Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Będąc w Cracovii, trenował z Lewandowskim. Dziś gra w Garbarni i prowadzi restaurację na Rynku

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Karol Kostrubała w 180 meczach ligowych na kilku szczeblach rozgrywkowych strzelił 11 goli
Karol Kostrubała w 180 meczach ligowych na kilku szczeblach rozgrywkowych strzelił 11 goli Fot. Andrzej Banaś
Rozmowa z 28-letnim piłkarzem trzecioligowej Garbarni Kraków KAROLEM KOSTRUBAŁĄ, który treningi i mecze od trzech lat łączy z pracą restauratora.

- Garbarnia pilnie przygotowuje się do rundy wiosennej. W sparingach zremisowała z Cracovią 5:5 oraz pokonała Rozwój Katowice 2:1, LZS Czaniec 2:0 i Cracovię II 4:3. Jak Pan postrzega pierwsze trzy tygodnie zajęć i te cztery sprawdziany?
- Ciężko pracowaliśmy, zwłaszcza w ostatnim tygodniu. Wyniki sparingów nie są najważniejsze, ale zwycięstwa zawsze cieszą. Bo gdy się wygrywa, rośnie pewność siebie, a gdy przegrywa, rośnie obawa przed pierwszym mecze ligowym. Można ten okres ocenić pozytywnie, z gry nie wyglądało to najgorzej. Może tylko w spotkaniu z Rozwojem wypadliśmy nieco słabiej i goście stworzyli sobie trochę sytuacji. W spotkaniu z Cracovią bardziej cieszyliśmy się tym, ile strzeliliśmy jej bramek, niż martwiliśmy tym, ile ich straciliśmy.

- Cel na drugą część sezonu może być jeden - walka o awans. Garbarnia jest trzecia w tabeli, ze stratą pięciu punktów do KSZO 1929 Ostrowiec Świętokrzyski i trzech do Stali Rzeszów, a ma jeszcze do rozegrania zaległy mecz w Tarnowie z Unią.
- W rundzie jesiennej długo byliśmy liderem tabeli. W jej końcówce raz przegraliśmy (u siebie z KSZO 1929 1:2 - przyp.) i raz zremisowaliśmy (w Krośnie z Karpatami 1:1 - przyp.). Ale przed nami jest jeszcze tyle meczów, że możemy wyprzedzić wszystkie zespoły. Po to się gra, aby awansować, choć wszystko zweryfikuje boisko. Niektóre kluby wydają duże pieniądze na transfery, a my dajemy sobie radę bez większych wzmocnień. Nie mamy się kogo bać.

- Zawsze grał Pan na pozycji środkowego pomocnika?
- Zaczynałem grę w piłkę - w Hetmanie Zamość - jako napastnik. Gdy wyróżniałem się umiejętnościami technicznymi, mój trener stwierdził, że może bardziej przydałbym się drużynie jako środkowy pomocnik. Kiedy grałem w Cracovii, trener Artur Płatek (prowadził „Pasy” w sezonie 2008/2009 - przyp.), w okresie przygotowawczym do sezonu desygnował mnie na środek obrony. Mówił, że kiedyś może to mi się przydać. I przydało. W rundzie jesiennej obecnego sezonu też zdarzało mi się łatać dziurę na środku defensywy.

- Rozegrał Pan 180 meczów: 20 w ekstraklasie, 24 w Młodej Ekstraklasie, 10 w pierwszej lidze, 66 w drugiej, 59 w trzeciej i jedno w barażu o awans do drugiej, nie licząc pucharów. Niewielu obecnych piłkarzy trzeciej ligi może się pochwalić takim bilansem. A Pan jest z niego zadowolony?
- Nie do końca. Gdy się zaczyna karierę praktycznie od najwyższego szczebla, od ekstraklasy, rozgrywa około 20 meczów w reprezentacji młodzieżowej, a potem występuje w niższych ligach, można czuć niedosyt i zastanawiać się, dlaczego nie osiągnąłem więcej. W „młodzieżówce” występowałem z Kamilem Glikiem i Kamilem Grosickim, a na zgrupowaniu w Pruszkowie trenowałem nawet z Robertem Lewandowskim. Gdzie oni teraz grają, a gdzie ja? Mógłbym się zastanawiać, dlaczego zachowałem się tak a nie inaczej, co mógłbym zrobić lepiej, ale myślę, że dziś nie ma co już tego roztrząsać. Dużo zależy od szczęścia, zdrowia, predyspozycji...

- Najwięcej czasu spędził Pan w Cracovii - od 2006 do 2012 roku, z przerwami na półroczne występy w Wiśle Płock, Dolcanie Ząbki i KSZO 1929. Jako „Pasiak” grał Pan między innymi w ekstraklasie. A jak Pan wspomina pobyty w innych klubach?
- W Wiśle nie udało mi się przebić (tylko 4 mecze w I lidze, potem 5 w III-ligowych rezerwach - przyp.) po ciężkich kontuzjach. W Dolcanie zacząłem grać w pierwszym składzie, ale po trzech kolejkach I ligi na treningu uszkodziłem sobie kolano i pauzowałem dwa miesiące. Gdy wróciłem do zdrowia, drużynę prowadził Dariusz Kubicki, który był moim trenerem w Wiśle. Pod jego okiem rozegrałem trzy mecze, ale w tym ostatnim doznałem urazu więzadeł krzyżowych. Wróciłem do Krakowa, przeszedłem operację. Trafiłem do Cracovii, ale zmienili się trenerzy i zawodnicy, a ja zyskałem łatkę gracza podatnego na kontuzje. Występowałem tylko w Młodej Ekstraklasie. Potem grałem w drugiej lidze: w KSZO i cały sezon, który mile wspominam, w Motorze Lublin.

- Dwa półrocza miał Pan praktycznie stracone dla futbolu: rundę wiosenną w 2012 roku i jesienną w 2014 roku. Dlaczego?
- W 2012 roku zacząłem trenować z pierwszą drużyną Cracovii, ale nie otrzymałem szansy gry w sparingach za kadencji trenera Dariusza Pasieki. Trafiłem do „Klubu Kokosa”. U trenera Tomasza Kafarskiego wystąpiłem tylko w jednym sparinśgu. Miałem zagrać w meczu Młodej Ekstraklasy, ale okazało się, że nie zostałem zgłoszony do tych rozgrywek. Jesienią 2014 roku byłem na testach w GKS Tychy, a potem w Limanovii, z którą miałem podpisać kontrakt, ale klub ten w ostatniej chwili zrezygnował ze mnie i zostałem na lodzie, bo kadra Garbarni była już zamknięta.

- W 180 meczach strzelił Pan tylko 11 bramek. Trochę mało...
- Rzeczywiście, mogłem ich uzyskać nieco więcej, ale środkowi pomocnicy zwykle nie zdobywają dużo goli. Na treningach robię to, co nakreśla trener Mirosław Hajdo. Jak trzeba strzelać na bramkę, to strzelam. Ale nie zostaję po to specjalnie po treningach. Kiedyś, owszem. W ubiegłym sezonie wykonywałem nawet - skutecznie - rzut karny, bo nie grał nasz specjalista od tego Krzysztof Kalemba.

- Na Pana bilans meczowy składają się też 32 żółte kartki i jedna czerwona. Pamięta Pan, za co musiał opuścić boisko?
- To było w Łowiczu w meczu Garbarni z Pelikanem (4 maja 2014 roku - przyp.). Michał Gamla chciał główkować, a ja atakowałem piłkę nogą i trafiłem go w klatkę piersiową. Sędzia zinterpretował moje zagranie na czerwoną kartkę. Co ciekawe, z Michałem mieszkałem na jednym piętrze internatu przy Szkole Mistrzostwa Sportowego w Krakowie. On jako zawodnik Wisły, a ja - Cracovii.

- Pochodzi Pan z Zamościa, ale chyba na dobre związał się z Krakowem, bo tu nie tylko gra, ale i pracuje zawodowo...
- Tak, od trzech lat jestem współwłaścicielem restauracji przy Rynku Głównym. Jej specjalnością są obiady domowe, ale serwujemy też na przykład potrawy z włoskiej kuchni. Mamy dobrą opinię i dużo klientów, którzy zamawiają obiady głównie na wynos. Zobaczymy, jak to będzie w przyszłości, ale na razie jestem zadowolony. Lubię to, co robię.

- Jak Pan godzi pracę zawodową z treningami i meczami?

- Początkowo było trudno. Rano trening, potem pięć-sześć godzin w restauracji. Ale musiałem zacząć coś robić, a nie tylko grać. Pracuję do godziny 16-17. Potem idę do domu. Daję radę.

- Ma Pan przed sobą jeszcze sporo lat gry. Nie myślał Pan, by zostać trenerem, menedżerem?

- Nie. Do tego trzeba mieć „gadane”, potrafić wszystko poukładać. I mieć mocną rękę. Ja jestem chyba zbyt dobry na taką pracę. A układać wolę grę, jako środkowy pomocnik. No i dobrze się odnajduję jako restaurator.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Będąc w Cracovii, trenował z Lewandowskim. Dziś gra w Garbarni i prowadzi restaurację na Rynku - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska