MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śpiewak gorszyciel

Artur Drożdżak
Mało artystyczny popis swoich umiejętności dał 14 marca 1938 r. w centrum Krakowa śpiewak Stanisław O. Pijany jak bela zaczepiał przechodniów i krzyczał w ich stronę, co o nich myśli. I przeważnie były to słowa na litery "s" i "k".

O wyczynach śpiewaka pierwszy policję powiadomił świadek Maurycy T., adwokat, lat 37, który widział, jak na ul. św. Tomasza nieznany mu osobnik zaczepił kobietę i obrażał ją słowami z gwary więzienno-rynsztokowej. Funkcjonariusze zjawili się na miejscu i okazało się, że mężczyzna zdążył się przemieścić na ul. Sławkowską. Tu dał kolejny popis swoich umiejętności wokalnych, mało przyjemnych dla ucha osób postronnych. Został zatrzymany, długo trzeźwiał od markowych koniaków i likierów.

W czasie doprowadzenia zachowywał się agresywnie i awanturniczo. Przechwalał się przy tym, że "lubi bić Żydów". Wypytany, kim jest i co robi, przedstawił się jako Stanisław O., syn Stanisława i Agnieszki, niekarany, stanu wolnego, urodzony w 1912 r. w Hamburgu, czasowo zamieszkały na ul. Szlak pod numerem 13, z zawodu śpiewak. Oskarżono go o to, że "w stanie nietrzeźwości wywołanym nadużyciem napojów alkoholowych zaczepiał przechodniów Żydów, popędzając ich i przezywając, czym naruszył przepisy ustawy przeciwalkoholowej".

Dał też powód do "publicznego zgorszenia i wywołał zbiegowisko". Wypuszczony na wolność Stanisław O. na kilka tygodni przepadł bez śladu. Dał o sobie znać dopiero 14 maja 1938 r., gdy słabą składnią napisał list do sądu z wytłumaczeniem swojego zachowania. "W marcu zostałem przez nieznajomego mi osobnika napadnięty, który bez dania racji wszczął ze mną awanturę i plunął mi w twarz. Nieznanym mi osobnikiem był mężczyzna religii mojżeszowej.

Wobec czego stanąłem w swojej obronie, osobnik zaczął uciekać, gdzie parę kroków go goniłem. Wtem nadszedł posterunkowy policji państwowej, który zamiast aresztować osobnika, który wszczął awanturę, mnie doprowadził do komisariatu. Tam przez 24 godziny zostałem przytrzymany, do winy się nie poczuwam" - pisał oskarżony. Aktualnego adresu nie podał, na ul. Szlak się nie pojawiał, wszczęto więc za nim poszukiwania. Znaleziono go w Krynicy na ul. Jastrzębiej, gdzie miał przebywać od kilku tygodni. Znów marną polszczyzną odpisał na żądanie sądu.

"Otrzymałem stawiennictwo w charakterze oskarżonego na rozprawę główną na 24 września, ale proszę o inny termin rozprawy, bo obecnie pracuję w Krynicy jako śpiewak, a w Krynicy jest tak dużo gości, to mogę sobie zarobić na utrzymanie. Nadmieniam, że nadchodzi za niedługo zima, gdzie nie będę mógł nic zarobić. Powracam do Krakowa około 1 października, przeto zgłoszę się na rozprawę wyznaczoną. Jeszcze raz uprzejmie proszę o udzielenie mi zmiany terminu" - napisał Stanisław O. I znów przepadł bez śladu.

Sąd miał z nim kłopot, bo co chwilę na wezwaniach mylono jego nazwisko, wysyłano pisma urzędowe do Krakowa, Krynicy, a nawet do Zakopanego. Policja sprawdzała też, czy "śpiewa w podmiejskich restauracjach lub jako grajek podwórzowy". Bez efektu, więc 1 grudnia sprawę zawieszono z powodu nieobecności oskarżonego. W końcu Stanisław O. sam zjawił się na procesie, gdy skończył się sezon muzyczny. 21 lutego 1939 r. krakowski sąd uznał go za winnego wybryku i skazał na 10 zł grzywny z zamianą na dwa dni aresztu.

Nie ma co kryć, że Stanisławowi O. lepiej w życiu wychodziło śpiewanie niż słowo pisane i mówione. A może problemem był ów niewielki dodatek do talentu śpiewaka, który na co dzień mierzy się nie w decybelach, ale w promilach?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska