Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Piskorz, były napastnik Trzebini: Cienka jest granica między sportowym niebem i piekłem

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Paweł Piskorz
Paweł Piskorz Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z 22-letnim PAWŁEM PISKORZEM, byłym napastnikiem trzecioligowego MKS Trzebinia/Siersza

- Miał Pan „zawojować” w tym sezonie trzecią ligę piłkarską, tymczasem w połowie rozgrywek zdecydował się Pan odejść z Trzebini. Co wpłynęło na taką decyzję?

- Życie.

- Można trochę jaśniej?

- To nie chodzi wcale o to, że nie chciałem podjąć rywalizacji o miejsce w składzie z bardziej doświadczonymi kolegami, którzy latem dołączyli do zespołu. Podczas pierwszego, rocznego pobytu w trzeciej lidze małopolsko-świętokrzyskiej, byłem wchodzącym zawodnikiem, bo miałem wiek juniora. Teraz, po dobrym sezonie w czwartej lidze, gdy byłem jednym ze snajperów zespołu, wydawało się, że zrobię kolejny krok. Najbardziej doskwierało mi obowiązujące w Trzebini zawodowstwo i to ono przechyliło szalę odnośnie zmiany barw klubowych.

- Przecież w zreformowanej trzeciej lidze piłkarskiej, która teraz stała się makroregionem, czyli występują w niej zespoły z czterech województw, trzeba solidnie popracować. Trener Robert Moskal stara się podołać wyzwaniu, jakie przed nim postawiono...
- Używając słowa „zawodowstwo” miałem na myśli obciążenia treningowe. Na tym szczeblu rozgrywek przecież nie żyje się z futbolu. Każdy ma jeszcze jakieś swoje obowiązki zawodowe, czy szkolne. Tymczasem wyszło na to, że cały wolny czas przyszło mi spędzać na stadionie. Sześć, czy nawet siedem jednostek, razem z meczem, to zdecydowanie za dużo. Wiem, jak trenują zawodnicy w innych klubach, bo przecież rozmawialiśmy z nimi przy okazji meczów o punkty. Wydaje mi się, że moje odczucia odnośnie natężenia treningów w Trzebini nie są odosobnione, skoro zimą z gry zrezygnowało jeszcze dwóch innych zawodników. Trzeba mierzyć siły na zamiary.

- Czy zatem pójdzie Pan w futsal, skoro udało się już wystąpić w młodzieżowych reprezentacjach Polski? Może udałoby się zrobić kolejny krok w halowym futbolu...

- Żeby tak się stało, musiałbym występować w ekstraklasie futsalu. Miałem taką możliwość, w Chorzowie. Byłem już dogadany ze Ślązakami i miałem pojawić się na treningu Clearexu, ale – mimo pierwotnego przyzwolenia ze strony trzebińskiego klubu – w grudniu ubiegłego roku jego stanowisko uległo zmianie. Moja gra w Chorzowie nie była mile widziana.

- Może zatem warto wrócić do gry w hali?
- Skoro Trzebinia nie chciała, bym tam grał, zerwałem rozmowy. Wyszło na to, że z mojej winy, więc teraz byłoby trochę głupio, gdybym nagle zaczął się prosić o wznowienie rozmów.

- Wygląda na to, że to balansowanie między halówką, a otwartym boiskiem nie ułatwiło Panu życia.
- Może teraz problem rozwiązał się sam i zacznę gdzieś na niższym szczeblu realizować swoją pasję do futbolu. Zainteresowanie moją osobą dowodzi, że zostałem dobrze zapamiętany. Trzeba postarać się to wykorzystać.

- No chyba wielu wspomina Pana cztery gole strzelone w czwartoligowych derbach ziemi chrzanowskiej przeciwko Górnikowi Libiąż, wygranych przez Trzebinię 6:0. Wtedy mówiło się, że jest Pan nadzieją trzebińskiego futbolu.
- Granica między piłkarskim niebem i piekłem jest bardzo cienka. Może teraz jestem „pod kreską”, ale jeśli będę grał regularnie, szybko mogą mi urosnąć skrzydła.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska