Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Referendalny falstart można było przewidzieć

bp Tadeusz Pieronek
Bp Tadeusz Pieronek
Bp Tadeusz Pieronek fot. Wojciech Matusik
Pierwsze dni tegorocznego września przyniosły Polsce nowe, ciekawe doświadczenie w życiu społecznym i politycznym. Wprawdzie narodowe referenda miały już miejsce w 1996 roku i o przyjęciu Konstytucji RP w 1997 roku, a niewątpliwie referendum było konieczne w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w 2003 roku. Nie sięgano jednak do nich nigdy z takim pośpiechem i z taką polityczną determinacją, jak to ma miejsce w stosunku do referendum zaproponowanego przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, jeszcze w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej i do referendum zaproponowanego przez nowego prezydenta RP Andrzeja Dudę już w pierwszym miesiącu jego kadencji.

Referenda spadły na polskie społeczeństwo jak piorun z jasnego nieba, mimo że i tak wszyscy wiedzieli o potrzebie udziału w wyborach parlamentarnych w październiku i można było odczuć, że reakcja ludzi na żądanie aż takiej ruchliwości obywatelskiej była kwitowana znanym polskim przysłowiem, że co za dużo, to niezdrowo.

Skąd się wzięła aż tak ważna i tak pilna potrzeba odwołania się do całego społeczeństwa, skoro władza ustawodawcza funkcjonowała w miarę normalnie, zaś sprawy, które rzucono na szalę referendów, zostały załatwione i wdrożone (wiek emerytalny, sześciolatki w szkołach, uprzywilejowana pozycja podatnika wobec fiskusa), a inne pojawiły się dopiero podczas kampanii prezydenckiej (sprawa JOW-ów, czyli jednomandatowych okręgów wyborczych, sposobu finansowania partii politycznych) i nie były uprzednio przedmiotem publicznej debaty. W przededniu wyborów parlamentarnych Zjednoczona Lewica próbowała jeszcze dorzucić do referendum pakiet pytań , które miałyby ją uchronić od historycznego wyrzucenia jej z przyszłego parlamentu.

Perspektywa przegranej w wyborach i ewentualny atut dla partii, która głośniej krzyknie, zmobilizowały niektórych do desperackiego zwrócenia się do Narodu o zdanie, bo rzekomo nikt inny nie potrafi dać na nie odpowiedzi. No cóż, Polska w ruinie, źle rządzona, zagrożona przez dobrze zorganizowaną armię zachłannego kleru, wymaga radykalnych zmian, a takich może dokonać tylko głos Narodu. Nie wystarczy, by zrobił to dokonując nowego rozdania politycznego w wyborach parlamentarnych, ale koniecznie powinien to dodatkowo podkreślić głosując w referendach narodowych, za które wyrzuci się w błoto, bagatela, 200 milionów złotych.

Zanim doszło do pierwszego referendum dnia 6 września, na które Senat RP się opacznie zgodził, drugie, wyznaczone na 25 października, a więc na datę wyborów parlamentarnych, Senat odrzucił, a więc się nie odbędzie. Wyniki pierwszego referendum są katastrofalne. Wzięło w nim udział nieco ponad 7 proc. uprawnionych. O ważności referendum decydowała frekwencja co najmniej przekraczająca 50 proc. uprawnionych. Trudno ten wynik uznać za głos Narodu. Naród zamilkł, poczuł się dotknięty, zlekceważony, oszukany i uprzedmiotowiony przez tych, którzy ośmielili się użyć tak ważnego instrumentu demokracji dla własnej, partyjnej korzyści, dodatkowo mydląc społeczeństwu oczy, że robią to dla dobra Narodu.

Kiedy wreszcie doczekamy się czasów, w których wybrańcy ludu zaczną sięgać po władzę, by przede wszystkim służyć Narodowi jako całości, a nie wąskiej grupie partyjnej, walczącej o władzę tylko po to, by zabezpieczała jej interesy, kosztem innych. Dziś uzasadnione jest pytanie o etos rządzących, o moralność ich działań, o ich troskę o dobro wspólne. Aż wstyd, ale trzeba to zrobić i powołać się na Niccolo Machiavellego, zwolennika zasady, że w rządzeniu państwem cel uświęca środki. A oto cytat z jego znanego dziełka z początku XVI wieku, zatytułowanego "Książę", traktującego o sztuce rządzenia. Przedstawiona w nim doktryna pasuje jak ulał do naszej sytuacji: "Trzeba to rozumieć, że książę, a szczególnie nowy, nie może przestrzegać tych wszystkich rzeczy, dla których uważa się ludzi za dobrych, albowiem dla trzymania państwa musi częstokroć działać wbrew wierności, wbrew miłosierdziu, wbrew ludzkości, wbrew religii. Trzeba więc, by miał on umysł zdolny do zwrotu, stosownie do tego, jak wiatry i zmienne koleje losu nakazują (…) i nie powinien porzucać dobrego, gdy można, lecz umieć czynić zło, gdy trzeba".

To smutne, że zeszliśmy tak nisko, że bałagan, nieustanne kłótnie na szczytach władzy, często o słowa i gesty, sprężanie mięśni i bicie się w cudze piersi, choć nawet goryle biją się we własne, nie dają nadziei na przyszłość, na lepszy klimat społeczny, o który jeszcze przed niewielu laty potrafiliśmy walczyć z poświęceniem. Nadzieja w tym, że może jeszcze kiedyś zmądrzejemy i staniemy się lepsi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska