Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sędziuje mecze piłki nożnej od 50 lat

Jerzy Filipuk
Stanisław Hudy z Krakowa wystąpił na boisku, w roli arbitra, ponad trzy tysiące razy.
Stanisław Hudy z Krakowa wystąpił na boisku, w roli arbitra, ponad trzy tysiące razy. fot. Andrzej Banaś
Niemożliwe? A jednak! Stanisław Hudy sędziuje mecze piłki nożnej od 50 lat.

Druga połowa lat 80. Mecz na boisku Piasta Wołowice sędziował młody arbiter, student drugiego roku na UJ. Faul dla gości, chcą wymusić na arbitrze rzut karny. Sędzia się przestraszył, zaczyna uciekać przez okoliczne pola. Ale kibice i zawodnicy go dopadają i mocno biją. Trafia do szpitala, ma wewnętrzne obrażenia. Dostaje zakażenia i umiera.

- Był jedynakiem, pochodził z Opola. Jego mama płakała, gdy odbierała w Krakowie zapomogę po nim. Piast został na pewien czas wykluczony z rozgrywek - wspomina Stanisław Hudy, znany krakowski arbiter piłkarski. 16 kwietnia przyszłego roku skończy 70 lat, ale nadal sędziuje. W tym roku minęło 50 lat, gdy zdał kurs sędziowski. Na koncie ma grubo ponad 3000 spotkań w roli arbitra.
Opis wydarzeń w Wołowicach zna z opowieści kolegów.

- To była najdrastyczniejsza historia z czasów mojej pracy w Okręgowym Kolegium Sędziów - zaznacza. Jemu też zdarzało się być w opałach, ale nie w aż tak wielkich.

Kurs u nauczyciela
Pochodzi z Wojkowa w powiecie mieleckim. Przygodę z futbolem w roli zawodnika przerwała mu kontuzja. Gdy miał 19 lat, zapisał się na kurs sędziowski, który prowadził II-ligowy arbiter Aleksander Kozub, jego nauczyciel elektrotechniki w szkole. Do dziś ma zeszyt i przepisy gry z tego kursu. Zdał egzamin i zaczął sędziować.

Przez dziesięć lat był sędzią liniowym w II lidze. Jako główny przez kilka sezonów prowadził spotkania ligi okręgowej w latach 80. Gdy przekroczył limit wiekowy dla szczebla centralnego (45 lat), biegał bo boiskach niższych klas. Dziś sędziuje mecze ligi oldbojów, żaków, trampkarzy, towarzyskie, charytatywne, halowe itd.

Oficjalnie ma na koncie 3020 sędziowanych meczów. Jubileuszowy, 3000. mecz poprowadził 1 września bieżącego roku: Pasternik Ochojno - Wawel Kraków, choć zgodnie z jego życzeniem za taki uznano ten rozegrany ponad miesiąc później, 2 października, także z udziałem oldbojów, Wawel - Victoria Kraków. Już kilka lat temu jego wyczyn odnotowany został w księdze "Polskie rekordy i osobliwości".

Sędzia chwyta za fraki
W ciągu półwiecznej przygody z gwizdkiem i chorągiewką przeżył wiele ciekawych wydarzeń.

Dwukrotnie zakończył mecz przed czasem. Raz, gdy jedna z drużyn została zdekompletowana, innym razem, w 1967 roku, w meczu o Puchar Polski Grunwald Padew - Stal II Stalowa Wola, z innego powodu.

- Goście prowadzili 2:1, potem zrobiło się 2:2. Gdy Stal zdobyła z rzutu karnego trzeciego gola, poczułem kopnięcie w okolicy podudzia. Wtedy nie dawało się jeszcze żółtych i czerwonych kartek. Oznajmiłem, że ze względu na naruszoną nietykalność cielesną jestem zmuszony przerwać i zakończyć mecz - opowiada.

Inna próba "naruszenia nietykalności cielesnej" arbitra nie zakończyła się najlepiej dla jego adwersarza. - Sędziowałem kiedyś mecz Zagaje - Gdovia. Goście wygrali. Gospodarze byli niezadowoleni z wyniku. Jeden z nich nacierał na mnie koło szatni, która znajdowała się na kempingu. Czułem, że chce mnie zaatakować. Chwyciłem go więc za fraki i po chwili leżał na ziemi. No i dostał czerwoną kartkę. Na meczu było chyba z pół Gdowa. Dostałem brawa od ludzi, którzy widzieli moją akcję. To była największa atrakcja tej imprezy - opowiada ze śmiechem.

Krewki piłkarz z Zagaja nie wiedział, że ma do czynienia nie tylko z sędzią piłkarskim, ale i facetem, który przez ponad rok trenował boks i dwa lata judo.

- Boksowałem, mając 16, 17 lat. Często wracałem do domu zakrwawiony, bo sparowałem z silnymi rywalami. W końcu mama zabroniła mi treningów - wspomina. - Judo ćwiczyłem podczas studiów. Dwa razy w tygodniu. Wtedy w czwartki wyświetlana była "Stawka większa niż życie", którą lubiłem oglądać, więc miałem dylemat, czy iść na trening, czy siedzieć przed telewizorem - nie kryje.

Kamieniami w auto
Fama o jego umiejętnościach w sztuce walk rozeszła się w futbolowym światku. Kiedyś na meczu Nadwiślanu Rusocice fani sami ostrzegli piłkarzy, by z nim nie zadzierać. A w Rusocicach bywało groźnie. Po jednym z meczów kibicowi poderżnięto gardło. Miał szczęście, że szybko przetransportowano go helikopterem do szpitala. Przeżył. Innym razem, na meczu w Borku Szlacheckim, gdzie klub z Rusocic wynajmował boisko, pobito sędziego.

Nietypową "przygodę" przeżył podczas meczu JKS Zelków - Szreniawa Koszyce. - Sędziowałem jako główny. Nie przyjechał jeden z liniowych arbitrów, dlatego zastąpił go zawodnik gospodarzy. Potem okazało się, że nie mógł on grać, bo musiał pauzować za czerwoną kartkę. Nie wiedziałem o tym. Gdybym wiedział, nie zgodziłbym się, by stał na linii. Nie mając uprawnień sędziowskich, mógł on wskazywać tylko na wyjście piłki na aut i rzut różny, ale nie spalonego. Tymczasem w drugiej połowie zasygnalizował spalonego zawodnikowi gości, wprowadzając zresztą w błąd swoich kolegów, którzy niemal stanęli na boisku. Nie przerwałem gry, bo było to podanie do tyłu i goście strzelili bramkę. Gdy po meczu wyszliśmy z namiotu, który zastępował szatnię, i wsiedliśmy do samochodu mojego liniowego, kibice zaatakowali nas kamieniami. Doliczyliśmy się kilkanaście wgnieceń w aucie. Na szczęście nam nic się nie stało - opowiada.

Zdarzały mu się także "ataki" przed meczami, ale ze strony... działaczy, którzy chcieli go - i jego kolegów - przekupić.
- Gdy weszliśmy do szatni przed meczem trzeciej ligi, na stole leżał zeszyt, a w nim kupka banknotów. Sędzia główny powiedział, że jest to chyba równowartość syrenki. Pieniędzy nie wzięliśmy, a oferującym kasę powiedzieliśmy, żeby pokazali dobrą grę na boisku. Zresztą przegrali i chyba spadli z ligi w tamtym sezonie - wspomina.

- Innym razem przed meczem w klasie A podszedł do mnie gość z koniakiem "Napoleon" - którego wtedy nie można było kupić za złotówki - i powiedział, że jego drużyna musi wygrać. Powiedziałem mu, żeby nie zawracał mi głowy - dodaje.

Największa wpadka
Największą sędziowską wpadkę zaliczył w spotkaniu klasy A Tonianka - Tramwaj Kraków, po którym kwalifikator Jan Kleszcz dał mu wyjątkowo niską notę 3,5 (maksymalna wynosiła 5).

- Nie spodziewałem się takiej noty. Kwalifikator postawił mi zarzuty, że dużo decyzji podjąłem dlatego, że ulegałem krzykom zawodników i kibiców. Musiałem przejść egzamin komisyjny w podokręgu. Obserwowało mnie wtedy dwóch kwalifikatorów. Dostałem dobrą notę 4,25 - chwali się nie bez powodu. Sam od 2008 roku pełni również funkcję obserwatora (obecna nazwa kwalifikatora).

Kibicując graczowi
Podczas kariery - choć sam woli używać słowa "przygody" - zdarzało mu się sędziować mecze z udziałem znanych piłkarzy. W 1986 roku na stadionie Korony Kraków prowadził spotkanie drużyny FC Hamilton, w której grał Grzegorz Lato, na Letnich Igrzyskach Polonijnych. W 2002 roku na stadionie Hutnika jako jeden z dwóch głównych arbitrów sędziował finał amatorskich mistrzostw świata, w którym Polska pokonała Wietnam 3:2, a trzy bramki strzelił Marek Motyka (przed meczem odegrano hymn RP - przeżył to tylko raz w karierze).

Zdarzyło mu się, że sędziując spotkanie, chciał, by jeden z graczy... zdobył gola. "Kibicował" mającemu czterdziestkę na karku Andrzejowi Iwanowi, gdy ten grał w Spartaku Wielkanoc-Gołcza przeciwko Skalance. - Chciałem, żeby strzelił karnego. I zdarzył się faul. Podyktowałem jedenastkę dla Spartaka. Rywale nie mieli pretensji. Iwan strzelał karnego i, o ile się nie mylę, wykorzystał go - mówi.

Na przełomie lat 80. i 90. przez kilkanaście miesięcy był w USA, gdzie najpierw zaliczył stypendium naukowe, a potem pracował, zajmując się programowaniem obrabiarek. Przy okazji, po zdaniu egzaminu, sędziował mecze w lidze stanowej Connecticut. Pewnego razu prowadził towarzyski mecz, w którym grał były zawodnik m.in. Garbarni i Hutnika Leszek Wrona. - Chlusnął mi on po polsku "ch...". Nie usunąłem go z boiska, ale potem karałem za najmniejsze przewinienie - przyznaje.

Gwizdek dla wnuka
Sędziowanie łączył z pracą zawodową. Prowadził zajęcia w laboratorium Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej. Zajmował się obróbką jonową narzędzi skrawających, której celem jest zwiększenie czasu trwałości ostrza.

Mimo upływu lat nie miał problemów z zaliczaniem sędziowskich sprawdzianów kondycyjnych. Na krakowskim Prądniku Białym, gdzie mieszka, spaceruje i truchta kilka razy w tygodniu.

Za swoją wieloletnią pracę otrzymał wiele wyróżnień i odznaczeń. Największą satysfakcję ma jednak z tego, że spełnił swe młodzieńcze marzenie i został sędzią.

Powoli jednak myśli o zakończeniu po tym sezonie swej półwiecznej przygody z chorągiewką i gwizdkiem.

Gwizdek i piłkę we wrześniu przekazał na stadionie Nadwiślanu symbolicznie 4-letniemu wnukowi Przemkowi.

Wyniki wyborów 2014. Powyborcza mapa Małopolski. Komu wyborcy zaufali, komu podziękowali

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska