując takiego gracza, łatwiej będzie nam jednak podjąć decyzję. Idealnym przykładem takiego podejścia jest Kamil Wojtkowski. Młody chłopak, który wcześnie wyjechał za granicę. Nie przebił się tam na tyle, żeby zostać w Lipsku lub znaleźć sobie inny klub w Niemczech. W Polsce było nim zainteresowane wiele klubów, ale Wisła przedstawiła mu najbardziej konkretną ofertę, również jeśli chodzi o jego dalszy rozwój. Dlatego zdecydował się do nas przyjść. To co się z nim stanie, zależy już tylko od niego, choć ja jestem przekonany, że akurat Wojtkowski jest przyszłością Wisły.

– Ale Wojtkowski to jednostkowy przykład, bo z Niemiec Wisła ostatnio raczej nie ściągała wielu piłkarzy.
– Koncentrować będziemy się oczywiście przede wszystkim na krajach, które będą bardziej w naszym zasięgu finansowym. Można wymieniać: Chorwacja, Ukraina, Czechy, Słowacja, Łotwa, Estonia. Jeśli chodzi o ten pierwszy kraj, to mamy świetny przykład Petara Brleka, który trafił do Wisły jako młodzieżowy reprezentant swojego kraju za relatywnie niskie pieniądze, a po 1,5 roku odszedł stąd z dużym zyskiem. To jeden z przykładów, że piłkarze z Bałkanów bardzo dobrze aklimatyzują się w Polsce. To są kwestie kulturowe, językowe. Im jest po prostu łatwiej odnaleźć się w naszym kraju. Takie sprawy też musimy brać pod uwagę.

– Nie ma obaw, że sprowadzając dużą liczbę piłkarzy zagranicznych zaburzycie proporcje w drużynie w stosunku do polskich zawodników? W Wiśle już coś takiego przerabiano kilka lat temu i nie skończyło się to dobrze.
– Zdajemy sobie sprawę z obaw kibiców, że dzisiaj w Wiśle jest dużo zawodników zagranicznych. Trzeba jednak rozróżnić dwie rzeczy. Z jednej strony jest bowiem polityka transferowa, która dotyczy piłkarzy na już, od razu do grania w pierwszym zespole. Chodzi o sprowadzenie takich zawodników, którzy z jednej strony podniosą poziom drużyny, a z drugiej nie zaburzą budżetu. Inna sprawa to polityka długofalowa i proszę mi wierzyć, że w tym segmencie też wykonywana jest duża praca. Szukamy zdolnych, młodych Polaków już nie tylko z Małopolski, ale z całego kraju. Bardzo zależałoby mi, żeby w Wiśle grało jak najwięcej Polaków, ale zderzamy się niestety z tym, że ceny za naszych zawodników, często bardzo młodych, nijak nie przystają do ich wartości rynkowej, umiejętności. Nie oznacza to jednak, że będziemy zaniedbywać polski rynek. W Wiśle nie tylko skauting zagraniczny jest istotny. Powiem nawet więcej, większy nacisk będzie wkrótce położony na wyszukiwanie talentów do drużyn młodzieżowych. Chcemy być wiodącą siłą w Polsce w tej dziedzinie. Będziemy rozszerzać współpracę z klubami partnerskimi, będziemy starali się pozyskiwać nowe, które będą chciały z nami współpracować. W przypadku młodszych chłopców będziemy koncentrować się przede wszystkim na Małopolsce, Podkarpaciu. Im starsi zawodnicy, tym będziemy szukać ich już szerzej, w całym kraju. Ten projekt też będzie wdrażany. Równolegle obok skautingu zagranicznego. Myślę, że za około rok powinny być już pierwsze, wymierne efekty tej pracy. Są na to duże możliwości w Wiśle, jest duża przychylność zarządu. Nie pozostaje nic innego, tylko ciężko pracować każdego dnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska