Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozgoryczenie prezesa po porażkach Speedway Wandy: Czy jest sens ciągnąć ten wózek?

Artur Gac
Rozmowa z Pawłem Sadzikowskim, prezesem Speedway Wandy Instal Kraków, która w I lidze żużlowej spisuje się znacznie poniżej oczekiwań. - Kończą się nam pomysły, bo praktycznie wszystkie możliwości zostały wyczerpane - mówi.

Czytaj także: Zawiódł, teraz czeka na swoją nową szansę

- Przywitał się Pan z nami słowami, że nie ma o czym rozmawiać. To wyraz frustracji, czy bezsilności?

- Po takich porażkach, jak w niedzielnym meczu z Orłem Łódź (wynik 35:55 - przyp. AG) zawsze jest pewnego rodzaju kac. Po treningach i rozmowach z zawodnikami spodziewałem się, że to będzie zacięty mecz... W najczarniejszych snach nie spodziewałem się, że do 8. biegu będzie praktycznie po zawodach. Co z tego, że później wygraliśmy 22:20, skoro połowa meczu była katastrofalna.

- Aż oczy bolały z patrzenia na jazdę Pana żużlowców.

- Czuję pewnego rodzaju bezsilność, bo czego byśmy nie zmienili, to nie wychodzi. Obojętnie, czy na wniosek zawodników zmieniamy tor, czy próbujemy im umożliwiać wszystko, co najlepsze. Jest jeszcze sporo meczów do końca sezonu i nadal wierzę w tych chłopaków. Po meczu powiedziałem im, że zawodzą, ale nadal mają moje wsparcie.

- A gdyby nie Pana wiara?

- To po prostu nie byłoby ich w Krakowie. Człowiek to nie maszyna, Grzesiowi Walaskowi też wyszedł słabszy występ, ale każdemu może przydarzyć się gorszy dzień. O ile jeszcze się da, musimy wyciągnąć wnioski, choć tyle już było wewnętrznych analiz...

- No właśnie, za Wami już siedem meczów ligowych.

- Dlatego kończą się pomysły, bo praktycznie wszystkie możliwości zostały wyczerpane. Jeśli już zawodzimy w meczach u siebie, a całe przygotowania idą zgodnie z planem, to można tylko rozłożyć ręce. Co gorsza, im więcej treningów, tym słabszy efekt. W każdym razie nie tracę nadziei, liczę że znajdziemy tę iskierkę, która rozpali płomień, bo musimy zacząć zmazywać plamę. Z tym, że przed nami mecz wyjazdowy w Gdańsku, podejrzewam jeszcze trudniejszy od starcia z Orłem. Później też nie będzie łatwo, czeka nas rewanż z Wybrzeżem u siebie, a następnie wyjazd do Opola. Mimo trudności, trzeba odbudować zaufanie kibiców.

- Całe szczęście, że od 9. wyścigu Pana zawodnicy rzeczywiście zaczęli punktować, bo zespołowi groził prawdziwy blamaż.

- Uratowaliśmy wynik tylko dlatego, że zaczęliśmy jechać rezerwami taktycznymi. Niestety, nie było żadnej poprawy wśród zawodników, którzy zawodzili od początku spotkania. Zmniejszenie rozmiarów porażki było zasługą Patricka Hougaarda, Edka Mazura i Grześka Walaska.

- Czy stanie się tak, jak w trakcie meczu zapowiadał Józef Pilch, honorowy prezes Speedway Wandy Instal, że zawodnicy nie dostaną pieniędzy za występ w tym meczu?

- Nie ma czegoś takiego, że chłopaki nie zarobią, ponieważ - mimo wyniku - wiele ryzykują na torze. To prawda, że takie wyniki bolą sponsorów i mnie. Co z tego, że rozpocząłem rozmowy z dużymi firmami, skoro zawodnicy nie dają mi argumentów. Liczyłem, że przed następnym sezonem wykonamy skok jakościowy o kilka pozycji, ale widzę, że nagle stanęliśmy w miejscu, a nawet zaczęliśmy się cofać. Skoro nie ma wyników, to nie ma o czym rozmawiać. Ciężko przekonać jakiegokolwiek sponsora, żeby zainwestował w zespół, który w tym sezonie już nie rokuje żadnych nadziei na dobry wynik. W tej chwili można rozmawiać już tylko o przyszłości, ale do tego również potrzeba zwycięstw.

- A zatem prezesa Pilcha, piastującego stanowisko wojewody małopolskiego, po prostu - mówiąc kolokwialnie - poniosło?

- Podejrzewam, że pan wojewoda Pilch wypowiedział te słowa pod wpływem emocji, ponieważ bezpośrednio za nim siedział zadowolony prezes Orła. Znam sposoby motywacji zawodników przez sternika łodzian, który z reguły narzeka, ale w jego klubie wcale tak źle się nie dzieje. Nie tylko my, ale również kilka innych klubów przegrało z nim negocjacje kontraktowe o zawodników, którzy jeżdżą w Orle. A wracając do meritum, nie widzę skuteczności choćby w „zamrożeniu” wypłat do czasu najbliższego, wygranego przez nas meczu. To raczej bez sensu, bo za co zawodnicy będą inwestować w sprzęt, remontować silniki i jak zacznie wyglądać ich park maszyn?

- Najważniejsze pytanie dotyczy stanu nawierzchni. Dlaczego tor kompletnie nie premiował Speedway Wandy Instal?

- Jeżeli od 3-4 tygodni trenujemy na takim torze i nagle okazuje, że nie jest pod nas, to co stało się w meczu z Lokomotivem Daugavpils? Wówczas tor był inny, twardszy, a mimo to również nie sprzyjał naszym zawodnikom. Tym razem start był przyczepniejszy, natomiast na trasie było lekko „pod koło” i jednocześnie umiarkowanie twardo. Czego więcej można próbować?

- Warto wsłuchać się w sugestie zawodników.
- Ale właśnie to robimy. Nawierzchnia jest przygotowywana według ich preferencji. Zbieramy się, dyskutujemy i chłopaki mówią, co byłoby dla nich najlepsze. Później są wydawane polecenia i mają do dyspozycji taki tor, jakiego potrzebują. Naprawdę tu nie ma żadnej inwencji twórczej toromistrza.

- Pana zawodnik Edward Mazur przyznał w trakcie meczu, że nawierzchnia nie do końca jest taka, jak na treningach. Według niego była o wiele twardsza.

- Trzeba też wziąć pod uwagę, że na meczu jest komisarz zawodów. Zawsze powtarzam chłopakom, że jeśli na treningu jest bardziej przyczepnie, to na meczu - z uwagi na komisarza - przyjdzie im startować na twardszym podłożu. Wszyscy niby o tym wiedzą, że trzeba wziąć taką poprawkę, ale w warunkach bojowych jakby o tym zapominali. Nie wiem, czy zjada ich presja i oczekiwania kibiców? Nie znam odpowiedzi na pytanie, gdzie tkwi nasz problem.

Tu znajdziesz więcej najnowszych informacji o żużlu

- W każdym razie to kuriozalna sytuacja, gdy tor od pierwszego biegu pasuje drużynie przeciwnej, a gospodarze zostają na starcie i nie są w stanie nic zrobić na dystansie.

- Dziwną praktyką byłoby, gdybyśmy zmieniali tor pod każdego przeciwnika. Przecież jeżdżący u siebie na twardym torze Lokomotiv nie zmienia nawierzchni tylko dlatego, że podejmuje drużynę z Częstochowy, która też dobrze czuje się na takim owalu. Powiedzmy sobie jasno, że w tydzień nie da się przygotować zupełnie innej charakterystyki, a poza tym to byłby obłęd. Dopiero pojawiałyby się komentarze, że nasi zawodnicy kompletnie się pogubili. Jestem pewien, że efekt byłby o wiele gorszy. Jakiś czas temu ustaliliśmy, jaki tor będzie w Krakowie i zawodnicy muszą zrobić wszystko, aby spasować się z naszą „domową” specyfiką.

- Inna sprawa, że obecnie tor nie powinien być tak wielkim problemem, jak przed laty. Obecni żużlowcy jeżdżą praktycznie na całym świecie, więc bardzo dobry zawodnik powinien po dwóch seriach znaleźć właściwe ustawienia motocykla.

- Zawodnicy drużyn przeciwnych jakoś potrafią „kopnąć” i od razu jadą, nawet niekoniecznie wyjeżdżając na próbę toru. Warto też dodać, że nasz Patrick Hougaard nie był na treningach, a potrafił zdobył 13 punktów z bonusem w sześciu startach. To dowód klasy tego zawodnika.

- Natomiast jeszcze gorzej świadczy o pozostałych zawodnikach.

- To pokazuje pewną blokadę psychiczną, którą musimy spróbować uwolnić wspólnymi siłami. Nieraz w parku maszyn widzę, że trener stara się podpowiadać, zwłaszcza młodszym zawodnikom, którą ścieżkę powinni obierać na torze, ale gdy taśma startowa idzie w górę, zaczynają jechać po swojemu. Mam pewien pomysł, co zrobić, aby jazda znów sprawiała im radość. Plan postaramy się wcielić w życie po meczu w Gdańsku.

- Chodzi o krótki wyjazd integracyjny?

- Zobaczymy. Po meczu obdzwoniłem większość zawodników, bo nie mogłem dać sobie rady z tym wynikiem. Z każdym odbyłem długą i szczerą rozmowę. Na dłuższą metę nie może być tak, że na miarę oczekiwań jedzie trzech zawodników, a czwarty w najlepszym razie doskakuje w meczach na naszym stadionie.

- W jakim zestawieniu pojedzie drużyna na mecz do Gdańska?

- Na pewno będą zmiany i wybierzemy się w możliwie najmocniejszym składzie. Mogę zdradzić, że sięgniemy po Sama Mastersa, który ma wolną niedzielę. Musimy szukać, bo może Sam jest tym brakującym ogniwem. W naszej drużynie zdecydowanie brakuje luzu, który pojawia się wtedy, gdy jeden z liderów ma świadomość, że w przypadku jego słabszej dyspozycji, brakujące punkty zdobędzie kolega z zespołu. A w naszym zespole Grzesiek Walasek i Mateusz Szczepaniak w zasadzie nie mogą sobie pozwolić na pomyłkę. Wiedzą, że jeśli zawalą mecz, nikt inny ich nie zastąpi. Niesamowicie potrzebujemy takiego komfortu.

- W Speedway Wandzie, nawet próby taktycznych zmian, są obarczone dużym ryzykiem.

- Oczywiście, na przykład w niedzielę po trybunie dość szybko zaczęło nieść się żądanie, abyśmy zaczęli zastępować zawodników, a później odradzano przeprowadzanie zmian, gdy mecz już był przegrany. Nieraz czuję się jak koń wyścigowy. Gdy jest dobrze, to bolą mnie plecy od klepania, a w chwilach trudnych mam wrażenie, że najlepiej byłoby zastrzelić konia. Wiem, że nie spełniamy pokładanych w nas nadziei, ale proszę kibiców o cierpliwość. Obecne wyniki nikogo nie zadowalają, bo miały być niespodzianki, a wygraliśmy tylko dwa mecze.

- Słyszę, że jest Pan bardzo poirytowany.

- Jeśli nie będzie dla kogo robić żużla w Krakowie, to trzeba będzie poważnie się zastanowić, czy jest sens ciągnąć ten wózek. Speedway to nasza pasja, ale gdzieś znajduje się próg. Liczę, że impulsem będzie zbliżający się mecz Polska - Rosja na naszym stadionie, który zamierzamy bardzo dobrze zorganizować i pokazać, że warto nadal zmierzać w kierunku ekstraligi.

Rozmawiał Artur Gac

Tu znajdziesz więcej najnowszych informacji o żużlowcach Speedway Wandy Instal Kraków

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rozgoryczenie prezesa po porażkach Speedway Wandy: Czy jest sens ciągnąć ten wózek? - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska