Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiko Ramirez. Opowieść o życiu trenera Wisły Kraków. W piłkę zaczynał grać z gipsem na ręce [WIDEO]

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Kiko Ramirez, nowy trener piłkarzy Wisły Kraków
Kiko Ramirez, nowy trener piłkarzy Wisły Kraków Twitter
Francisco Kiko Ramirez Gonzalez, nowy trener piłkarzy Wisły Kraków, to postać absolutnie w Polsce anonimowa. Zresztą nie tylko w naszym kraju, bo nawet w Hiszpanii niewiele osób go zna. Nam udało się dotrzeć do informacji, które rzucają nieco światła na jego postać. To nie jest wyliczanka jego miejsc pracy, ale barwna opowieść o życiu 46-letniego mieszkańca Tarragony.

Jako młody chłopak piłkę zaczynał kopać piłkę w dzielnicy Ermita de la Salut, której najbardziej znanym obiektem jest niewielka kaplica. Gdy wiele lat później, w 2012 roku, wracał do Gimnàstic de Tarragona jako pierwszy trener miejscowej drużyny mówił w lokalnych mediach, że w parku, gdzie on zaczynał swoją przygodę ze sportem, teraz za piłką uganiają się jego dzieci. Stamtąd jest już niedaleko – dokładnie nieco ponad pół kilometra - na stadion Nou Estadi, miejsca najczęstszych spotkań z kolegami w dzieciństwie.

- Całe wakacje spędzaliśmy, śledząc przygotowania do sezonu pierwszej drużyny. Czasami zamienialiśmy się też w chłopców do podawania piłek, jak któryś z zawodników kopnął niecelnie - wspomina Kiko.

Jego przygoda z „Nastic”, jak kibice nazywają miejscową drużynę, zaczęła się w 1982 roku. Wybrali się do klubu w pięciu, by zapisać się do grupy młodzieżowej - on, jego brat i jeszcze trzech kolegów. Przyjęty został tylko Kiko. Jeśli wierzyć przekazom medialnym sprzed kilku lat, stało się to w dość szczególnych okolicznościach. Mimo pełni lata, młody Francisco przyszedł do klubu w koszulce z długim rękawem, bo chciał w ten sposób ukryć... gips na ręce. Trenerzy Basterra i Madariaga zauważyli jednak przede wszystkim coś innego - że Kiko miał talent i warto było go zaangażować.

Czasy w klubie były jednak trudne, Ramirez wspominał, że na całą grupę zawodników mieli zaledwie dwie futbolówki. - Zdarzały się dni, że udało się zaledwie cztery razy dotknąć piłki w trakcie gry – opowiadał na łamach „Diari de Tarragona”. W kość dawał też odległy dystans, który trzeba było pokonać z instytutu Comte de Rius, gdzie się uczył, do boisk treningowych Budellera. Najpierw przemierzał tę drogę pieszo, a potem, gdy wujek podarował mu motocykl, było już znacznie łatwiej.

Ramirez szybko wspinał się po klubowej drabinie, do pierwszej drużyny trafił w wieku 19 lat. Zapewnia, że jest wdzięczny ówczesnemu prezesowi Ramonowi Sicartowi, który podpisał z nim pierwszy kontrakt – na kwotę 15 tysięcy peset miesięcznie.

Po latach, po spróbowaniu swoich sił w innych klubach m.in. w Maladze, wrócił do Tarragony jako drugi trener.
Przyznaje, że jako zawodnik nigdy nie myślał o tym, aby zostać trenerem.

- Kiedy sam grałem, miałem w głowie tylko to, żeby wystąpić na mundialu, albo żeby otrzymać ofertę z dużego klubu. Wszyscy mieliśmy wówczas takie marzenia - wspomina. Zawsze jednak chciał być liderem. - Jestem trzeci z siedmiu braci, ale dwóch starszych zawsze mówiło, że to ja starałem się rządzić – wyjaśnia.

Zawsze też dążył do tego, aby szatnia, którą prowadzi, była pełna życia, nie chciał, żeby zawodnicy spotykali się tylko na treningu i szybko wracali do domu. Stąd pomysły na integrację drużyny, jak ten w klubie CD Castellón, gdzie ostatnio pracował - poprosił piłkarzy, by wyszli na boisko w barwnych przebraniach [obejrzyj WIDEO].

Jednym z niezapomnianych momentów w jego karierze trenerskiej jest 1/16 finału Pucharu Króla sprzed ponad dwóch lat. W grudniu 2014 prowadzony wówczas przez Kiko Hospitalet najpierw przegrał u siebie z Atletico 0:3, ale na Vicente Calderon w Madrycie zremisował 2:2 (dwa gole Mario Mandżukicia z Atletico).

Gdy Kiko Ramirez opuszczał drużynę Castellon na początku lipca ubiegłego roku, mówił, że jest „bardzo zawiedziony” postawą działaczy klubu. Rozstanie nastąpiło w burzliwej atmosferze, z naprędce zorganizowaną konferencją prasową... na środku ulicy.

O co poszło? Zdaniem Kiko o brak zaufania, zapisy w kontrakcie, które był dla niego nie do przyjęcia i o pieniądze. Hiszpan twierdzi, że z nowej umowy wynikało, iż klub mógłby się go pozbyć już w październiku, gdyby drużyna nie była w czołowej „szóstce” w tabeli albo w grudniu, gdyby nie znalazła się na miejscu dającym awans do wyższej klasy (2a Division B).
- Gdybym to podpisał, wydałbym na siebie wyrok śmierci - mówił Kiko dziennikarzom. Dziwił się również, dlaczego działacze utrzymywali, iż do przedłużenia kontraktu nie doszło z powodów finansowych. - Klub postanowił się mnie pozbyć, chociaż jeden ze sponsorów, który nam bardzo pomagał w ostatnim sezonie, oferował, że podwoi dla mnie wynagrodzenie - twierdził, dodając, że Castellon był wówczas winny piłkarzom pieniądze za trzy miesiące.

Najciekawsze jednak jest to, że Kiko zakończył tamtą konferencję słowami „do zobaczenia”. - Jestem przekonany, że jeszcze wrócę do Castellon - mówił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Kiko Ramirez. Opowieść o życiu trenera Wisły Kraków. W piłkę zaczynał grać z gipsem na ręce [WIDEO] - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska