Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trenerowi Wisły pod Wawelem brakuje tylko calsotady i roweru

Justyna Krupa
Rodzina Kiko Ramireza w komplecie. W Krakowie są z nim żona Sonia, syn Daniel i córka Emma
Rodzina Kiko Ramireza w komplecie. W Krakowie są z nim żona Sonia, syn Daniel i córka Emma Andrzej Banaś
Kiedy Kiko Ramirez przyjechał do Krakowa przywitał go mróz i chłód piłkarskiego środowiska. Nie przejął się i z wrodzonym optymizmem rozpoczął pracę w nowym miejscu. Dziś czeka go kolejne doświadczenie: Wielkanoc pod Wawelem. Czego się spodziewa?

Na co dzień trener „Białej Gwiazdy” Kiko Ramirez mieszka w Polsce sam. Na początku roku zostawił w rodzinnej Katalonii żonę oraz dzieci, by podjąć się misji prowadzenia zespołu na drugim końcu Europy. Kiedy przychodził do krakowskiego klubu, powitały go 20-stopniowe mrozy i nieufne komentarze piłkarskiego środowiska. To było raczej chłodne przyjęcie. Ale pochodzący z Tarragony szkoleniowiec to urodzony optymista. Niezrażony, stworzył sobie w Krakowie drugi dom, gdzie sam przyrządza hiszpańskie tortille i cierpliwie czeka, aż rodzina na dobre do niego dołączy.

Świąt Wielkanocnych w samotności szkoleniowiec sobie jednak nie wyobrażał. Co to, to nie. Jest miłośnikiem tradycji i religijnym człowiekiem. Dlatego żona i dzieci Ramireza przylecieli do Krakowa w przedświątecznym okresie, by po raz pierwszy przeżyć Wielkanoc w Polsce. - Mówiono mi, że tu, w Polsce, obchody Świąt Wielkanocnych również są piękne. Lubię poznawać inne tradycje i obyczaje, więc spędzenie tego czasu w Krakowie to będzie fantastyczna sprawa - uważa trener.

Na dobre rodzinę ściągnie do Polski dopiero w przyszłym sezonie. Jeśli oczywiście Wisła przedłuży z nim kontrakt. Wszystko jednak wskazuje, że tak się stanie. - Moja żona pracuje, dzieci chodzą w Katalonii do szkoły - tłumaczy. Chce, by ten rok edukacji zakończyły jeszcze w Hiszpanii. - Mam 12-letniego synka i 9-letnią córkę. Chciałbym, by w przyszłości dzieciaki poszły do szkoły w Krakowie, nauczyły się języka polskiego. To zawsze wzbogaca.

Odkąd Ramirez objął stery w krakowskim zespole, przez trzy miesiące nie było go w Tarragonie. Dopiero w marcu terminarz gier Wisły tak się ułożył, że Hiszpanowi udało się „wyskoczyć” na kilka dni w rodzinne strony. -Miałem okazję zobaczyć się z rodzicami, z częścią rodziny, pospacerować po plaży - wspomina. -Akurat zaczął się sezon na wiosenne spotkania rodzinne. Jestem z regionu, gdzie popularne jest przyrządzanie calsots. Mówi się „idziemy na calsotadę”, czyli na grilla, gdzie tę typową katalońską cebulkę przyrządza się, a potem moczy w sosie. - Moja rodzina zrobiła mi niespodziankę w postaci takiej calsotady. Chciałbym kiedyś zorganizować taką calsotadę dla drużyny Wisły, ale gdzie ja tu znajdę to warzywo do grillowania! Przywożenie go samolotem z Hiszpanii raczej nie wchodzi w grę - śmieje się Ramirez.

Kulinarne tradycje to ważna rzecz dla każdego Hiszpana. A już zwłaszcza, gdy nadchodzi okres świąteczny, jak w Wielkanoc. -W Hiszpanii inaczej obchodzi się te święta w zależności od regionu. W Katalonii inaczej, niż np. w Kraju Basków. Jestem Katalończykiem, ale rodzina mojej żony jest z Andaluzji, gdzie ludzie są jeszcze bardziej religijni i w inny sposób to okazują - tłumaczy Ramirez. -Wielokrotnie było tak, że w trakcie Wielkiego Tygodnia jechaliśmy do Andaluzji, czyli w sumie setki kilometrów od Tarragony, by przeżyć Święta Wielkanocne właśnie tam. Świąteczne obchody w Sewilli czy Kordobie są najsłynniejsze w całej Hiszpanii.

Jednym z najefektowniejszych elementów wielkanocnych obchodów w Andaluzji są procesje tzw. cofradias, czyli bractw parafialnych. Ich członkowie prezentują się podczas pochodów w specjalnych, tradycyjnych strojach. - Na ulicach demonstruje się figury Jezusa Chrystusa, Matki Boskiej, apostołów. W Tarragonie też mamy procesje cofradias - uściśla Ramirez.

Wniektórych regionach, w tym i w Katalonii, w Święta Wielkanocne obchodzi się tzw. dia de la mona. - Poniedziałek Wielkanocny to dzień, kiedy konsumuje się specjalne ciasto, zwane mona, na którym znajduje się wielkanocne jajko. Tradycja nakazuje, by ojciec chrzestny podarował je swojemu synowi czy córce chrzestnej - tłumaczy Ramirez. - My wraz z żoną co roku mamy do ofiarowania aż cztery takie ciasta.

Istnieją cukiernie, które specjalizują się w tworzeniu wyjątkowo efektownych monas, w tym… piłkarskich. - Mojemu bratankowi zawsze przynosiłem monas z figurkami zawodników FC Barcelony - kiedyś Ronaldinho, potem Leo Messiego. Dzieciakom to się strasznie podoba - śmieje się Hiszpan. Po czym wyciąga telefon i pokazuje zdjęcia takich dzieł sztuki kulinarnej. - O, tu ciasto z Carlesem Puyolem, a tu ciasto udekorowane czekoladowym 5:0 na pamiątkę wygranej Barcy z Realem - wylicza.

Mówi, że w niektórych regionach Hiszpanii żywa jest też tradycja ozdabiania jajek wielkanocnych, podobna do tej w Polsce. - W naszym domu przygotowuje się wielkanocne bunuelos (rodzaj pączków ). Jest też dzień postny w Wielki Piątek - dodaje.

Widać, że trener Wisły jest wielkim fanem lokalnych tradycji. Nawet na swoim koncie na Twitterze dawał temu wyraz, gdy składał życzenia udanej Fiesta de la Magdalena znajomym z Castellón, gdzie poprzednio pracował. - To ważna impreza dla lokalnej społeczności. W Hiszpanii ludzie uwielbiają wychodzić na ulicę i świętować. W Castellón rodziny organizują na ulicach konkursy na najlepszą paellę. W efekcie można próbować dziesiątek różnych paelli, chodzić od jednej do drugiej i kosztować. Miałem okazję w tym wszystkim uczestniczyć - wspomina.

Podczas Fiesta de la Magdalena organizuje się też widowiskowy festiwal huku i ognia, czyli pokazy pirotechniczne zwane mascleta lub mascletada. - Wiosenna fiesta prochu, czyli mascletada w Castellón trwa prawie dwa tygodnie. Wybuchają liczne petardy, robi się mnóstwo hałasu, pamiętam ten zapach prochu - przyznaje. - Tylko zwierzęta się boją...

Nie ma zwierzaka, ale obiecał córce, że to się zmieni, gdy cała rodzina zamieszka w Polsce. - Moja córka ciągle mi powtarza: chcę mieć pieska, chcę pieska! Odpowiadam jej: gdy przeprowadzicie się do Polski, to ci kupię - uśmiecha się. Dzieciaki też mają smykałkę do sportu: -Syn gra w piłkę, a córka w tenisa.

Na razie samotne życie w Krakowie nie doskwiera Hiszpanowi przesadnie. -Nie jest łatwo, ale po wielu godzinach pracy, przebywania w ośrodku treningowym w Myślenicach, jestem i tak na tyle zmęczony, że kiedy przyjeżdżam do domu zjadam tylko jakąś zupę i niemal od razu kładę się spać - tłumaczy.

Tę zupę sam potrafi ugotować, na brak kulinarnego talentu bowiem nie narzeka. - Lubię gotować. Nie chwaląc się, hiszpańska tortilla wychodzi mi przepyszna! Ostatnio zaprosiłem naszych trenerów ze sztabu szkoleniowego - Goncalo Feio z żoną oraz Jordiego Jodara - na tortillę. Przywiozłem nawet specjalną szynkę z Hiszpanii - wspomina. Wspólne integrujące kolacje w Wiśle nie są rzadkością - piłkarze mieli swoje, cały sztab też wybrał się ostatnio na takie spotkanie.

Najwięcej czasu poza pracą Ramirez spędza z drugim z Hiszpanów, trenerem przygotowania fizycznego Jordim Jodarem, bo też znają się od lat. - Biegamy po Krakowie wraz z Jordim i zwiedzamy różne miejsca. Zwłaszcza w niedzielę mamy trochę czasu, by sobie wyskoczyć na jogging. Byliśmy na takim wzgórzu, które góruje nad Krakowem… - tu trener próbuje przypomnieć sobie nazwę kopiec Kościuszki.

Szkoleniowiec, jako były piłkarz, stara się trzymać formę. - W Tarragonie wziąłem ostatnio udział w półmaratonie. Wraz ze szwagrem chcieliśmy się przygotowywać do maratonu w Sewilli, ale ostatecznie pobiegł tylko on, bo ja już byłem w Krakowie - wspomina. - Chętnie pobiegłbym kiedyś w krakowskim maratonie, choć to niemałe wyzwanie - przyznaje.

Nie wyklucza jednak, że się go podejmie. - Jeśli awansujemy z Wisłą do europejskich pucharów, to ja go przebiegnę - umawia się.

Lubi góry. - Chodzić po nich, biegać, jeździć na rowerze - wylicza. - Próbowałem też wspinaczki. Mam kumpli, którzy angażują się w sporty ekstremalne i któregoś dnia przekonali mnie, bym im towarzyszył. Wiadomo, pionowa ściana, człowiek zaczyna wspinać się coraz wyżej. Ale kiedy spojrzałem w dół, to… - aż się wzdrygnął.

Żałuje, że po Krakowie nie może jeździć na rowerze. - W Tarragonie mam rower całkiem „wypasiony”. Szkoda, że nie mogłem wziąć go z sobą, bo tu w okolicach Myślenic są dobre górzyste tereny do jazdy - ubolewa.

Wyjaśniliśmy Ramirezowi, że po zdobyciu mistrzostwa Polski w 2011 roku ówczesny trener Wisły Robert Maaskant dostał rower w prezencie od drużyny. Może więc Hiszpan też musi poczekać, aż jego Wisła osiągnie równie spektakularny rezultat, a rower w nagrodę pewnie się znajdzie.

Francisco „Kiko” Ramírez González - hiszpański trener, były piłkarz, występujący na pozycji napastnika. Aktualnie trener polskiego klubu Wisły Kraków.

W Krakowie mieszka na razie sam. Rodzinę zamierza sprowadzić w przyszłym sezonie, o ile Wisła przedłuży z nim kontrakt.

Świąt nie spędzi jednak samotnie. Dzieci i żona właśnie przyleciały do Krakowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Trenerowi Wisły pod Wawelem brakuje tylko calsotady i roweru - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska