MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ślub na metrykę brata

Artur Drożdżak
Maria Kovacz, pierwsza żona pana Kazimierza, która wykupiła męża z kobierzyńskiego szpitala
Maria Kovacz, pierwsza żona pana Kazimierza, która wykupiła męża z kobierzyńskiego szpitala Archiwum Państwowe w Krakowie
Gdy w 1926 r. wyszło na jaw, jakim to czynem obraził dobre obyczaje Kazimierz K., sprawą zajęli się: policja, prokurator i sąd. Decydujący głos w sprawie miał Leon Wachholz, wybitny lekarz sądowy, kryminolog, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i twórca nowoczesnej medycyny sądowej w Polsce.

Jego orzeczenie pomogło osądzić sprawę 36-latka. Spór szedł o jego dwie żony.

Kazimierz K. na świat przyszedł w 1890 r. pod Bochnią, do armii wcielono go w 1914 r. Do niewoli serbskiej dostał się cztery lata później. Wracając w rodzinne strony, zatrzymał się u ciotki
w Bratysławie. Tam poznał o 7 lat młodszą Marię Kovacz.

Piękna nie była, ale wojenny post erotyczny zrobił swoje. Namiętne uczucie przysłoniło widoczne gołym okiem wady urody Węgierki. Młodzi pobrali się w 1920 r., żyli z sobą całe cztery miesiące,
po czym Kazimierz K. wziął nogi za pas i zwiał do Polski.

- Rząd czechosłowacki kazał mi opuścić kraj. Żona ze mną jechać nie chciała - tłumaczył się przed sądem. Maria Kovacz miała inną wersję zdarzeń.

- Dziecko mi zrobił, pieniądze pożyczył ode mnie i urzędników i przepadł bez słowa - zeznawała
w drodze pomocy prawnej.

Uciekinier w Polsce robił karierę na państwowej posadzie, został posterunkowym koło Ropczyc (dziś Podkarpacie), potem służył w kilku komisariatach, ale zachorował i trafił na badania do szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie w 1924 r.

Tam niespodziewanie odwiedziły go żona z ciotką.

Maria Kovacz, jak zaznaczono w sądowych aktach, odebrała męża "za rewersem" z Kobierzyna, ale okazało się, że skończyła się jej ważność paszportu, więc wróciła na Węgry. Kazimierz K. został
na lodzie. Z żoną nie pojechał, do policji, jako umysłowo chory, nie miał już wstępu, więc wybrał się
w swoje rodzinne strony. Tam nastąpiło olśnienie.

W sądzie zapomniał, jak ma na imię jego druga żona, a ślub wziął, będąc w szale

- Poznałem Marię G., która przyjęła mnie pod swój dach. Nie przyznałem się jej, że mam pierwszą żonę, z obawy o schronienie i opiekę. W lutym 1924 r. wziąłem z nią drugi ślub, bo naciskała na to rodzina Marii G. - wyjaśniał potem w sądzie.

Do winy się poczuwał, ale choć wiedział, że źle zrobił, to dokonaną bigamię tłumaczył chorobą umysłową. Poproszono o radę Leona Wachholza, autora ok. 200 prac z medycyny sądowej. Profesor z dr. Stanisławem Jankowskim wydali opinię o Kazimierzu K. - była miażdżąca.

Stwierdzono, że badany nie miał prób samobójczych, padaczki, skończył szkołę ludową. Pierwszego ślubu nie brał w kościele, ale już "nie wie" czy w biurze. "Nie wiedział" także, czy żona miała na imię Maria. Drugi ślub, jak twierdził wziął, gdy miał szał. Pijani mieli być świadkowie oraz druga żona.

Orzeczenie prof. Wachholza i dr. Jankowskiego stwierdzało, że Kazimierz K. nie miał i nie ma "choroby umysłowej, przytępienia i zboczenia umysłu", a "wszelkie ubytki noszą cechy udawanych".

Medycy zauważyli ponadto, że K. nie pamięta jedynie tego, co dla niego jest niekorzystne, a resztę
i owszem. Co więcej, jak stwierdzili, badany przygotował sobie akt dwużeństwa "ze sprytem,
do ślubu użył metryki brata Józefa który jeszcze z wojny nie wrócił, i podał się za niego".

To sądowi wystarczyło do wysłania Kazimierza K. na pięć miesięcy za kratki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska