Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Adamem Karolem Czartoryskim

Redakcja
O słuszności trudnych decyzji, o podróżach "Damy z gronostajem", o przyszłości zapoczątkowanego przez Izabelę Czartoryską dzieła, z księciem Adamem Karolem Czartoryskim - rozmawia Marek Bartosik.

Czytaj także: Kim jest zdobywca tegorocznego nobla literackiego?

Niedawno zaskoczył Pan Kraków nagłym odwołaniem zarządu Fundacji XX Czartoryskich, w tym pańskiego kuzyna Adama Zamoyskiego z funkcji prezesa. Dotąd jednak unikał Pan szerszego publicznego wyjaśnienia przyczyn tej decyzji. Dlaczego była taka nagła i radykalna?
Powód był prosty. Okazało się, że dalsze prowadzenie Fundacji w takiej formule, w jakiej robił to mniej więcej od 2005 roku zarząd z Adamem Zamoyskim, nie jest dalej możliwie. Rada Fundacji, której ja przewodniczyłem, nie była zupełnie informowana o działaniach zarządu albo dostawaliśmy informacje wybiórczo czy post factum. Nie było żadnej przejrzystości działań zarządu.

Znosił Pan tę sytuację 6 lat. Dlaczego tak długo?

Nie było innego rozwiązania. Nie należy zapominać o tym, że moją wolą było kontynuowanie dzieła, które zostało zapoczątkowane przez moich przodków. Chciałem to robić przez Fundację, która ma działać na rzecz polskiej kultury. Odwołany przeze mnie zarząd podejmował jednak działania, które były wbrew tej filozofii. Jako fundator i przewodniczący rady byłem pozbawiony informacji, w jakim kierunku zarząd zmierza, nawet wtedy gdy o takie informacje prosiłem. Zarządowi najwyraźniej wydawało się, że prowadzi własną, prywatną fundację.

Po Krakowie krąży anegdota, że pańską ostateczną irytację wywołało zdarzenie, do jakiego doszło na Wawelu z końcem ubiegłego roku. Zamieszanie wywołała informacja, że ofiarowywane przez Pana Zamkowi Królewskiemu dzieło sztuki formalnie do Pana nie należy. To była ta ostatnia kropla?
To, do czego doszło na Wawelu, było początkiem drogi, która doprowadziła nas do końca współpracy z poprzednim zarządem. Ja zdecydowałem się przekazać ten bizantyjski relikwiarz Zamkowi Królewskiemu, od wielu lat tam zresztą eksponowany, wyłącznie z pobudek patriotycznych i po 9 miesiącach ten obiekt funkcjonuje jako moja własność. Poprzedni zarząd prowadził jednak również pewną grę, gdy organizowaliśmy wystawę w Pałacu Królewskim w Madrycie z udziałem Damy z gronostajem. To była prawdziwa gra o Damę. Tak myślę o tym dzisiaj, ale o jej prowadzeniu przez były zarząd dowiedziałem się stosunkowo późno. Jej celem było uprzykrzenie mi życia. Od momentu kiedy zwrócono mi zbiory Czartoryskich zrobiłem dziewięć wystaw zagranicznych, w których obraz Leonarda da Vinci brał udział. Nie chcę w żaden sposób ich wartościować, ale muszę przyznać, że widząc w Madrycie 195 obiektów związanych z historią Polski, a wśród nich Damę jako prawdziwą perłę, byłem niezmiernie szczęśliwy. Wystawę otwierała nie tylko hiszpańska para królewska, ale i prezydent Komorowski z małżonką. Niektórzy twierdzili, że moją intencją było wysłanie Damy do Madrytu po to, by została w Hiszpanii, bo jestem obywatelem tego kraju. Mylili się, co najlepiej pokazuje fakt, że obraz jest dzisiaj w Berlinie, a niebawem będzie w Londynie.

Na czym polegała ta gra?

Na próbie udowodnienia, kto jest silniejszy i pokazania mi, że jako obywatel hiszpański nie mogę zrobić nic, by Dama należąca do mojej fundacji była pokazana na wystawie, na której mi specjalnie zależało. Ja do dziś do końca nie rozumiem, o co chodziło poprzedniemu zarządowi. Cała sytuacja była niezwykle krępująca dla mnie jako po połowie Polaka i Hiszpana, ale przede wszystkim do polskiej strony, która organizowała wystawę.

Czy rozwiązania problemów z poprzednim zarządem nie utrudniał Panu fakt, że Adam Zamoyski jest pańskim kuzynem?

Bardzo liczę się z więzami rodzinnymi i je cenię, ale dla Fundacji jedynym rozwiązaniem było pozbycie się Adama Zamoyskiego z zarządu. Cała sytuacja prowadziła nas w ślepy zaułek. I to, co ostatecznie zrobiłem, okazało się najlepszym rozwiązaniem. Nie dla mnie osobiście, bo mogę po prostu już nigdy z nim nie rozmawiać, ale dla fundacji, Damy z gronostajem i pozostałych zbiorów.

Czy były zarząd podjął wobec Pana jakieś kroki prawne?

Nie wiem, co robią ludzie z tamtego zarządu, ani co planują i nie bardzo mnie to interesuje. Odwołanie poprzedniego zarządu odbyło się zgodnie z prawem. Jeśli jednak mówimy o krokach prawnych, to być może zostaną one podjęte w przeciwnym kierunku. Nie zamierzam wchodzić w szczegóły, ale musimy pamiętać o tym, że każda złotówka z okresu działania tego zarządu będzie rozliczona do ostatniego grosza.

A są wątpliwości co do sposobu wydawania pieniędzy?

Nie ja będę to rozliczał, więc na razie zostawmy tę kwestię. Adam Zamoyski bardzo dobrze włada polszczyzną, ale posługuje się nią w złych celach. Być może ja nie znam tak dobrze języka polskiego, ale wiem, jakie obowiązki na mnie spoczywają z tego powodu, że jestem w połowie Polakiem i czuję się zobligowany wobec moich przodków do wypełniania ich idei.

Głównym zadaniem zarządu Zamoyskiego stało się przeprowadzenie remontu Muzeum XX Czartoryskich. Czy Pan rozumie, dlaczego dysponując taką marką jaką stanowi Dama z gronostajem, nie udało się temu zarządowi pozyskać z sektora prywatnego ani grosza na przeprowadzenie tej operacji?

Remont był konieczny, choćby ze względu na bezpieczeństwo zbiorów. Jednak gdy planuje się remont na taką skalę, z jaką tu mamy do czynienia, niedopuszczalne jest zamknięcie muzeum i wywiezienie z niego zbiorów, gdy dysponuje się zaledwie jedną dziesiątą pieniędzy potrzebnych na wykonanie remontu, A tak zrobił zarząd z Adamem Zamoyskim. W momencie, gdy dysponuje się tak małymi środkami, nie wynajmuje się za granicą kogoś do wykonania projektu ekspozycji, bo przecież nie ma szans na jego realizację. A dlaczego im się nie udało zebrać pieniędzy, nie wiem. Jedno jest pewne: gdybyśmy utrzymali poprzedni zarząd, to prawdopodobnie muzeum byłoby zamknięte na długie jeszcze lata. Teraz dzięki pomocy krakowskiego Muzeum Narodowego i jego ekspertów pomagających nam wyjść z tych problemów oraz pomocy Ministerstwa Kultury jestem zupełnie spokojny o przyszłość naszych zbiorów. Dzięki nowemu zarządowi zrobiliśmy więcej przez trzy miesiące niż poprzedni zarząd zrobił przez cały rok i jestem przekonany, że już w połowie przyszłego roku Muzeum Czartoryskich będzie znowu otwarte.

Ile będzie tej ministerialnej pomocy w złotówkach?

Minister nie zaproponował żadnej konkretnej sumy. Obecnie projekt finansowany jest z funduszy norweskich, ale w roku przyszłym mamy otrzymać pieniądze z Ministerstwa Kultury. Pomoc zaoferował też prezydent Majchrowski. Chcę tu podkreślić, że Fundacja jest związana z Krakowem i tutaj pozostanie.

To ważne słowa, bo działania poprzedniego zarządu wskazywały na intencję wyprowadzenia zbiorów z Krakowa. Zresztą w większości obecnie nadal są w muzeach pozakrakowskich.

Gdy zakończymy remont, podejmiemy wszelkie kroki, żeby sprawdzić, czy obiekty wróciły w komplecie, Gdyby czegokolwiek brakowało, to podejmiemy stosowne kroki.

Używamy tu sobie na poprzednim zarządzie, ale w jednym trudno Adamowi Zamoyskiemu odmówić racji. Wskazywał, że Muzeum Narodowe nie jest w stanie wypromować kolekcji Czartoryskich i Damy z gronostajem, unowocześnić muzeum. Z nadziejami na takie zmiany powoływał Pan kuzyna na stanowisko szefa zarządu. Czy ponownie zacieśniając więzy z Muzeum Narodowym, choćby przez powołanie w skład obecnego zarządu Fundacji pracowników tego muzeum, nie ma Pan poczucia, że wchodzi po raz drugi do tej samej rzeki?
Nie odbywamy tu sądu nad Adamem Zamoyskim, ja jestem jednak bardzo prostolinijny, rzeczy są dla mnie albo czarne albo białe. Mam zaufanie do pracowników Muzeum Narodowego i jestem przekonany, że przyszłość Muzeum Czartoryskich musi być związana z tą instytucją.

Tę nieuroczystą rozmowę prowadzimy akurat w przeddzień 20 rocznicy powstania Fundacji XX. Czartoryskich. Przyjęte wtedy dla niej rozwiązania powstały w momencie dynamicznych zmian początków transformacji w Polsce. Czy nie uważa Pan, że te rozwiązania wymagają teraz zmian?
W 1991 roku, gdy zwrócono mi dobra należące do moich przodków, znaleziono rozwiązanie takie, jakie dyktowały ówczesne czasy, jakie były wtedy możliwe. Ja musiałem wówczas znaleźć pieniądze na utrzymanie tego majątku. Dlatego wyjściem był ścisły związek między założoną wtedy Fundacją a Muzeum Narodowym, które przez lata komunizmu opiekowało się zbiorami zgromadzonymi przez Czartoryskich. Osobą łączącą te instytucje był Marek Rostworowski, nie tylko wspaniały znawca sztuki, ale także minister kultury w wolnej Polsce. Potem sytuacja zaczęła się zmieniać. Niedawno odwołany zarząd nie potrafił ułożyć stosunków z Muzeum Narodowym. Dzisiaj wiem, że we władzach Fundacji musi być dyrektor Muzeum Narodowego lub jego przedstawiciel.

Czyli idea prywatnego Muzeum Czartoryskich to mrzonka?
To praktycznie niemożliwe, bo na utrzymywanie takiej kolekcji potrzebne są ogromne fundusze. Przed II wojną światową kolekcja Czartoryskich była finansowa z dochodów z rodzinnych majątków. Te jednak zostały potem znacjonalizowane i do rodziny już nie wróciły. Kolekcja stworzona przez moich przodków w ich zamyśle miała tworzyć jedną całość. Ostatnim, który miał wielki wpływ na przyszłość zbiorów, był książę Władysław Czartoryski, który w 1874 roku przyjechał do Krakowa przywożąc ze sobą część kolekcji. Kupił tu na muzeum pałac przy ul. Św. Jana, dodatkowo miasto podarowało mu część murów obronnych razem z Arsenałem. On stworzył tu coś, co miało być dumą Polski. Ja chcę to kontynuować. Nawet w czasach komunizmu ta kolekcja pozostała nienaruszona i ocalona jako całość. Ja z pewnością nie będę jej rozpraszał.

W ciągu minionych lat Fundacja wykupiła od pana kosztem kilku milionów złotych wiele obiektów, które pozostawały pańską osobistą własnością, choć przechowywane były w Muzeum Czartoryskich. Jakie znacznie miały dla Pana te pieniądze?

Mówi pan o wydarzeniach z początku tego wieku. Gdy odzyskałem zbiory Czartoryskich, były w nich obiekty muzealne, ale też moje prywatne. Bo przecież przed II wojną pałac, w którym mieści się Muzeum, był także prywatnym domem naszej rodziny. Znajdowały się więc tam więc obiekty należące do mojego ojca i dziadka. Gdy tworzyliśmy Fundację, dyrektor Muzeum Narodowego i minister Marek Rostworowski zaproponowali, że wykupią ich pewną część, w związku z tym, że ja nie mogłem ich wywieźć z kraju. Oni wycenili te obiekty, pośród których był zresztą wspomniany wcześniej bizantyjski relikwiarz. Fundacja stopniowo mi zapłaciła. A pieniądze... Cóż, to były tylko pieniądze.

Bycie arystokratą to także obowiązek myślenia o przyszłości rodzinnego dziedzictwa. Czy myśli Pan o tym, co stanie się z Muzeum Czartoryskich już poza pańskim życiem?

Mam nadzieję, że znajdę się w niebie, a nie tam na dole. Wierzę, że do tego momentu uda mi się usytuować Fundację i jej zbiory oraz zapewnić jej taki sposób finansowania, że te rozwiązania przetrwają wiele kolejnych pokoleń. Jestem w tej historii tylko ziarenkiem piasku, a rozpoczęła ją Izabela Czartoryska, która pochodząc z Flemingów była osobą bardzo zamożną. Wierzę, że te nowe rozwiązania uda się nam wypracować wspólnie, czyli w Fundacji wspieranej przez Kraków i wojewodę. Chciałbym, aby moi następcy byli z nich dumni i opiekowali się zbiorami z takim samym poczuciem misji, z myślą o krakowianach i turystach tu przyjeżdżających, jakie towarzyszyły moim przodkom.

Ciepło Pan mówi o Polsce, ale nie zdecydował się Pan tu zamieszkać na stałe. Dlaczego?
Ze względu na wojnę wychowałem się za granicą, tam też studiowałem. Do Polski zacząłem regularnie przyjeżdżać w latach 80., kiedy już byłem w dosyć zaawansowanym wieku. Teraz przyjeżdżam tu często, ale na takie radykalne zmiany w moim życiu jest już za późno.

(rozmowa nieautoryzowana)


Fundacja w opałach

Kiedy na początku lat 90. Adam Karol Czartoryski odzyskał prawa do rodzinnej kolekcji, przekazał ją powołanej wtedy Fundacji XX Czartoryskich. Miała ona opiekować się zbiorami, w tym obrazami Leonarda da Vinci i Rembrandta, w ścisłym związku z krakowskim Muzeum Narodowym, którego oddziałem przez lata było Muzeum Czartoryskich. W statucie Fundacji zapisano, że "każdoczesny dyrektor" muzeum będzie prezesem zarządu Fundacji. Muzeum Narodowe utrzymywało zbiory, konserwowało je, płaciło pracownikom. W 2003 roku na mocy decyzji Fundatora, czyli A.K. Czartoryskiego, unia personalna między Muzeum Narodowym a Fundacją przestała istnieć. Prezesem został Adam Zamoyski, znany historyk i prywatnie kuzyn Fundatora. Wtedy doszło do zmian w statucie Fundacji, z którego usunięto m.in. zapis o nierozerwalności kolekcji. Nowy prezes chciał, wbrew stanowisku wielu konserwatorów sztuki, by obraz Leonarda da Vinci wyjeżdżał na wystawy zagraniczne. Wiosną ubiegłego roku Muzeum zostało zamknięte, a jego zbiory trafiły do kilku prowincjonalnych muzeów. W Muzeum miał zacząć się remont, na który jednak zarząd nie zapewnił pieniędzy. W lipcu br. A.K. Czartoryski, w okolicznościach przypominających swą gwałtownością zamach, powołał zarząd złożony wyłącznie z pracowników Muzeum Narodowego.

Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska