Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smecz towarzyski. Jak Kraków kusi rodzinę olimpijską

Przemysław Franczak
A w mediach znowu oburzenie, że krakowscy urzędnicy wyjechali do Rio de Janeiro w delegację. Kosztowała 44 tysiące złotych. Toż to niewiele! Szybko przeliczam, co za to można tutaj kupić. 4400 naleśników z tapioki, które Brazylijczycy sprzedają tak jak my hot-dogi. 6666 butelek najpodlejszej cachacy w sklepie lub 7333 shotów tejże, ale już domowej roboty, w lokalach gastronomicznych o nie najlepszym wyglądzie, nalewanej z brudnych słojów. 4000 tysiące porcji bacalhau, czyli suszonego dorsza, przygotowywanego tutaj na kilka różnych sposobów, ale zawsze smakującego tak samo; suszonym dorszem, jak się domyślacie. 2500 tysiąca masaży, robionych przy Copacabanie na oczach tłumu turystów. 400 godzin lekcji z trenerem personalnym, też przy plaży, mówią, że rzeźba gwarantowana.

Mogliśmy sobie na to pozwolić, w końcu zaoszczędziliśmy na referendum. Nie wylewajmy dziecka z kąpielą - jeśli nie chodziło o leżenie na piasku Leblon, tylko załatwienie sobie organizacji sesji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, to nie dramatyzujmy. To byłoby wydarzenie, a niejedne 44 tysiące przyjechały by wtedy do nas. A poza tym przynajmniej mogliśmy swoim skromnym wkładem wesprzeć niedomagającą brazylijską gospodarkę, ciągle głównie opartą na eksporcie soi.

Gdzie się promować, jak nie podczas igrzysk? Tymczasem można odnieść wręcz wrażenie, że na tym odcinku jako kraj znów pokpiliśmy sprawę.

Tradycją jest, że w mieście goszczącym największą sportową imprezę każde państwo otwiera swój tzw. dom. Kibice z całego świata mogą tam wejść, zobaczyć ofertę turystyczną, poznać kulturę, zwyczaje, spróbować jedzenia. Duńczycy i Niemcy porozstawiali wielkie namioty na Copacabanie, walą do nich tłumy ludzi. Leje się piwo, zabawa trwa. Gdzie jest Dom Polski? Tego właśnie nie wiadomo. To znaczy gdzieś jest, ale trudno uzyskać informację, gdzie dokładnie. Rozmachu zabrakło, bo podobno rząd dał mniej pieniędzy, a sponsorzy się nie znaleźli. Coś tam z mozołem organizujemy, w ofercie są kulturalne wydarzenia, tyle że z dala od głównego olimpijskiego szlaku. Ludziom tymczasem niewiele do szczęścia potrzeba i nie zawsze są to koncerty muzyki Krzysztofa Pendereckiego.

Krótko mówiąc, znowu poszła kasa na promocję, tyle że za mała, bo promocji nie widać. Żeby wyjąć, trzeba włożyć - mawiają frywolnie niektórzy. W przypadku sesji MKOl, jeśli uznajemy starania o to wydarzenie za grę wartą świeczki - bo może nie uznajemy, kwestia do dyskusji - też trochę trzeba zainwestować. Tak zwana rodzina olimpijska ma swoje wymagania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska