MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Słodka zemsta cukiernika

Artur Drożdżak
Cicha wojna podjazdowa, jaka rozegrała się na początku roku 1933 na Rynku Podgórskim, doprowadziła do rozstroju nerwowego piekarza Abrahama G., który musiał się gęsto tłumaczyć z zawodowych niedociągnięć. I to nie przed kolegami, specami od wypieku bułek czy rogali, ale przed srogim obliczem krakowskiej Temidy.

Sprawcą zamieszania był cukiernik L., któremu nie w smak była popularność konkurencji, dlatego podesłał piekarzowi z sąsiedztwa kontrolę z inspekcji pracy. Wredne typy w zgrabnie skrojonych garniturkach dokonały nalotu na piekarnię w Rynku Podgórskim nr 14.

Kontrolę przeprowadzono jak atak dywanowy na Hamburg, najpierw 13 stycznia, a potem 29 stycznia. Sprawdzono czas i warunki pracy w razowym biznesie, stan zatrudnienia, socjal czeladników. Wnioski były identyczne i fatalne dla piekarza.

"Czas pracy jest za długi. Czeladnicy zaczynają robotę o 20.00, a kończą o 7.00 dnia następnego, czyli stanowczo za późno" - raportował obwodowy inspektor pracy inż. Wacław Królikiewicz. Piekarz jeszcze bardziej się podłożył podczas drugiej kontroli, bo jego podwładni skończyli nocną zmianę w niedzielę rano, a to było niedopuszczalne.

Ponadto nie miał wywieszonego w widocznym miejscu obwieszczenia o czasie pracy. Podczas drugiej kontroli inspektorom towarzyszyła już policja, która stwierdziła "złamanie przepisów ustawy o spoczynku niedzielnym". "A w cukierni u L. praca jest, ale w porze dziennej" - z satysfakcją zauważył inspektor pracy. I wnioskował o ukaranie piekarza.

47-letni, pochodzący z Mszany Dolnej Abraham G., żonaty, ojciec ośmiorga dzieci, nie poczuwał się do winy, ale potwierdził, że czasem zdarzało się, że "robota przedłużała się z soboty na niedzielę, bo zakład posiada złe piece do wypieku, a z powodu braku pieniędzy bywa, że oczekuje się na mąkę, którą przywożą później".

Przyczyną przedłużania się roboty jest też niekiedy "panujące w porze zimowej zimno w piekarni, wskutek czego ciasto rośnie bardzo powoli". Starosta wymierzył mu jednak 200 zł grzywny. Odwołaniem od tej decyzji zajął się krakowski sąd. I przesłuchał czeladników. Antoni M., lat 43, z Woli Duchackiej 59 i Franciszek W., lat 27, z ul. Kupa 5, zeznali zgodnie, że początek ich pracy nie jest oznaczony i uzależniony od dostarczenia mąki lub węgla. Czasem praca zaczyna się po 22.00, a kończy o 5-6 rano. - A w zimie się przeciąga - nie kryli.

Krakowski sąd skazał więc piekarza zaocznie na 200 zł grzywny z zamianą na trzy tygodnie aresztu. Abrahama G. nie było na procesie i ogłoszeniu wyroku. Potem przedstawił zaświadczenie lekarskie, że chorował na kamicę nerkową, ale pisma nie uwzględniono. Wobec tego, że piekarz nie zapłacił grzywny, wezwano go do odbycia kary zastępczej. Wystraszony wysupłał 200 zł.

Tak oto w wojnie z cukiernikiem piekarz myślał, że mu się upiecze i nie zdawał sobie sprawy, że w tym starciu nie ma szans. Dlaczego? Bo tak to już jest z zemstą, że nie jest kwaśna, gorzka czy słona, lecz cudownie słodka. A w tej dziedzinie cukiernikowi nikt nie podskoczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska