Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pączki, sushi, czyli jak Patryk Małecki pomaga nowym kolegom

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
– Gdy trener Kiko Ramirez przyszedł do nas, już na pierwszej odprawie napisał na tablicy, ile strzeliliśmy bramek jesienią, a obok ile straciliśmy. Ta druga liczba, a przypomnę, że jesienią straciliśmy 35 goli, robiła wrażenie i zdawaliśmy sobie świetnie sprawę, że trzeba z tym coś wreszcie zrobić – mówi Patryk Małecki, który już na początku wiosny jest w bardzo wysokiej formie. Pomocnik Wisły Kraków w trzech meczach strzelił dwie bramki.

– Mecz z Jagiellonią był najlepszym spotkaniem, jakie rozegraliście w tym roku. Przede wszystkim bardzo mądrym taktycznie w waszym wykonaniu. Forma idzie w górę?
– Zdawaliśmy sobie sprawę przed meczem, że Jagiellonia to dobry zespół, w którym gra wielu dobrych piłkarzy. Wiedzieliśmy też, że grają otwartą piłkę i że nie przez przypadek są na drugim miejscu w tabeli. My mieliśmy jednak plan na to spotkanie. Wiedzieliśmy jak mamy zagrać od samego początku, żeby myśleć o korzystnym wyniku. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przede wszystkim musimy poprawić skuteczność, której tak brakowało nam we Wrocławiu. Bardzo cieszymy się, że wygraliśmy z Jagiellonią, ale absolutnie nie możemy tym zwycięstwem się zachłysnąć. Przed nami jeszcze wiele ciężkich meczów, a pierwszy już w najbliższą sobotę w Gliwicach. Piast ostatnio był w słabszej formie, ale zdajemy sobie doskonale sprawę, że łatwo o punkty w tym spotkaniu nie będzie.

– W Pana przypadku jest powtarzalność. Strzelił Pan Jagiellonii bardzo podobną bramkę, jak w meczu z Koroną.
– Chciałbym w każdym meczu strzelać bramki. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to możliwe, ale każde trafienie daje mi ogromną satysfakcję. Najważniejsze jednak, że jako zespół wyglądamy coraz lepiej i że pniemy się w górę tabeli.

– Przed sezonem wiele mówiło się, że będziecie chcieli poprawić organizację gry obronnej. Podkreślał to dyrektor sportowy Manuel Junco, mówił o tym również trener Kiko Ramirez. Pierwsze mecze pokazały, że rzeczywiście zaczyna to wyglądać coraz lepiej.
– Gdy trener Kiko Ramirez przyszedł do nas, już na pierwszej odprawie napisał na tablicy, ile strzeliliśmy bramek jesienią, a obok ile straciliśmy. Ta druga liczba, a przypomnę, że jesienią straciliśmy 35 goli, robiła wrażenie i zdawaliśmy sobie świetnie sprawę, że trzeba z tym coś wreszcie zrobić. Dlatego tak dużo czasu poświęciliśmy na treningach na pracę nad tym elementem. To nie jest kwestia tylko obrońców, ale całego zespołu, generalnie organizacji gry w defensywie. Jest lepiej, ale z drugiej strony szkoda tych dwóch straconych bramek we wiosennych meczach. Myślę, że straty obu tych goli można było uniknąć. Oczywiście bardziej boli ta bramka we Wrocławiu, bo w jej konsekwencji przegraliśmy. Najważniejsze jednak, że obraliśmy właściwą drogę i choć jeszcze jest sporo do poprawy, to już teraz możemy być zadowoleni, bo nasza gra obronna rzeczywiście wygląda teraz lepiej niż jesienią.

– Do takiej gry potrzebne jest bardzo dobre przygotowanie fizyczne. Patrząc z boku na wasze mecze, można dojść do wniosku, że również pod tym względem wykonaliście dobrą pracę. Na tle kolejnych rywali prezentujecie się pod tym względem dobrze.
– Ja czuję się bardzo dobrze. Mogę nawet powiedzieć, że mam teraz siły nie na dziewięćdziesiąt minut, a na znacznie więcej. Trener wymaga ode mnie przede wszystkim gry do przodu, ale mam też swoje obowiązki w defensywie. A do ciężkiej pracy w obronie rzeczywiście potrzebne jest dobre przygotowanie fizyczne. Tym bardziej cieszę się, że od tej strony wyglądamy coraz lepiej.

– Tylko kartek mógłby Pan bardziej unikać. Ta w meczu z Jagiellonią, za zagranie ręką w ostatniej minucie, była zupełnie niepotrzebna.
– Była, była. We Wrocławiu dostałem kartkę za faul, więc takie rzeczy można wkalkulować w boiskową walkę. Ta z meczu z Jagiellonią była jednak zupełnie niepotrzebna i muszę bardziej się kontrolować, żeby później nie pauzować bez sensu w jednym meczu. Tym bardziej, że dla nas każde spotkanie jest teraz bardzo ważne, bo wiadomo, że walczymy o pierwszą ósemkę.

– Sporo zmieniło się w zimie w waszej drużynie, przyszło trochę nowych zawodników i z tego, co można usłyszeć, akurat Pan jest jedną z tych osób, które bardzo pomagają w aklimatyzacji nowym piłkarzom. Może Pan powiedzieć, jak to było z pączkami na tłusty czwartek?
– Przyniosłem pączki dla całej drużyny, nasz kierownik Jarek Krzoska też przyniósł. To są takie drobne sprawy, ale myślę, że ważne, bo one budują atmosferę w szatni. Jest po prostu sympatyczniej. Staram się też rzeczywiście pomagać chłopakom, którzy do nas przyszli. M.in. Ivanowi Gonzalezowi, Polowi Llonchowi, Hugo Videmontowi. Zdaję sobie sprawę z tego, że oni są w nowym kraju, muszą przyzwyczaić się do nowych realiów, a my, którzy w Wiśle gramy już dłużej, powinniśmy im w tym pomóc, bo wszyscy wtedy na tym skorzystamy.

– Z komunikacją nie ma problemów?
– Nie. Ja trochę mówię po angielsku, moja żona Edyta mówi dobrze, więc z rozmową nie ma kłopotów.

– Przyzna Pan, że fakt, że akurat Pan służy taką pomocą nowym zawodnikom, również młodzieży, odbiega od stereotypowego obrazu Patryka Małeckiego. Ma Pan przecież opinię piłkarza, który na boisku czasami nie przebiera w słowach.
– Jestem takim człowiekiem, że na boisku mój temperament, zachowanie wynika z boiskowej walki. Wiem, że czasami wariuję w czasie meczu, że są sytuacje, że ktoś może mieć do mnie pretensje o pewne zachowania, ale staram się tym nie przejmować. To są emocje, adrenalina, a ja na boisko nie wychodzę po to, żeby tylko sobie pobiegać przez dziewięćdziesiąt minut. Ja wychodzę, żeby zagrać jak najlepiej, żeby wygrać mecz i czasami może trochę za bardzo ponoszą mnie emocje. Na co dzień jestem jednak spokojnym człowiekiem. Dlatego staram się pomagać chłopakom nawet w takich codziennych sprawach. Przecież oni są tutaj nowi, nie znają kraju, miasta, wszystkiego się uczą.

– W internecie pojawiło się zdjęcie, jak świętował Pan w rodzinnym gronie wygraną po ostatnim meczu z obcokrajowcami. Taka forma integracji też ma pomóc w aklimatyzacji nowych piłkarzy?
– Oczywiście. Już po jednym ze sparingów zaprosiliśmy z żoną Ivana Gonzaleza i Pola Lloncha na sushi. Spodobało im się to i teraz, gdy przyjechała dziewczyna Ivana, znów się spotkaliśmy. W środę przylatuje do Krakowa dziewczyna Pola, za trzy tygodnie będzie tutaj również partnerka Hugo Videmonta. Jesteśmy znowu umówieni na obiad. Bardzo chciałbym, żeby oni po prostu czuli się tutaj dobrze, żeby czuli, że są akceptowani w drużynie. To są zawodnicy, którzy są dobrzy, od pierwszego treningu pokazują, że mają jakość i wszyscy możemy na ich grze skorzystać. Takie spotkania, w nieco luźniejszej, rodzinnej atmosferze mogą im pomóc. Byłbym szczęśliwy, gdyby oni rzeczywiście poczuli się tutaj jak w domu.

– Wróćmy do ligi. Przed wami teraz dwa wyjazdy i można powiedzieć, że do pełni szczęścia brakuje wam już tylko zbierania punktów poza własnym stadionem. Nie wygraliście na wyjeździe od października. Z czego to wynika?
– Szczerze mówiąc nie wiem, ale myślę, że w tym elemencie też będzie szybka poprawa. Już we Wrocławiu nie graliśmy przecież źle. W drugiej połowie byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem od Śląska. Pewnie na wyniku zaważyła przede wszystkim ta moja, niewykorzystana sytuacja. Gdybym strzelił bramkę na 1:0, to pewnie wygralibyśmy. Nie wiem, czym ta nasza kiepska passa jest spowodowana. Może to tkwi gdzieś w głowach, jest jakaś blokada, że każdy sobie myśli, że tak długo już nie wygraliśmy na wyjeździe i za bardzo chcemy. Myślę, że powinniśmy doprowadzić do sytuacji, w której bez względu na to, gdzie jest mecz, gramy to samo. Trzeba po prostu wykonywać polecenia trenera. Teraz przed nami mecz z drużyną, która gra o życie. Ale to są problemy Piasta. My musimy wyjść w pełni skoncentrowani na boisko i zdobyć wreszcie komplet punktów na wyjeździe.

– Patrzycie w ogóle w tabelę? Po meczu z Jagiellonią awansowaliście na siódme miejsce, a straty do wyprzedzających was Zagłębia i Bruk-Betu Termaliki nie są duże.
– Patrzymy, każdy patrzy. Tylko, że tabela jest tak spłaszczona, że jak przegralibyśmy mecz w Gliwicach, to pewnie znów wypadniemy z ósemki. Dlatego, tak jak powiedziałem wcześniej, każdy mecz jest tak ważny. Wszyscy walczą, a my punktów potrzebujemy jak tlenu. Cel pozostaje na razie niezmienny, pierwsza ósemka na koniec sezonu zasadniczego. I ja nie dopuszczam nawet myśli, że tego celu nie zrealizujemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska