MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przeor kamedułów na Bielanach odda tysiące. Ma wyrok za przywłaszczenie mienia

Artur Drożdżak
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Ingimage
Półtora roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata - to wyrok na 50-letniego Witolda K., byłego przeora zakonu kamedułów na Bielanach. Krakowski sąd nie miał wątpliwości, że mężczyzna, który jako duchowny używał imienia o. Maksymilian, przywłaszczył 110 tys. zł z klasztornego konta i przekazał je znajomej lekarce. Teraz będzie musiał oddać całą kwotę. Orzeczenie, które zapadło w piątek, nie jest prawomocne.

Witold K. nie przyznawał się do winy. Na jednej z rozpraw obszernie opowiadał o okolicznościach obdarowywania prezentami Małgorzaty L. Z jego relacji wynikało, że jako przeor miał obowiązek dbania o zdrowie innych braci zakonnych. Z tego względu korzystał z darmowej pomocy lekarki, ordynator oddziału dermatologii. Za jej fachową opiekę nad współbraćmi postanowił ją obdarować obrazkiem o wartości 250 zł. Potem przekazał meble, bo widział, że lekarka ma skromne wyposażenie swojego gabinetu w szpitalu.

W ub.r. krakowski sąd prawomocnie oczyścił Witolda K. od zarzutu przywłaszczenia mebli i figurki Jezusa. Były przeor ponownie był sądzony za przywłaszczenie pieniędzy i teraz usłyszał wyrok. Sędzia Sebastian Mazurek przytaczał słowa oskarżonego, który raz mówił, że 110 tys. zł dla lekarki to była pożyczka, innym razem opowiadał, że jałmużna. Sąd nie dał temu wiary.

- Lekarka była ordynatorem, miała też prywatną praktykę. Jałmużna z założenia ma służyć najuboższym, w tym wypadku tak nie było. Pieniądze nie były też wyrazem wdzięczności dla lekarki za opiekę nad chorymi zakonnikami, bo była tam tylko kilka razy - mówił sędzia.

Dodał, że Roman G., który pełnił wtedy rolę księgowego w klasztorze, spierał się z przeorem i nie zgadzał na takie wydawanie pieniędzy. Duchowny nie słuchał. O tym, że to nie była pożyczka, zdaniem sądu, świadczy też fakt, że lekarka nie zwróciła pieniędzy. Co prawda Witold K. twierdził inaczej i mówił, że odzyskał fundusze i przeznaczył je zaraz na bieżące potrzeby w trakcie remontu klasztoru.

- Na to jednak nie ma żadnego pokwitowania i dokumentów - zaznaczył sędzia Mazurek. Jego zdaniem oskarżony po prostu dał pieniądze lekarce.

- Uznać należy, że przekazanie tych sum nie miało żadnego uzasadnienia i nie mieściło się w zadaniach klasztoru, a przeor działał z innych motywów. Przywłaszczył 110 tys. zł nie dla siebie, ale dla lekarki - dodał. Uznał, że oskarżony musi oddać całą sumę, tym bardziej, że były to pieniądze od darczyńców, a zostały spożytkowane nie na ratowania dobra kultury narodowej i remont klasztoru, ale na inny cel, czyli kupno luksusowego auta przez lekarkę.

Witolda K. nie było na jego ogłoszeniu. Jego obrońca mec. Krzysztof Bachmiński już zapowiada apelację.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska