MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przedwojenni grafficiarze

Artur Drożdżak
Dwóch gości, którzy w 1936 r. dali się złapać na smarowaniu napisów na murach można uznać za prekursorów dzisiejszych grafficiarzy, którzy są zmorą dozorców, właścicieli kamienic i straży miejskiej.

Zachowane w aktach sądowych doniesienie z 26 lutego 1936 r. nadmienia, że zamieszkały w Krakowie Pod Kopcem niejaki Bronisław K., 24-letni pomocnik fryzjera, chwilowo bez zajęcia, nieżonaty, rzymski katolik, urodzony w Wesołkowie, umilał sobie czas gryzmoleniem farbą olejną po parkanach i ścianach budynków. Nicponiowi towarzyszył wysoki, rudy i piegowaty 18-letni Rudolf K..

Obu zauważył około godziny 23.00 patrolujący ulicę Dąbrowskiego w Krakowie posterunkowy Stanisław R., doświadczony już glina. Zdążył dostrzec, że obaj panowie za pomocą specjalnego szablonu namalowali mało oryginalny w formie i treści napis "Nie kupuj u żyda, to żyd zdechnie".Obaj początkujący artyści aż podskoczyli, gdy w środku nocy dał się słyszeć ryk posterunkowego.

- Stać, ani kroku dalej, ręce do góry ! Po kilku sekundach minął szok związany z wpadką na gorącym uczynku i wspólnicy rzucili się do ucieczki. Jednak przygwożdżony do bruku twardym kolanem posterunkowego Rudolf K. nie był w stanie wykonać żadnego ruchu, tylko Bronisław K. skorzystał z okazji i zwiał. Na posterunku Rudolfa K. wzięto w krzyżowy ogień pytań, przyznał się do winy i obciążył wspólnika. Trzy dowody wykroczenia znalazły się w rękach policjanta: pędzel, puszka farby, szablon. Następnego dnia ujęto i Bronisława K.

- Tak, ja malowałem, a Rudolf tylko przykładał szablon- objaśnił modus operandi, czyli sposób działania. Sprawa trafiła przed oblicze starosty, który w trybie administracyjnym ukarał Bronisława K., choć ten tłumaczył się, że nie wiedział, że takie wyrażanie swojego artystycznego "ja" jest zabronione. Od decyzji starosty, na mocy której skonfiskowano dowody przestępstwa, a sprawcę umieszczono na trzy w areszcie Bronisław K. szybko się odwołał. Z powodu choroby sprawy Rudolfa K. nie rozpatrywano. Po apelacji sprawa trafiła przed oblicze Sądu Okręgowego w Krakowie.

- Nie poczuwam się do winy. To Rudolf K. nieprawdziwie pomówił mnie na policji. Na pewno zrobił to pod wpływem przymusu - bronił się Bronisław K.

Pytany dlaczego i on sam przyznał się do winy podał tłumaczenie stare jak świat: bo policjant zagroził, że mnie porządnie zleje. Rozprawę przerwano, by ustalić adres Rudolfa K., potem kilka razy proces odraczano, bo istotny dla sprawy świadek przepadł bez śladu. W końcu udało się go złapać, ale odmówił zeznań, bo miał do tego prawo. Inaczej musiałby sam siebie obciążyć, a tego nie chciał. W takiej sytuacji Bronisława K uniewinniono. Cóż, temida zawsze miała słabość do artystów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska